NBP raport o inflacji. Stagflacja raczej nam nie grozi
W kolejny kwartał wkroczyliśmy w utrzymującej się atmosferze niepewności, a główny, choć nie jedynym jej powodem pozostaje oczywiście pandemia koronawirusa – podkreślił podczas prezentacji raportu o inflacji Jacek Kotłowski, wicedyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP.
Jednym z głównych założeń, przyjętych podczas prac nad najnowszą edycję tego opracowania, był brak kolejnej, wyraźnej fali zakażeń na terenie Europy.
Jacek Kotłowski przypomniał, że na dzień dzisiejszy scenariusz taki wydaje się być najbardziej prawdopodobny, bowiem poza obszarem Bałkanów udało się doprowadzić do stabilizacji liczby zachorowań.
Kolejny lockdown mało prawdopodobny
Wraz z opanowywaniem sytuacji w obszarze epidemiologicznych postępuje również odmrażanie gospodarki. Przedstawiciel NBP przypomniał, że surowe restrykcje, prowadzone na przełomie marca i kwietnia przez władze większości krajów europejskich przyniosły pożądany skutek, niemniej w obecnej sytuacji jest mało prawdopodobne, by którekolwiek państw zdecydowało się ponownie na podobne obciążenie dla gospodarki.
Statystyki za pierwsze sześć miesięcy tego roku jednoznacznie potwierdzają, że początek kwietnia stanowił najgorszy moment dla światowej i europejskiej gospodarki.
– Od tego czasu następuje sukcesywna poprawa, którą zaburzają jedynie problemy z dostawami – zaznaczył Jacek Kotłowski.
Na aktualną sytuację gospodarki zarówno strefy euro, jak i całej Wspólnoty będą mieć też wpływ konsekwencje uzgodnień w sprawie Brexitu, które trwają cały czas, niejako w cieniu obecnego kryzysu.
– W bieżącym roku gospodarka strefy euro skurczy się o około 9% – podkreślił reprezentant banku centralnego.
Epidemia zachęci nas do oszczędzania
Obok czynników typowo ekonomicznych znaczący wpływ na funkcjonowanie gospodarki, tak europejskiej jak i polskiej, mieć będą kwestie społeczno-psychologiczne.
Rozwój pandemii i spowodowany nim lęk wpływa wszak na decyzje ekonomiczne, podejmowane zarówno przez konsumentów, jak i przedsiębiorców.
Wśród obaw dominują te związane z możliwością utraty stałego źródła zarobkowania, co, zdaniem analityków NBP, wpływa na zwiększenie skłonności do oszczędzania.
– Można się spodziewać, że w nadchodzącym czasie decyzje zakupowe podejmowane będą bardziej rozważnie – stwierdził Jacek Kotłowski.
Trend ten obserwowany jest w skali globalnej, co niekorzystnie oddziałuje na polski eksport, którego podstawę stanowią towary konsumpcyjne i dobra trwałego użytku.
Bank centralny zakłada wprawdzie utrzymanie nadwyżki importu nad eksportem, co tradycyjnie już sprzyjało rozwojowi polskiej gospodarki w niepewnych uwarunkowaniach, niemniej trend ten będzie obecnie nieco słabszy aniżeli dotychczas.
Czy produkcja wróci do Europy?
Generalnie jednak konsumpcja w miarę szybko może powrócić do poziomów sprzed wybuchu epidemii, ale znacznie bardziej pesymistyczny scenariusz dotyczy inwestycji.
Także i mobilność pozostaje znacznie niższa w porównaniu z sytuacją z początku roku, czego wyraźnym symptomem jest istotny spadek sprzedaży paliw płynnych. Ofiarą tego trendu jest przede wszystkim przemysł wydobywczy w USA, który odnotował rekordowe straty.
Konsekwencje pandemii, ze szczególnym uwzględnieniem zerwania łańcuchów dostaw, skłaniają do rozważenia scenariuszy alternatywnych, w rodzaju przeniesienia produkcji z powrotem do Europy.
Analitycy NBP wskazują jednak, iż na chwile obecną scenariusz takowy jest mało prawdopodobny, bowiem różnice w kosztach wciąż przemawiają za utrzymaniem dotychczasowych lokalizacji.
Zatrudnienie spadło, zarobki mniej
Jak na tym tle prezentuje się sytuacja w Polsce? Daje się zauważyć pozytywny wpływ wprowadzonych mechanizmów antykryzysowych, z których do chwili obecnej skorzystało około 3 mln zatrudnionych.
Nie zmienia to faktu, iż liczba miejsc pracy zmniejszyła się drastycznie na przestrzeni ostatnich miesięcy. Jednym z rezultatów obecnego kryzysu jest odpływ pracowników pochodzących z zagranicy. Wskutek zamknięcia granic oraz redukcji miejsc pracy tylko w marcu i kwietniu br. nasz kraj opuściło około 220 tys. obcokrajowców, z czego 160 tysięcy stanowili Ukraińcy.
Od maja daje się zauważyć stopniowy powrót imigrantów zarobkowych, niemniej wszystko wskazuje na to, że ich liczba w najbliższym czasie nie osiągnie poziomów przedkryzysowych.
Znacznie lepiej prezentowała się sytuacja jeśli chodzi o dynamikę obniżania zarobków, która była niższa aniżeli spadek zatrudnienia.
Według statystyk przedstawionych przez NBP, najgorszym miesiącem był kwiecień, kiedy dynamika wynagrodzeń obniżyła się o 4 punkty procentowe.
Stagflacja? Raczej nie
Równocześnie można zauważyć sukcesywny wzrost cen usług. Analitycy banku centralnego zwrócili uwagę, że najsilniej rosły stawki za te usługi, które w szczytowej fazie pandemii nie funkcjonowały, jak fryzjerskie czy kosmetyczne.
Maj przyniósł też skok cen w sektorze medycznym, jednak kolejny miesiąc upłynął pod znakiem stabilizacji.
– Jak widać było to zjawisko jednorazowe, a nie trwała tendencja – dodał Jacek Kotłowski.
Generalnie w bieżącym roku powinniśmy się spodziewać wzrostu cen towarów konsumpcyjnych i usług na poziomie 3,3%. W przyszłym roku wartość ta powinna ulec przeszło dwukrotnemu obniżeniu i osiągnąć poziom 1,5%, natomiast na rok 2022 wartość inflacji szacowana jest na 2,1%.
Nieco szybciej będą zwiększać się ceny produktów żywnościowych – odpowiednio 5,7% w roku bieżącym, 1,5% w 2021 i 2,7% w 2022.
Sytuacja gospodarcza wpłynie też na znaczące obniżenie dynamiki wynagrodzeń – w roku bieżącym osiągnie ona wartość 2,6%, podczas gdy na kolejne lata prognozowana jest na poziomie odpowiednio 5% i 5,7%.
Reprezentant NBP podkreślił, że nie powinniśmy obawiać się stagflacji, bowiem ekspansywna polityka pieniężna i fiskalna minimalizuje ryzyko jej wystąpienia.