Jestem, czy myślę…
Każdemu zapewne przydarzyło się spotkać choć raz człowieka, który znał się na wszystkim i zawsze wszystko lepiej wiedział. A przynajmniej był o tym święcie przekonany. I sypał swoją wiedzą wokół, czy go ktoś o to prosił, czy nie prosił. Jakby chciał pokazać, jak wiele wie i ile wiedzy i doświadczenia zdobył. I jaki z tego powodu jest ważny. Gdy spotykam takiego człowieka, dziwię się tylko temu, że skoro aż tyle wie, to czemu nie stosuje się do słów Arthura Conan Doyle’a (szkockiego pisarza): Człowiek powinien meblować tę maleńką przestrzeń swojej mózgownicy tylko tym, co może mu się naprawdę przydać, a całą resztę może złożyć w zakamarkach swej biblioteki, dokąd zawsze będzie mógł sięgnąć.
Bo nie sztuką jest wiedzieć wszystko, sztuką jest wiedzieć, gdzie w razie potrzeby niezbędnych informacji szukać. Ale żeby to wiedzieć, trzeba też myśleć – i to samodzielnie, a nie według instrukcji, choćby nie wiem przez kogo udzielanych. Sęk w tym, że jak napisał Patrick Süskind (niemiecki pisarz i scenarzysta): Myślenie, to zbyt trudna sprawa, żeby każdy dyletant mógł się tym zajmować. Ale każdy sądzi, że potrafi myśleć i myśli bez żadnych zahamowań. I owoce tego co chwila zbieramy…
Podobnie jak co chwila spotykamy takich, którzy – choć stać ich intelektualnie na to – zamiast posiadania własnego zdania, wciąż powtarzają zdanie innych. Wręcz upajają się nim. Zawsze wydawało mi się, że bezkręgowce są niżej w ewolucji niż kręgowce, do których w końcu i człowiek należy. Ale może w XXI wieku jest inaczej. Ja jednak wolę tych, co mówią to, co myślą sami, a nie to, co myślą inni. W pełni bowiem zgadzam się z Fiodorem Dostojewskim (pisarzem rosyjskim), który stwierdził: Zełgać po swojemu – to nieomal lepsze niż powtórzyć prawdę za kimś innym; w pierwszym wypadku jest się człowiekiem, w drugim tylko papugą.