Maksymilian Stefański: W świecie biznesu ciągle przeważa chybione podejście do umów.
Jako Pergamin ułatwiacie proces podpisywania umów, ale to oczywiście tylko ułamek funkcjonalności, które oferujecie. Co jest prawdziwą wartością dodaną waszego rozwiązania?
– Pomaganie w procesie podpisywania umów jest dobrym punktem zaczepienia. To taka łatka, której my jako Pergamin próbujemy się pozbyć. Z badań przeprowadzonych w pandemicznym roku przez Forrestera na dużych organizacjach wynika, że podpis stanowi jedynie fragment sekwencji działań związanych z zarządzaniem dokumentami. Tak naprawdę największe korzyści można odnieść, jeżeli automatyzujemy cały ten proces następujący przed podpisaniem i po podpisaniu dokumentu. Z naszej perspektywy podpis pełni funkcję spoiwa między wszystkimi etapami. Oczywiście musimy go oferować jako część naszego rozwiązania, natomiast to, na czym się koncentrujemy w wymiarze produktowym, obejmuje automatyzację wszystkich czynności wykonywanych w trakcie pracy z umową. Adresujemy przy tym realny problem firm: pomagamy redukować liczbę manualnych kroków od chwili, w której firma chce zawrzeć z kimś umowę, do momentu jej finalizacji albo wygenerowania przepływu pieniężnego. Propozycją wartości Pergaminu, o którą pytasz, jest zatem automatyzacja manualnego procesu zarządzania umowami, obecnego w każdej firmie. Naszym celem jest, by Pergamin działał jak nakładka, która umożliwia obróbkę dokumentów i ich podpisywanie bez konieczności opuszczania swojego środowiska pracy, np. CRM, SAP, ERP czy komunikatora typu Slack.
Co więcej, w proces zawierania umowy zaangażowanych jest wiele stron, a duże firmy wymagają akceptacji dokumentów na wielu poziomach. W Pergaminie odpowiadamy na to zapotrzebowanie możliwością ustawienia różnych typów workflow. W naszym systemie umowy można podpisać kilkoma typami podpisów elektronicznych, których zastosowanie zależy od rodzaju umowy. Czasami umowa wymaga podpisu kwalifikowanego, równoważnego formie pisemnej, i my mamy zintegrowane rozwiązanie tego typu. Widzimy, że na rynku funkcjonuje coraz więcej narzędzi zajmujących się samą kwestią podpisu. Co istotne, coraz bardziej się one komodytyzują, co oznacza, że są coraz bardziej dostępne. Chcemy, by nasz klient mógł wybrać, z jakiego podpisu chce skorzystać i wpadliśmy na pomysł signature wall. Z naszą platformą do automatyzacji umów chcemy zintegrować jak najwięcej rozwiązań podpisowych i wybór pozostawić użytkownikom. Dzisiaj jesteśmy zintegrowani z Asseco SimplySign, a niedługo dojdą kolejni dostawcy usług zaufania, takich jak podpisy kwalifikowane czy identyfikacja tożsamości. Podobnie dzieje się w przypadku płatności w internecie, gdzie konsument może wybrać sposób realizacji transakcji w ramach paywall. My tak samo wyobrażamy sobie proces zarządzania podpisem.
Klientów już dziś macie wielu, ale czy są branże, w których wasze rozwiązanie sprawdza się lepiej niż w innych?
– Obecnie mamy 310 klientów. Zgodnie z analizą najczęściej powtarzającymi się sektorami są szeroko pojmowana branża finansowa, real estate i zarządzanie nieruchomościami, automotive, a także cała gama firm zajmujących się HR-em, zaczynając od agencji zatrudnienia, po całe działy kadrowe w firmach. Oczywiście ta lista nie jest zamknięta, ponieważ umowy są wszędzie, dlatego zawsze dostrzegamy szansę na bardziej holistyczną współpracę. W ramach tej samej grupy kapitałowej możemy się skalować na inne procesy – możemy na przykład zacząć od tych związanych z HR-em, a następnie dołączyć do nich procesy sprzedażowe. To właśnie z tego względu liczba branż, na których będziemy się skupiać, stale rośnie.
A jaki potencjał widzicie w sektorze bankowym? Czy proces zawierania umów w bankach można dziś uznać za przestarzały?
– Nie chciałbym generalizować, niektórzy aspirują do miana liderów cyfryzacji. Na pewno banki dobrze rozwinęły aspekty dotyczące zawierania umów z konsumentami. To też bardzo często jest trzon ich biznesu – tam, gdzie mamy do czynienia z umowami adhezyjnymi, te procesy są bardzo dobrze zautomatyzowane. Natomiast my widzimy przestrzeń dla umów wewnętrznych i ich usprawnień. W bankach mamy wielu pracowników oraz klientów B2B, a więc i mnóstwo umów. Bardzo często procesy między bankami a ich klientami instytucjonalnymi opierają się w najlepszym przypadku na zasadzie wysyłania plików PDF. Warto przy tym pamiętać, że PDF to martwy dokument, z bardzo utrudnionym dostępem z zewnątrz. To tak naprawdę zdigitalizowana kartka papieru, zdjęcie, które nie wnika w treść dokumentu – nawet na poziomie płytkiej identyfikacji danych znajdujących się w umowie. Niestety w świecie biznesu ciągle przeważa chybione podejście do umów. Firmy skupiają się na tekście umowy zamiast na zawartych w niej danych, udzielających odpowiedzi na setki pytań.
Pozostańmy w temacie technologii, od kilku już lat mówi się o rewolucyjnym wykorzystaniu technologii blockchain w procesie zawierania umów. Jako Pergamin nie korzystacie z niej – czy blockchain jest przyszłością? A może jeszcze dziś nie jesteśmy gotowi na jego zastosowanie?
– Skupiamy się na tym, żeby dostarczyć naszym klientom rozwiązania ich określonego problemu. Obserwujemy bacznie wszystkie pojawiające się trendy, natomiast mam wrażenie, że w dużych organizacjach blockchain ze względu na brak standardów regulacyjnych jest postrzegany jako pewnego rodzaju eksperyment, a nie propozycja konkretnego rozwiązania. Jako Pergamin chcemy znaleźć zastosowanie dla tej technologii na etapie tworzenia dokumentu czy zarządzania nim. Pierwszym skojarzeniem są oczywiście tzw. smart kontrakty, jednak przy tych umowach, które obsługujemy dzisiaj nie widzę możliwości na dostarczenie większej wartości klientowi tylko dlatego, że wykorzystamy do tego blockchain. Nasza technologia jest sprawdzona, skalowalna, zgodna z przepisami – to tego oczekują od nas klienci. W związku z tym nie zgłębiamy znacząco technologii blockchain, ale może kiedyś…
Czy w takim razie obecnie należy ocenić wykorzystanie biznesowe technologii blockchain jako przereklamowane?
– Jeśli prześledzimy ewolucję internetu, to Web 1.0 było medium bardzo zorientowanym na społeczność – dużo treści, ale strony były bardzo statyczne. Można powiedzieć, że internet miał taką formę read only. Potem było Web 2.0, które pozwoliło ludziom stać się twórcami treści. Problem pojawił się, gdy na tym rynku wyrośli hegemoni i powstały pytania związane z własnością rzeczy wytwarzanych w internecie. Web 3.0 w jakiś sposób łączy najlepsze elementy z tych dwóch światów. Ty jesteś właścicielem swojej treści, ale całość jest zdecentralizowana, bez udziału 4-5 korporacji, które tak jak dziś kontrolują cały internet. W takim filozoficznym ujęciu to jest bardzo dobry kierunek, ale wciąż mówimy o zastosowaniach typowo konsumenckich, np. kryptowaluty czy NFT. Jeżeli chodzi o zastosowanie biznesowe, to chyba musimy jeszcze poczekać, aż krzywa trendu będzie w trochę innym miejscu.