Mniej oczywiste skutki decyzji Szwajcarskiego Banku Narodowego o zaprzestaniu starań o osłabienie franka
Już mniej więcej pół setki banków centralnych z państw na wszystkich kontynentach dokonało w ostatnich tygodniach podwyżek głównych stóp procentowych. Żadnego zdziwienia nie powinno budzić, że największe zwyżki nastąpiły w Ukrainie i Rosji, gdzie toczy się wojna dzikiej Azji ze stateczną Europą (odpowiednio +15 pp i +10,5 pp).
Brwi w kręgach finansowych wielkiego świata poszły jednak do góry, gdy z Zurychu dotarł w tych dniach komunikat, że śladem dziesiątków innych poszedł Szwajcarski Bank Centralny (SNB). W niespodziewanym ruchu Szwajcarzy podnieśli swoje stopy o spore pół punktu procentowego.
Rezerwy walutowe SNB sięgają równowartości 1 biliona (1 000) miliardów dolarów
Alpejska oaza wielkiego dobrobytu dołożyła tym samym swoje do zawirowań na światowych rynkach finansowych przechodzących katusze przejścia z reżimu deflacji w reżim inflacji. Oba reżimy mają swoje wady, ale ten drugi jest o wiele bardziej niebezpieczny.
Kursy giełdowe największych amerykańskich spółek w rękach Szwajcarów?
Ruch Szwajcarów może spowodować duże straty u posiadaczy wszelkiego rodzaju tzw. najlepszych papierów wartościowych: od akcji spółek gigantów technologicznych z Doliny Krzemowej po amerykańskie i europejskie obligacje rządowe.
Znawcy wyciągają ten wniosek po charakterystycznym zaniechaniu władz SNB, które usunęły z komunikatu o podwyżce stóp mantrę o (zbyt) wysokich wycenach franka szwajcarskiego. Ma to oznaczać, że Szwajcarzy mogą porzucić starania o osłabienie swojej waluty czynione dotychczas w formie wielkich zakupów walut obcych.
Zakupy były istotnie ogromne, bowiem rezerwy walutowe SNB sięgają równowartości 1 biliona (1 000) miliardów dolarów. W dodatku i w odróżnieniu od innych banków centralnych SNB nie tylko biernie gromadził, a używa (używał?) swoich rezerw, stając się w ten sposób potężnym graczem na rynkach akcji i obligacji.
SNB jest posiadaczem zagranicznych obligacji rządowych o wartości ok. 600 mld franków
Zaprzestanie zakupów walut oraz ich zamiany na akcje i obligacje lub -co jeszcze gorsze – zmniejszanie portfela papierów wartościowych, doprowadzi do wirów na rynkach jeszcze większych od obecnych.
Ponieważ taki bank jak SNB nie kupuje „byle czego” najbardziej narażone na spadki są akcje gigantów z amerykańskiej grupy FAANGS (Facebook, Apple, Amazon, Netflix, Google) oraz inne wielkie spółki.
Pożyczanie na rynkach finansowych będzie droższe i turniejsze
Nie ma dostępu do szczegółowych i pełnych danych, ale wiadomo z oficjalnych publikacji SNB, że na koniec pierwszego kwartału 2022 r. w akcje zaangażowanych była jedna czwarta jego rezerw walutowych.
Z kolei z danych amerykańskich regulatorów w rodzaju SEC wynika, że portfel akcji spółek z USA w posiadaniu SNB ma wartość 177 mld dol., w tym 12,4 mld dol. w akcjach Apple, 9,5 mld dol. Microsoft, 6,4 mld dol. Amazon. Portfel jest tradycyjny, bowiem są w nim także m.in. akcje ExxonMobil za półtora miliarda, czy Coca-Coli za 1,1 mld dol.
Reuters obliczył, że SNB jest posiadaczem zagranicznych obligacji rządowych o wartości ok. 600 mld franków. Są wśród nich zwłaszcza amerykańskie Treasuries o wartości ok. 248 mld dol. i obligacje państw strefy euro, przede wszystkim niemieckie, za ok. 221 mld euro.
Potwierdzeniem spekulacji o zmianie wektora starań SNB ws. siły waluty szwajcarskiej są uspokajające słowa płynące z Zurychu, że bank będzie raczej czekał na dni wygaśnięcia poszczególnych transzy obligacji niż sprzedawał je przed tymi terminami oraz że będzie starał się minimalizować rynkowe konsekwencje sprzedaży akcji.
Dla nas są to raczej złe wiadomości. Znowu odżyć może na łamach i ekranach kwestia kredytów frankowych, która jest „czarnym ludem” w polityce.
O wiele istotniejsze mogą być jednak konsekwencje budżetowe. Polska będzie musiała zaciągać nowe wielkie pożyczki zagraniczne, a ubyć może wielki potencjalny nabywca naszych obligacji rządowych, który pewnie kupi co nieco, ale znacznie mniej niż mógłby kupić.