Kariera dla chama
Popsuła się nam pogoda. Ale nie tylko ona. Także i życie, głównie polityczne. Wciąż słyszę bowiem narzekania, że i społeczeństwo, i politycy spsiali nam, że nie wiadomo co...
Od kiedy tylko sięgam pamięcią zawsze denerwowało mnie stwierdzenie, że coś spsiało. Bo jakże można tak postponować to zwierzę – wierne nawet wtedy, gdy właściciel nie traktuje je, jak na to zasługuje. Czujne i oddane – bez względu na to, w jaką biedę właściciel popadnie.
Odnoszę wrażenie, że słowa spsiało używają głównie pseudointeligenciki, z różnych zresztą środowisk się wywodzący. Tacy, co to nie chcą tego, co się wokół dzieje nazwać po imieniu – chamstwem. Jedni, bo nie chcą ruszać środowiska, z którego się wzięli. Inni, bo boją się, żeby po pysku nie dostać – i w dosłownym słowa tego znaczeniu, i w przenośni (czyli przerwaniu robienia tak wymarzonej kariery). Bo doskonale zdają sobie sprawę, że współpracując z chamem sporo zyskać mogą.
I tak mnożą się nam chamowie. Jak tu nie przyznać racji Jackowi Dukajowi (polskiemu prozaikowi, autorowi science fiction, rzadziej fantasy), który stwierdził: Cham obrzydliwy, czemu nie, piękną karierę można zrobić, chamstwo ma wielką przyszłość, cały świat stoi przed chamstwem otworem, subtelni, wstydliwi i wrażliwi ustępują przed nim, bo tylko cham by ustał i nie ustąpił, mądrzy nie wdają się w dyskusje przegrane po pierwszym ciosie maczugi, szlachetni litują się nad chama nieszczęściem, cham prze naprzód, nic nie mąci spokoju jego chamskiej duszy, cham się nie wstydzi, nie czerwieni, nie uśmiecha przepraszająco, on nawet nie widzi drwin i szyderstw, nigdy nie czuje się nieswojo i niezręcznie – ponieważ jest chamem.