Krym tematem numer jeden na rynkach
Jeszcze przed tygodniem mało kto mógł się spodziewać, że sytuacja wokół Krymu zrodzi tak duży kryzys na rynkach finansowych i doprowadzi do tak potężnego wzrostu napięcia geopolitycznego. Jutro ponownie będzie to numer jeden na rynkach.
Kryzys wokół Krymu, gdzie ścierają się interesy Ukrainy i Rosji, zaskoczył swą skalą niemal wszystkich. Dynamika zdarzeń była tak duża, a wzrost napięcia geopolitycznego tak potężny, że inwestorom nie pozostawało nic innego jak tylko uciekać od ryzyka. Od Tokio przez Moskwę i Warszawę, aż po Nowy Jork przetoczyła się fala wyprzedaży ryzykownych aktywów. Jednocześnie drożały wszystkie te uznawane za bezpieczne, jak złoto, szwajcarski frank, czy japoński jen.
Wpływ ukraińskiego, a właściwie krymskiego kryzysu był odwrotnie proporcjonalny do odległości dzielącej Krym z danym rynkiem. Nie zaskakuje więc, że w największym stopniu przecena dotknęła rynki finansowe w Rosji i na Ukrainie. Tak samo jak nie zaskakuje, że stosunkowo mocno została też doświadczona Europa Środkowo-Wschodnia. Generalnie nie może dziwić, że mocno rośnie awersja do ryzyka. Putinowska Rosja podążyła ścieżką wcześniej wydeptaną przez Koreę Północną. Mianowicie ścieżką eskalacji napięcia geopolitycznego do granic możliwości, żeby w ten sposób, jak przypuszczamy, wypracować sobie jak najlepszą pozycję negocjacyjną ws. Krymu. Tyle tylko, że dla rynków oznacza to, że Rosja stała się zupełnie nieprzewidywalna. A inwestorzy tego nie lubią. Nie może więc zaskakiwać, że rosyjski MICEX zakończył dzisiejszy handel spadkiem o 11%. Nie zaskakuje również, że rubel tracił na wartości pomimo podwyżki stóp procentowych aż o 150 punktów bazowych w Rosji i interwencji walutowych podejmowanych przez tamtejszy bank centralny w celu jego obrony.
Rykoszetem oberwała też Polska. Złoty osłabił się 4 grosze do euro, za które pod koniec aktywnego handlu trzeba było zapłacić 4,1940 zł. Tyle samo stracił do dolara, który podrożał do prawie 3,05 zł. Fala wyprzedaży przetoczyła się natomiast przez giełdę w Warszawie. Możemy mówić nawet o panice, jaka dopadła inwestorów indywidualnych, którzy na wyścigi wyprzedawali akcje, ściągając w pewnym momencie indeks małych spółek sWIG80 o 7,2%. Na krótko przed końcem poniedziałkowej sesji indeks ten tracił 5,9%, podczas gdy grupujący duże spółki WIG20 był przeceniony o 4,3%.
Skala wyprzedaży na GPW wydaje się być zdecydowanie przesadzona. Nie ma ona uzasadnienia w obecnej, wprawdzie nienajlepszej, ale wciąż jeszcze mało jednoznacznej sytuacji. Nie oznacza to jednak, że spadki nie będą kontynuowane. We wtorek ponownie sytuacja na Krymie będzie pozostawać głównym tematem na rynkach finansowych, a nastroje mogą zmieniać się jak w kalejdoskopie od kolejnego ataku panicznej wyprzedaży do nadziei na pokojowe rozwiązanie trwającego kryzysu. To samo dotyczy złotego.
Temat Krymu pozostanie głównym tematem dla inwestorów przynajmniej do środy. Maksymalnie do czwartku. Dlaczego do środy? W tym miejscu powtórzę postawioną przez nas już rano tezę, że dynamika ostatnich zdarzeń wokół Krymu jest tak duża, że albo w krótkim czasie dojdzie do jeszcze mocniejszego zaognienia sytuacji (działań zbrojnych na Krymie) i wówczas prawdziwe tsunami przeleje się przez wszystkie rynki. Albo, co uważamy za bardziej prawdopodobny scenariusz, nic się poważnego nie stanie, a wszystkie strony konfliktu usiądą do rozmów. W takim scenariuszu we wspomnianą środę, a na pewno w czwartek, już cała uwaga inwestorów będzie koncentrowała się na tematach rynkowych. Mianowicie na raporcie ADP, usługowych indeksach PMI/ISM, Beżowej Księdze, posiedzenia EBC i BoE, czy danych z amerykańskiego rynku pracy.
Mając powyższe na uwadze zakładamy, że w średnim terminie kryzys krymski będzie dla rynków akcji jeszcze jednym pretekstem do realizacji zysków (tak jak pod koniec stycznia takim pretekstem były obawy o rynki wschodzące). Słabnący obecnie złoty natomiast po ich częściowym uspokojeniu nastrojów bardzo szybko ma szansę odrobić wszystkie straty.
Marcin Kiepas
Admiral Markets AS Oddział w Polsce