Niemieccy naukowcy już wiedzą, ile stracą uczniowie po szkolnym lockdownie
Pandemia Covid-19 uderza w państwa szybko i bezpośrednio, ale będzie też miała społeczno-ekonomiczne skutki długofalowe, widoczne nie od razu.
Całe pokolenie uczniów ekonomicznie pozostanie w tyle bez szansy nadrobienia zaległości
Dopiero po latach zobaczymy następstwa np. zamknięcia szkół, dziś może przeczuwane i pozornie niekonkretne. Jednak nieuchronnie się objawią i, zdaniem ekspertów, dadzą się też oszacować.
Wyliczenia długofalowych konsekwencji tej przymusowej nauki zdalnej dokonał instytut badań gospodarczych Ifo z Monachium.
Generalna konstatacja to ta, że taka nauka na dystans – obok niemieckiego słowa Distanzunterricht używa się tu angielskiego Homeschooling na wzór home office dla dorosłych – jest znacznie mniej produktywna niż tradycyjna.
Pada posępna teza, że „całe pokolenie uczniów ekonomicznie pozostanie w tyle bez szansy nadrobienia zaległości”. Tracą oni bowiem część kluczowego wykształcenia.
Autor raportu Ifo, Ludger Wößmann, przede wszystkim podkreśla, że zależność między wykształceniem a zarobkami jest bardzo dobrze udokumentowana. Wylicza on, że jeśli szkoły pozostaną zamknięte do końca lutego, każdy uczeń przeciętnie straci w przyszłości 4,5 proc. swych potencjalnych życiowych dochodów.
Zamknięte szkoły to szkody dla gospodarki
Naukowiec szacuje też szkody dla całej gospodarki w następnych dziesięcioleciach. Według jego modelu, jeśli szkoły będą w sumie zamknięte przez 18 tygodni, dwanaście wiosną i sześć obecnie, wówczas gospodarka narodowa do końca stulecia utraci 3,3 biliona euro.
Gdyby nie udało się opanować pandemii i zamknięcie szkół trzeba by przedłużyć do końca marca, wówczas straty sięgnęłyby czterech bilionów – wylicza Ludger Wößmann.
Nauka zdalna w każdym razie, niezależnie od długofalowych skutków zamknięcia szkół, jest mniej produktywna i to widać od razu w czasie egzaminów.
Dla potwierdzenia tej tezy prof. Wößmann posłużył się przykładem mniejszej Holandii. Tam po ośmiotygodniowym zamknięciu szkół na końcowym egzaminie rocznym stwierdzono ubytek „naukowy” u uczniów w wysokości 20 proc.
Słabsi uczniowie tracą więcej
Negatywne skutki zdalnego nauczania dotknęły również uczniów z rodzin o wyższym poziomie wykształcenia rodziców.
W holenderskich rodzinach z niskim etosem oświaty uszczerbek w nauce był znacznie wyższy niż dwadzieścia procent.
Przed pandemią dzieci poświęcały nauce w szkole i w domu 7,4 godz. dziennie, natomiast w czasie szkolnego lockdownu już tylko 3,6 godz.
To samo można odnieść do Niemiec – twierdzi naukowiec z Ifo. Jak zauważył, „właśnie słabsi uczniowie również w Niemczech w czasie zamknięcia szkół znacznie uszczuplili czas domowej nauki”.
Potwierdziła to wcześniej inna badaczka z instytutu Ifo Elisabeth Grewenig. Jej zespół zapytał ponad 1000 rodziców, jak dzieci spędzały czas podczas wiosennego zamknięcia w porównaniu z czasem wcześniejszego normalnego funkcjonowania szkoły.
Okazało się, że przed pandemią dzieci poświęcały nauce w szkole i w domu 7,4 godz. dziennie, natomiast w czasie szkolnego lockdownu już tylko 3,6 godz. Głównie grały w gry komputerowe i tkwiły w mediach społecznościowych.
Niemieccy badacze przytoczyli wymowny przykład z Belgii. W 1990 r. rząd centralny przekazał oświatę w gestię obu prowincji, Flandrii i biedniejszej francuskojęzycznej Walonii. Nauczyciele z tej drugiej w obawie przed niższymi zarobkami zastrajkowali i na wiele tygodni dzieci wypadły z nauki. Strajkujący nauczyciele dostali potem jak ich koledzy z Flandrii dwuprocentowe podwyżki, ale skutki ich akcji okazały się długofalowe.
Zbadała je 20 lat później dwójka ekonomistów Michèle Belot i Dinand Webbink. Ustalili, że walońscy uczniowie częściej powtarzali klasy i uczęszczali do szkoły o pół roku dłużej, ale nie nadrobili „strajkowych” luk. W efekcie rzadziej później studiowali na wyższych uczelniach i częściej uprawiali zawody mniej płatne.
Niewesoła konstatacja: każdy uszczerbek w nauczaniu czy to w formie mniej wydajnej pracy zdalnej czy całkowitego przerwania nauki, nawet na niedługi zdawałoby się czas, ma poważne konsekwencje.
I dla młodego człowieka, który potem już niemłody mniej zarabia, i sumarycznie dla gospodarki narodowej, która cierpi przez to, że taki trochę niedokształcony absolwent wnosi do gospodarki mniej innowacji, mniej zmysłu organizacyjnego lub po prostu pracuje wolniej.
Porzekadło mówi „każda żmija kiedyś mija”. W tym jednak wypadku „żmija” niedokształcenia nie mija nigdy, a w każdym razie nie za życia pechowego pokolenia.