Lokaty w bankach na 16,1 procent?
Stąd zapewne wziął się postulat Jarosława Kaczyńskiego, powtórzony następnie przez przedstawicieli rządu, że banki powinny znacząco podnieść oprocentowanie lokat, np. do 7-8 procent.
Byłoby to, zdaniem prezesa PiS, zachętą do tego, aby „wkładać pieniądze do banków, a nie wyprowadzać pieniędzy z banków”.
Pojawiły się już nawet sformułowania, że rząd rozważy regulacje ustawowe, jeśli sektor bankowy nie zareaguje i nie podniesie oprocentowania.
Jednak oprocentowanie lokat na poziomie 7-8 procent nie chroni przed inflacją, która już wynosi 16,1 procent w skali roku. Czyli jest dwa razy wyższa od proponowanego przez polityków oprocentowania.
Dlaczego więc nie nakazać bankom, spółkom prywatnym, notowanym na giełdzie wprowadzenia lokat w wysokości właśnie 16,1 procent? Gdzie jest granica między racjonalnością, zdrowym rozsądkiem a absurdem?
Może obligacje?
Jeśli rząd i NBP jako instytucje reprezentujące państwo naprawdę chcą zahamować inflację i ratować oszczędności Polaków to powinny zacząć od siebie i wypuścić dla obywateli obligacje oprocentowane tak wysoko jak wysoka jest inflacja.
Takich ruch zdaniem wielu ekonomistów, w tym byłego członka Rady Polityki Pieniężnej Bogusława Grabowskiego byłby wskazany pod warunkiem, że będą to obligacje wyemitowane przez NBP. Chodzi o to aby rząd pozyskanych pieniędzy nie zrzucał potem z helikoptera.
W jego opinii oprocentowanie takich obligacji mogłoby być nawet wyższe od inflacji o 1-2 pkt. procentowe. Kto by nie kupił takich obligacji?
Polacy zamiast kupować na zapas sprzęt AGD ( bo zaraz będzie droższy) czy nawet mieszkania kupowaliby obligacje NBP. Z rynku zdjęto by dziesiątki miliardów złotych, spadłby popyt, zmniejszyłaby się presja inflacyjna.
Na razie jednak ten pomysł można między bajki włożyć.
Wzory, z których można skorzystać
Ale rząd ma jednak narzędzie, które jest dostępne na rynku i wydaje się, że może ono skutecznie minimalizować negatywne dla oszczędności obywateli skutki galopującej deprecjacji wartości pieniądza.
Są to np. dziesięcioletnie detaliczne obligacje skarbowe indeksowane inflacją. Ta ochrona pojawia się w drugim roku oszczędzania wzmocniona o odpowiednią marżę. W pierwszym roku oszczędzania obligacje proponują oprocentowanie zbliżone do tego co oferują w tej chwili banki.
Niestety ta ochrona obligacji przed inflacją jest osłabiana 19 procentowym podatkiem od zysków kapitałowych, zwanym potocznie podatkiem Belki.
Może więc zamiast administracyjnie zmuszać banki do podwyższania oprocentowania ten podatek powinien być zniesiony dla obligacji, a może i dla lokat bankowych?
Jest przecież doskonały precedens. Banki zostały zwolnione z podatku bankowego od inwestycji w obligacje skarbowe. W efekcie sektor bankowy gwałtownie zaangażował się z zakup polskich obligacji. Czy dobrze na tym wyszli bankowcy, to inna sprawa. Ale były to inaczej skonstruowane obligacje. W każdym razie ten przykład pokazuje, że ulga podatkowa działa.
Nawet jeśli obecnie dostępne obligacje indeksowane inflacją nie są zwolnione z podatku Belki to i tak stanowią atrakcyjną alternatywę dla lokat bankowych.
Niestety nie widać jakiejś większej kampanii informacyjno-promocyjnej zachęcającej do zakupu tych obligacji. Są za to prowadzone inne kampanie, ale nie ta.
A szkoda. Bo akurat ta mogłaby być bardzo skuteczna. Nic tak dobrze nie przekonuje odbiorców przekazów promocyjnych jak posługiwanie się trafionymi przykładami, najlepiej popartymi autorytetem znanych osób. A tu przecież mamy przykład Pana Premiera.
Gdybyśmy mieli kampanię w telewizji i na bilbordach z jego wizerunkiem, gdzie trzymałby w ręku dowód przelewu na zakup obligacji skarbowych z hasłem kampanii: „Bądź patriotą, dbaj o wartość swoich pieniędzy, kup obligacje skarbu państwa. Ja już kupiłem”, to rząd mógłby przekonać wielu Polaków do takiej, dobrej przecież dla nich, decyzji.
Podobne obrazki widzieliśmy w mediach kiedy Pan Premier przekazywał samorządowcom czeki z okrągłymi sumami w ramach Rządowego Programu Inwestycji Lokalnych. Dlaczego z tego wzoru komunikacji społecznej nie skorzystać?
Być może taką narodową kampanię wsparłyby osoby, które kiedyś odpowiadały za politykę pieniężną, a w ostatnich miesiącach w mediach zdradziły, że już dawno nabyły obligacje skarbowe indeksowane inflacją.
Kto chce może te wypowiedzi znaleźć w wyszukiwarce, z komentarzem wspomnianych osób, że Polacy o tej możliwości ochrony przed inflacją nie byli dobrze informowani.
Gdyby już w ubiegłym roku zaczęła się taka kampania informacyjna – to prawdopodobnie z poziomem inflacji bylibyśmy dzisiaj z zupełnie innym miejscu, a usilne przekonywanie bankowców do podnoszenia oprocentowania lokat nie miałoby żadnego sensu.