Na lokacie nie zarobisz aż do 2022 roku?
Ponad 6 lat – przynajmniej tak długo trwać ma okres niesprzyjający oszczędzaniu w bankach. Już bowiem przeciętna roczna lokata założona pod koniec 2015 roku dawała za niski procent, aby pokonać inflację. Po prostu po odjęciu podatku od naliczonych odsetek i uwzględnieniu inflacji, właściciel depozytu dostał po 12 miesiącach kwotę, za którą mógł w sklepie kupić mniej niż w dniu zakładania lokaty. Inaczej rzecz ujmując inflacja działa szybciej niż banki naliczające odsetki. Przez to już od kilku lat topnieje siła nabywcza oszczędności trzymanych na lokatach.
Lokaty dają największe straty od co najmniej 2004 roku
Z apogeum tego zjawiska mamy do czynienia właśnie teraz – wynika z szacunków HRE Investments. Jeśli ktoś założył roczną lokatę w pierwszym kwartale 2019 roku, to mógł liczyć na około 1,6% odsetek. Depozyt ten kończy się właśnie teraz w wyraźnie niesprzyjających okolicznościach. Inflacja ma bowiem w bieżącym kwartale wynieść około 4,3% (szacunki NBP). To znaczy, że poziom cen dóbr i usług konsumpcyjnych ma być średnio o 4,3% wyższy niż przed rokiem.
Czytaj także: Lokaty nadal będą przynosiły straty w tym roku. Jak duże?
Uwzględniając te fakty oraz konieczność zapłacenia podatku od bankowych odsetek, otrzymujemy wynik na poziomie zbliżonym do 3-proc. realnej straty. Najlepiej pokazać ten fenomen na konkretnym przykładzie. Jeśli założyliśmy przed rokiem lokatę na kwotę 10 tysięcy złotych, to dziś po potrąceniu podatku i skorygowaniu kapitału o inflację za nasze 10 tysięcy wraz z odsetkami kupimy dobra i usługi, za które rok temu trzeba było zapłacić tylko trochę ponad 9700 złotych. Tak niekorzystnej oferty bankowych depozytów nie widzieliśmy od co najmniej kilkunastu lat. Okres ten może być znacznie dłuższy, ale dokładne dane na temat oprocentowania depozytów bank centralny publikuje jedynie od 2004 roku.
Realne straty co najmniej do 2022 roku
Najnowsza projekcja inflacji przygotowana przez NBP oraz notowania kontraktów terminowych na stopę procentową sugerują, że sytuacja może się w najbliższym czasie trochę poprawić. Choć na przeciętnym bankowym depozycie wciąż mamy tracić, to już trochę mniej niż na lokatach, które właśnie teraz się kończą. Spójrzmy na konkretny przykład. Załóżmy, że do banku idziemy dziś i chcemy powierzyć mu nasze oszczędności. W ramach rocznej lokaty możemy liczyć przeciętnie na 1,4% odsetek. Po potrąceniu podatku i spodziewanej za rok inflacji (około 2,8%), daje nam to wynik na poziomie około 1,6% realnej straty na rocznym depozycie – wynika z szacunków HRE Investments.
Niestety, to wciąż nie koniec złych informacji. Aktualne prognozy i notowania kontraktów terminowych sugerują, że nie zarobimy nawet na lokatach kończących się w 2022 roku, a perspektywy na kolejne lata wciąż nie napawają optymizmem. Powody są prozaiczne – rosnące ceny w sklepach oraz cięcie oprocentowania depozytów bankowych. Na taki ruch w ostatnich miesiącach zdecydowała się ponad połowa tych instytucji. Winny jest tu nie tylko niski poziom stóp procentowych, ale też nakładane wciąż na banki dodatkowe regulacje i koszty, które choć częściowo instytucje te przerzucają na klientów poprzez obniżanie oprocentowania depozytów.
Rezygnujemy z lokat, ale nie z banków
Jak w takich warunkach zachowują się Polacy? Trzymamy na lokatach coraz mniej pieniędzy, co jednak nie znaczy, że stronimy od bankowych rachunków. Zamiast mrozić pieniądze przez kwartał czy rok, trzymamy ich coraz więcej na rachunkach bieżących lub oszczędnościowych, czyli takich z których pieniądze możemy w miarę szybko wycofać – jeśli przyjdzie taka potrzeba.
Mówimy o niebagatelnych kwotach, bo na wszystkich rachunkach bankowych i lokatach Polacy trzymali w styczniu 826,6 mld złotych (wraz z depozytami walutowymi) – o 68,1 mld złotych więcej niż w analogicznym okresie przed rokiem. W liczbie tej 291,8 mld Polacy trzymali na lokatach, a 534,7 mld na rachunkach bieżących i oszczędnościowych.
Zysk bez ryzyka, to wymierający gatunek
Nie jest tajemnicą, że przedłużający się okres realnych strat na lokatach powoduje, że Polacy poszukują alternatywy dla swoich pieniędzy. Właśnie dlatego miliardy złotych płyną na rynek nieruchomości czy obligacji. To poszukiwanie relatywnie bezpiecznej inwestycji, która pozwala pokonać rozpędzającą się inflację powoduje, że Minister Finansów notuje historyczne rekordy sprzedaży obligacji skarbowych, a inwestorzy wciąż stanowią bardzo liczną grupę (nawet 30-40%) kupujących mieszkania. Jeśli sytuacja dalej rozwijać się będzie zgodnie z przewidywaniami rynkowych graczy, to zarówno rynek nieruchomości, jak i rynek obligacji będą się cieszyć dużym powodzeniem. Ekonomiści spodziewają się bowiem cięć stóp procentowych, co oznaczałoby dalszy spadek oprocentowania lokat, ale też rat kredytów mieszkaniowych.