„ Kiedy Góral umiera…

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

...to góry z żalu sine, pochylają nad nim głowę jak nad swoim synem." Dzisiaj już nie pomnę, kiedy słowa tej piosenki zespołu Babsztyl po raz pierwszy zaśpiewałem na Kurucowym Wierchu w Bukowinie Tatrzańskiej.

Pamiętam jednak zadumę naszej gospodyni Wiktorii Stasik, która całkiem niedawno pożegnała swego męża Józefa Stasika. Oboje przez lata byli naszymi gospodarzami, których gościnność, szczera prostota i serdeczność daleko przekraczała zwyczajowe ramy relacji pomiędzy letnikami i góralami. Gazda, zawsze podśpiewujący, żartobliwie reagujący na różne nasze miastowe przywary i wyobrażenia oraz Gaździna codziennie podrzucająca a to serek własnego wyrobu, a to pierogi z grzybami, czy rozpalająca dodatkowo pod kuchnią, byśmy po całodziennej wędrówce mogli obmyć nasze zmęczenie w ciepłej wodzie. Zwykłe zdawałoby się sprawy. Tak jednak ważne, że przez lata, najpierw moja Mama, ja, potem moje dzieci, a od przyszłego roku – mam nadzieję – wnuki, odnajdują w tym szczególnym miejscu to wszystko, czego jakże często brak nam w codziennej, wielkomiejskiej egzystencji, gdzie nieustanny zgiełk sprawia, że nie słuchamy jeden drugiego. 

Wnukom nie dane jednak będzie doznać dobroci i troski, Janku, Janiu, Marysiu, wybaczcie familiarny ton Naszej Gaździnki, która dzisiaj spocznie na bukowińskim cmentarzu obok swojego męża. Będzie mi brakowało uporządkowanego świata Waszej Mamy, gdzie ustalona hierarchia zawsze pomaga dokonywać właściwych wyborów, a znojna codzienna praca nie przeszkadza dostrzegać obłoków na niebie, czy nastrojowego zachodu słońca, gdy kończy wędrówkę po nieboskłonie, kryjąc się za oddalonym pasmem Tatr, które od Hawrania i Murania po Kasprowy Wierch towarzyszyły pięknemu, pracowitemu i mądremu życiu Wikty, jak nazywali ją sąsiedzi. Liczne grono wnuków i prawnuków pozwala żywić nadzieję, że wartości, którym była wierna całe życie, podobnie jak urok tej szczególnej ziemi, które wiele wymaga, niewiele w zamian dając i może dlatego ukochali ją nie tylko miejscowi, ale także przyjezdni, do których mam się szczęście zaliczać, przetrwają!