Miliarderzy światu nie szkodzą
Czasem wprost, czasem między wierszami, formułowana jest teza, że trzeba skończyć z dzisiejszymi nababami.
Warto zadać pytanie kontrolne. A co w zamian? Komunizm, inna satrapia, socjalizm i centralne planowanie, oświecona dyktatura, spółdzielczość, rujnujące podatki i 1000+ dla wszystkich, algorytmy od sztucznej inteligencji? Do wyboru są wizje złe i straszne, albo mrzonki.
Narastanie bogactwa wytwarzanego przez korporacje i pomniejsze firmy jest procesem obiektywnym. W ogromnej mierze jest dziś rezultatem postępującej globalizacji.
Przed „odkryciem” Ameryki Europa była biedna. Kolosalne dochody z handlu czerpały jedynie Wenecja i Genua. Przywożone potem przez Hiszpanów złoto i srebro Azteków, Inków i Majów pobudzało wyobraźnię.
Powstawać zaczęły nowe floty. To na ich pokładach kupcy z Europy północnej ruszyli na „podbój” reszty świata.
Co daje globalizacja?
Dzisiejsza globalizacja otworzyła rynki liczące już niemal 8 miliardów konsumentów. W wieku XVI, XVII i XVIII było ich najpierw jakieś 100 milionów i potem tylko kilka razy więcej.
Gdyby nie wielki eksport zawdzięczany globalizacji, bylibyśmy dziś na poziomie Białorusi, czy Serbii
Są obecnego otwarcia całego świata oczywiste konsekwencje po stronie olbrzymiejących dochodów z działalności gospodarczej. Są też jednak też skutki w postaci względnej stabilności dla mieszkańców Zachodu i wielkiej liczby nowych miejsc pracy, głównie w przeraźliwie biednej jeszcze wczoraj Azji.
Do szczęśliwych beneficjentów globalizacji należy Polska. Już prawie połowa naszego PKB powstaje dzięki eksportowi. Poza meblami i żywnością nie wytwarzamy wiele wyrobów gotowych, więc korzystamy z globalizacyjnego podziału pracy dostarczając, głównie firmom z Niemiec, podzespoły i części. Z szacunków EY wynika, że w latach 2009-2019 wzrost eksportu odpowiadał za prawie 2/3 wzrostu polskiego PKB.
Gdyby nie wielki eksport zawdzięczany globalizacji, bylibyśmy dziś na poziomie Białorusi, czy Serbii.
Pęd do finansowego sukcesu w biznesie pozostaje jedynym powszechnym czynnikiem rozwoju i wzrostu. Przez tysiące lat naszej cywilizacji nie powiodła się żadna próba zastąpienia mamony innym równie skutecznym bodźcem.
Chcemy wygody, bezpieczeństwa i obfitej konsumpcji – musimy mieć prących do celu miliarderów. Lubić ich nikt nie każe, zwłaszcza gdy trwonią pieniądze na zbytki zamiast inwestować w swe biznesy.
Marzy się niektórym w zamian powszechna własność państwowa. Wtedy będzie – mówią – sprawiedliwie i porządnie, bo mniej więcej po równo. Jednak ludzie nie lubią mieć po równo, są najczęściej więźniami własnych aspiracji. Nie znoszą więc, gdy stawiać im na drodze płoty.
Był ogół, na szczegół pora
W USA na każde pół miliona obywateli mają jednego miliardera. Wiadomo z tamtejszych spisów powszechnych, że głównymi składnikami majątków o wartości do 1 mln dolarów są domy/mieszkania, samochody, oszczędności emerytalne i gotówka. Wszystko to aktywa bardzo płynne i dość płynne, stanowiące majątek osobisty, z którego korzysta się bezpośrednio.
W przypadku miliarderów największe składniki majątku, przeciętnie 65 proc., to ich biznesy, czyli aktywa bardzo niepłynne, które w razie nagłej potrzeby można sprzedać (komu? – innym miliarderom?) tylko z wielką stratą, a gdyby dotyczyło to większości miliarderów, skończyło by się gigantycznym, globalnym kryzysem.
Ok. 25 proc. majątku najbogatszych stanowią najróżniejsze papiery wartościowe, m.in. udziały w firmach obcych, a tylko ok. 1,5 proc. to gotówka.
„The Trusted Professional” – gazeta certyfikowanych księgowych nowojorskich podała, że wartość majątku netto amerykańskich miliarderów wzrosła teraz do 4 bilionów ( 4 000 mld) dolarów. Od początku pandemii przybył im okrągły bilion, bo w kryzysach bogacą się przede wszystkim najbogatsi. Można wręcz powiedzieć: mniej kryzysów, mniej bogaczy.
Jeśli wskaźnik dotyczący gotówki jest bliski prawdy, a tak raczej jest, to miliarderzy mają w portfelach na hulanki i swawole „ledwo” 60 miliardów dolarów, czyli po jakieś 100 milionów na łebka. I tylko tyle jest do potencjalnego „karnego” opodatkowania, bezbolesnego dla gospodarki.
Największe składniki majątku miliarderów, przeciętnie 65 proc., to ich biznesy, czyli aktywa bardzo niepłynne
Reszta to fabryki, wytwórnie, kopalnie, banki, które zatrudniają mnóstwo ludzi, a że dają też zyski właścicielom… Bez zysków by upadły, a ludzie poszliby na bruk.
Wróćmy na chwileczkę do Hiszpanii. Kilkaset lat temu łupiła i grabiła ile wlezie i co z tego wyszło? – chwilowe tylko bogactwo.
I coś jeszcze. Ja też mam za złe miliarderom, ale głównie dlatego, że tak dobry nie byłem.