Jasne sygnały z USA

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

dokument.wyliczenia.250x167Seria lepszych od oczekiwań danych ze Stanów Zjednoczonych, jakie poznaliśmy w czwartek, może nie wywołała euforii na rynkach finansowych, ale wystarczyła, aby wczorajszy dzień stał się pierwszym od 2008 r., czyli od początku kryzysu, kiedy indeks S&P 500 osiągnął poziom 1400 pkt. To w pewnym sensie historyczne wydarzenie trudno będzie zignorować, dając podstawy do podtrzymania optymizmu na rynku.

W czwartek dwa oddziały Rezerwy Federalnej ( z Nowego Jorku i Filadelfii) poinformowały o wzroście mierzonych przez nie regionalnych indeksów koniunktury (NY Empire State oraz Philly Fed). To w połączeniu z utrzymywaniem się tygodniowej liczby nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych na czteroletnim minimum (351 tys.) pokazuje, że gospodarka USA ma podstawy, aby w tym roku wypracować stabilne tempo wzrostu gospodarczego. Oczywiście nie jest to przesądzone, gdyż kolejne miesiące będą pełne niepewności (reperkusje związane z kryzysem strefy euro, drożejąca ropa i ryzyko wojny Izraela z Iranem), ale na dzień dzisiejszy dane makro dają silne sygnały na wzrost apetytu na ryzykowne aktywa, co widać m.in. we wzrostach indeksów giełdowych.

Pozytywny sentyment to szansa dla złotego na kontynuację aprecjacji, choć można tutaj wskazać jedno „ale”. Wzrost zainteresowania ryzykownymi inwestycjami odbywa się kosztem bezpiecznych instrumentów, takich jak obligacje rządowe. Od początku roku polskie papiery skarbowe cieszyły się dużym zainteresowaniem inwestorów zagranicznych, gdyż oferowały przyzwoitą stopę zwrotu przy relatywnie niskim ryzyku. Napływ kapitału na krajowy rynek długu można wskazać jako jedną z przyczyn silnego umocnienia złotego w styczniu i lutym. Jednak wraz z poprawą rynkowych nastrojów pojawia się zagrożenie realizacji zysków ze wzrostów cen obligacji, szczególnie gdy obecnie rentowności zbliżone są do sześcioletnich minimów.

To może doprowadzić do silnego odpływu kapitału z Polski, czego świadkami byliśmy dwa dni temu, kiedy przecena polskiego długu osłabiła złotego o 3 grosze do euro. Oczywiście wzrost apetytu na ryzyko może zachęcić inwestorów zagranicznych do alokacji kapitału w polską giełdę, ale od lutego zauważalny jest zastój na warszawskim parkiecie, który wyraźnie pozostaje w tyle względem giełd Europy Zachodniej, co źle wróży zatrzymaniu pieniędzy w kraju. Na dodatek powtarzane przez członków Rady Polityki Pieniężnej sugestie możliwych podwyżek stóp procentowych (dziś rano Zyta Gilowska widzi rosnące na to szanse), przy jednoczesnej rynkowej wycenie obniżek, również nie działa dobrze dla polskiego rynku długu. Dopóki jednak inwestorzy unikają nerwowych reakcji, dopóty i złotemu nic poważnego nie grozi.

W piątek można oczekiwać utrzymania spokoju, jaki dominował w tym tygodniu. Ważniejsze raporty makro pojawią się dopiero po południu, zatem pierwsze godziny powinny upłynąć w sennej atmosferze. O 13:30 z USA napłynie odczyt inflacji CPI (prog. 2,9 proc. r/r), o 14 GUS poda dane o lutowej dynamice wynagrodzeń (5,3 proc. r/r) i zatrudnienia (0,6 proc. r/r), a kwadrans później poznamy dane o produkcji przemysłowej z USA (0,4 proc. m/m). Kalendarz zamyka wstępny odczyt indeksu nastrojów konsumentów Uniwersytetu Michigan (76 pkt.).

Żródło: Konrad Białas
Dom Maklerski AFS