Nienawiści ci u nas dostatek

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

Poświąteczny wysyp nienawiści wcale aż tak bardzo nie dziwi. Dziwić może co najwyżej jego skala.

Nie do końca zresztą jestem pewien czy i skala dziwić powinna. W końcu, jak stwierdził swego czasu śp. ks. arcybiskup prof. dr hab. Józef Życiński - dziś podejrzliwość i nieufność stają się dla wielu wyrazem afirmacji. (...) Zwycięża indywidualizm ambicji, łączy nas wyścig szczurów. W ojczyźnie "Solidarności" szczególnie boli zanik poczucia solidarności społecznej, jej miejsce nierzadko zajmuje agresja.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ci, którzy najbardziej nienawidzą uważają się nie tylko za wierzących, ale za najwierniejszych synów Kościoła. I tylko jakoś dziwnie tak zapomnieli słowa z Ewangelii wg św. Mateusza (5, 43-45): Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.

Pewnie, że nienawidzić jest łatwiej niż kochać. Bo nienawiść nie wymaga niczego poza samą sobą. Miłowanie zaś wiąże się z troską o innych, z dawaniem z siebie i nieoczekiwaniem niczego w zamian – ani pochwał, ani nagród, ani pochlebstw, ani stanowisk, ani premii, ani uznania, ani adoracji… Nade wszystko zaś ze zrezygnowaniem z pragnienia bycia zawsze w centrum uwagi. I rzeczywiście nie pchania się tam.

Tym, którzy nie potrafią z tego zrezygnować, zamiast argumentów pozostają jedynie krzyk i obelgi. – Środowiska te zachowują się jak towarzystwo wzajemnej adoracji. Niezależnie od różnic tworzy się wtedy zamknięty krąg czytelników tych samych gazet, wielbicieli agresywnych felietonistów, zwolenników politycznego guru kolejnego sezonu. Pan Bóg interesuje te kręgi znacznie mniej niż tropienie wrogów. Można się zresztą obawiać, że w ich klasyfikacji Bóg jest, niestety, liberałem, każe bowiem kochać i przebaczać, zamiast potępiać i walczyć – mówił swego czasu śp. Ksiądz Arcybiskup.

Cóż dodać? Chyba tylko to, że – jak rzekł Aleksander hrabia Fredro – gdzie nienawiść kują tam demagog przy miechu a diabeł przy młocie.