Nie był obojętny
W piątkowy wieczór w wieku lat 93 zakończył długie i pracowite życie Władysław Bartoszewski. Więzień Auschwitz, współpracownik Rady Pomocy Żydom, żołnierz Armii Krajowej, powstaniec, ofiara stalinowskich represji, w stanie wojennym internowany, wykładowca, publicysta,minister, ambasador, pełnomocnik Premiera, wymieniać można by długo. Równie długa jest lista nagród i wyróżnień profesora, z Legią Honorową i Orderem Orła Białego włącznie.
W drugim tomie wywiadu rzeki z Michałem Komarem deklarował; „Póki starczy mi świadomości mózgowej, którą szumnie nazywa się intelektualną, będę działał. Będę robił to, co robiłem dotychczas, marząc, wzdychając do sił nadprzyrodzonych, bym mógł paść w biegu.” Łaskawy Stwórca wysłuchał swojego pokornego syna, który jeszcze przed paroma dniami podczas obchodów 72 rocznicy powstania w getcie udzielał 19 kwietnia wypowiedzi licznie zgromadzonym dziennikarzom, a w piątkowe – jak teraz wiemy, ostatnie – przedpołudnie weryfikował dwa rozdziały kolejnej przygotowywanej do wydania książki oraz przygotowywał agendę spotkania Polska – Niemcy.
Sam o sobie mówił, że nie pchał się ani do powstania, ani do więzienia, ani do ryzykowania życiem, bo przecież za pomoc Żydom groziła śmierć, starał się jedynie pozostawać przyzwoitym człowiekiem, co w czasach w jakich przyszło Mu żyć oznaczało konieczność sprostania heroicznym często wyzwaniom. Pytał jako chrześcijanin, czy można być ksenofobicznym, nienawistnym, czy choćby obojętnym i odpowiadał stanowczo. Nie można! W rozmowie z Justyną Pochanke odwołał się do frazy modlitewnej Spowiedzi Powszechnej: „..zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem.”
Te słowa nie pozwalały Mu być obojętnym. Już w czasie wojny miał świadomość, że przyjdzie nam w bliżej nieokreślonej przyszłości ułożyć na nowo stosunki z Niemcami. Szczęśliwie ani okupacja, ani stalinowskie więzienie, ani internowanie nie zmieniły Jego postawy i pozwoliły nie tylko dożyć wolności, ale czynnie działać na rzecz polsko – niemieckiego pojednania. Wiele uczynił dla poprawy skomplikowanych stosunków polsko – żydowskich, bowiem osobisty autorytet poparty czynną pomocą Żydom w mroku okupacji, czyniły z Niego partnera wiarygodnego i pożądanego.
Kiedy w roku 1990 zostawał ambasadorem RP w Austrii rozpoczynając okres aktywności w służbie państwowej liczył sobie już 68 lat. W tym wieku większość ludzi kończy drogę zawodową, On dopiero otwierał rozdział, który obok splendorów i zaszczytów wymagał wytężonej pracy, różnorodnych aktywności, zwalczania przeciwności. Podjął się tego zadania, bowiem, jak całe życie, głęboko wierzył w sens pracy dla Polski. Miał przy tym tę niezbędną dozę dystansu i humoru, które nawet u przeciwników zjednywały Mu respekt. Wszak to Bartoszewski – zdeklarowany antykomunista przepijał w Moskwie toasty z ówczesnym ministrem spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Igorem Iwanowem.
W niemieckim Bundestagu miał odwagę wspomnieć o gwałtach na ludności niemieckiej, której sprawcami „bywali także Polacy”. Bowiem, jak wyznał Michałowi Komarowi: ” Prawdziwy chrześcijanin powinien boleć nad cierpieniami ludzi niewinnych…”
We własnym kraju, obok zasłużonego szacunku spotykały Go gwizdy. Również w rocznicę Powstania Warszawskiego, bowiem znaleźli się tacy, którzy w bezimiennym tłumie mieli odwagę uczyć Go swojej wizji patriotyzmu. Pozostaje mieć nadzieję, że podobnie gorszące ekscesy jakie towarzyszyły pochówkowi Czesława Miłosza zostaną oszczędzone temu, który nigdy nie pozostawał obojętny w obliczu ludzkiego nieszczęścia i krzywdy.