Joachim Nagel – nowy, doświadczony szef Bundesbanku
Joachim Nagel ma za sobą 17 lat pracy w Bundesbanku, w tym sześć spędzonych w jego zarządzie. Ostatnio pracował w Banku Rozliczeń Międzynarodowych (Bank of International Settlements) w Bazylei, który jest rodzajem banku centralnego banków centralnych.
Prawie jastrząb
Zgodnie z zasadami obowiązującymi w strefie euro, dołącza do Rady Prezesów Europejskiego Banku Centralnego (ECB), tj. głównego organu decyzyjnego banku, gdzie będzie drugim Niemcem obok Isabel Schnabel, która jest także członkinią sześcioosobowego zarządu ECB.
Pan Nagel jest członkiem centrolewicowej SPD, z której wywodzi się obecny kanclerz Olaf Scholz. W przeszłości doradzał komitetowi wykonawczemu tej partii. Jednak wg opinii wyrażanych przez tamtejszych obserwatorów, nie zmieni zdecydowanie konserwatywnego kursu wytyczonego przez poprzednika, a to oznacza udzielanie twardych odpowiedzi na inflację oraz dyscyplinowanie rynków i banków, a o ile będzie to możliwe także rządów, własnego w Berlinie i tych w innych stolicach strefy euro.
Sądzi się zatem, że nowemu szefowi Bundesbanku bliżej do jastrzębiej polityki monetarnej, podczas gdy ECB to od bardzo dawna – „gołębnik”.
Czytaj także: Niespodziewana rezygnacja prezesa Bundesbanku
Wyzwanie inflacyjne
Christian Lindner z liberalnej i probiznesowej FDP, kolejny nowy człowiek u sterów niemieckich finansów, obejmujący właśnie tekę pn. Bundesfinanzminister, powitał wybór pana Nagela słowami: „w obliczu ryzyka inflacyjnego rośnie znaczenie polityki monetarnej kierującej się w stronę stabilności”.
Podkreślił, że nowy szef banku centralnego to „doświadczona osoba gwarantująca kontynuację [polityki] Bundesbanku”. Z jego słów przebija przekonanie, że będą zgodni co do rodzaju i kierunku polityki monetarnej państwa.
Poprzedni już prezes Bundesbanku Jens Weidmann nie wyjaśnił przekonująco decyzji odejścia na długo przed końcem kadencji. Stwierdził jedynie, że po ponad 10 latach na tym stanowisku nastąpił dobry moment na odsłonięcie nowych kart w tej instytucji. Wspomniał też o powodach osobistych.
Krążą domysły, wg których miał uznać, że tak jak w poprzednich latach, nie będzie w stanie skutecznie przeciwstawiać się gołębiemu kursowi ECB, a przez cały czas był przecież przeciwnikiem niefrasobliwej polityki monetarnej, w tym tzw. luzowania ilościowego (QE).
Był w tym stanowisku odosobniony, a jego spory z poprzednikiem pani Lagarde, obecnym premierem Włoch Mario Draghi, stały się symbolem przeciwstawnych racji.
Czytaj także: Jak Bundesbank ograniczył wpływ wysokich cen energii na inflację
Testament Weidmanna
Jens Weidmann objął stanowisko w bardzo burzliwym okresie wielkiej przepychanki po kryzysie finansowym 2008/09 między „centusiami” nawołującymi do „austerity”, czyli zapobiegliwości, a krytyczną wobec nich większością. Jej nadzwyczaj chamskim wyrazem były rozwieszanie w Grecji żyjącej przez dekady „za cudze”, portretów Angeli Merkel z dorysowanym charakterystycznym „wąsikiem” pod nosem.
Draghi szybko zaczął nazywać Weidmanna „Mr No”. Mógł pozwolić sobie na złośliwości wobec szefa najpotężniejszego banku centralnego strefy euro, ponieważ miał za sobą cały orszak pomniejszych prezesów, wprawdzie bez znaczących pieniędzy w zanadrzu i z dyszącymi ze zmęczenia gospodarkami za sobą, ale z ochotą na niby-darmową gotówkę. Darmocha zmieniła się w inflację, za którą płacą nie oni, a głównie zwykli ludzie.
Mianowanie przed dekadą J. Weidmanna przez kanclerz Merkel było wielką niespodzianką. Można porównać je z namaszczeniem na identyczne stanowisko równie wówczas „zielonej” Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jens Weidmann miał w chwili powołania 42 lata i był szerzej nieznanym doradcą ekonomicznym, ale szybko dowiódł, że pani Merkel miała świetną rękę. Pani Gronkiewicz-Waltz też poradziła sobie dobrze.
W „ostatnim słowie” były już prezes niemieckiego banku centralnego skrytykował ideę wspólnego długu unijnego będącego jedną z podstaw finansowania programu UE ruszenia naprzód po pandemii. Nie jest to jednak stanowisko zero-jedynkowe.
Czytaj także: Prezes Bundesbanku przestrzega przed stagflacją
Weidmann nie podważa celowości wsparcia finansowego, ale obawia się, że nie będzie mu końca. Uważa, że mechanizm uruchomiony w konkretnym celu, w bardzo szczególnej, awaryjnej sytuacji będzie wykorzystywany już na stałe, podważając fundamenty finansowe Unii, zwłaszcza że potrzeby większości biedniejszych państw członkowskich są praktycznie nieograniczone.
„Darmowe” pieniądze to zachęta do wydawania bez zastanowienia, „na chybcika”, byle tylko jak najszybciej widać było efekty do przełożenia na głosy wyborców. Dlatego Weidmann jeszcze raz powtórzył nawoływania do skutecznej kontroli wykorzystywania funduszy stawianych do dyspozycji państw członkowskich.
Podkreślił, że państwa powinny wycofywać się z udziałów w firmach, powtarzając święte słowa, że „Państwo nie jest lepszym przedsiębiorcą”.
Wydaje się też, że Jens Weidemann nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, ale raczej nie na arenie publicznej, a w biznesie.
Więcej było w tej prezentacji o poprzedniku Joachima Nagela, ale to oczywiste i naturalne, ponieważ karty nowego prezesa Bundesbanku pozostają jeszcze puste.
„Nagel” to po niemiecku gwóźdź. Wprawdzie skojarzenia związane z nazwiskiem są w złym guście i nie na miejscu, ale to akurat jest niewinne. Chodzi o wiarę, że nowy prezes będzie gwoździem mocującym mądrą politykę niemieckiego banku centralnego tam gdzie rozwaga, spokój i oparcie na wiedzy.
Jest niemal pewne, że pod jego kierownictwem bank nie zmieni kursu, możliwe są, chyba jedynie, drobne ruchy sterem, gdy jakaś większa fala uderzy z tej lub drugiej burty niemieckiego pancernika. I niechby tak się działo.