Minister finansów: odpowiedzialność i znaczenie
W pierwszych latach transformacji funkcja ministra finansów uważana była za kluczową w państwie. Leszek Balcerowicz miał w rządzie Tadeusza Mazowieckiego pozycję samodzielną i zaprojektowane przez niego i jego zespół reformy były osią programu rządu. W rządzie Buzka Leszek Balcerowicz nie miał możliwości narzucenia swego autorskiego programu i odszedł, wraz z kierowaną przez siebie Unią Wolności.
Sukces Balcerowicza z początków transformacji chciał powtórzyć Grzegorz Kołodko, który został ministrem finansów i wicepremierem w rządzie Waldemara Pawlaka po tym, jak z rządu ustąpił, protestując przeciwko odwołaniu wiceministra Stefana Kawalca, Marek Borowski. Pozycja Kołodki była jednak nieporównanie słabsza niż Balcerowicza. Dwukrotnie został zdymisjonowany: przez Włodzimierza Cimoszewicza i Leszka Millera. Obaj premierzy mieli dość swego współpracownika, który chętnie występował w roli propagandysty, przy czym reklamował głównie siebie.
Samodzielną pozycję w rządzie mieli także: Zyta Gilowska i Jan Vincent Rostowski. Gilowska realizowała dość liberalny program w rządzie, wspieranym przez populistów. Trafiła na dobrą koniunkturę i mimo poluzowania budżetu (obniżyła PIT i składki rentowe) nie miała problemu z deficytem.
Za to jej następca – Rostowski – odziedziczył nie tylko dziurawy budżet, ale także musiał zmagać się z kryzysem finansowym, szalejącym na świecie. Przyszedł do rządu jako ekonomista – kierował katedrą na Central European University w Budapeszcie – ale okazało się, że ma temperament polityka. To nie działało na jego korzyść, choć miał duże zasługi w utrzymaniu wzrostu polskiej gospodarki podczas kryzysu.
Wśród 20 ministrów wielu było wybitnymi fachowcami, którzy woleli pozostawać w cieniu: Mirosław Gronicki, Andrzej Raczko, Stanisław Kluza, Mateusz Szczurek. Do tej grupy zaliczyłbym też Teresę Czerwińską, bodajże najmniej znaną panią minister w obecnym rządzie. Objęła stanowisko po tym, jak poprzednik – Mateusz Morawiecki – został szefem rządu.
Bardzo rzadko pojawia się w mediach, ale kontynuuje w Ministerstwie Finansów prace rozpoczęte przez Mateusza Szczurka, pozwalające zwiększyć ściągalność podatków. Na komisjach w Sejmie i Senacie mówiła otwarcie, że wzrost przychodów z podatków, zwłaszcza VAT, to skutek wielu czynników, a nie – jak utrzymują politycy PiS – zwalczania mafii VAT-owskich.
Podkreślała, że poprawa ściągalności VAT wkrótce się wyczerpie, a sytuacja budżetu może się pogorszyć, gdy politycy będą realizowali kolejne programy socjalne. Jeżeli potwierdzą się pogłoski o jej dymisji, będzie to poważne osłabienie rządu. Odejdzie osoba kompetentna, która nie chce być politykiem.
Czytaj także: Wyborcze obietnice zwiększą deficyt strukturalny