Jak to po świętach…
Wielu – warstwa tłuszczyku, baaardzo trudna do usunięcia. Trzeba by przejść na dietę i ćwiczyć… Jasne, zwłaszcza w kontekście Sylwestra, kiedy dieta jest śledziowo-wieprzowo-ciastowa, a główny wysiłek fizyczny (poza nielicznymi balownikami) to doskonale wyćwiczone podnoszenie kieliszka na czas.
Po świętach zostają też prezenty. Te wymarzone – i te niekoniecznie. Pal diabli, jeśli jest to trzecia para rękawiczek – one należą do tego znanego wszystkim gatunku zgubolubnych.
Na dodatek giną najchętniej pojedynczo (tak jak skarpetki), więc dobrze by było, gdyby te trzy pary były identyczne. Gorzej, jeśli trafi się klasyczny prezent przechodni – nikomu do niczego niepotrzebny, a na dodatek najczęściej ohydny.
Podobnie jak rdzawo-buro-brudny szalik od teściowej (niesmak jest nieco mniejszy gdy przypomnimy sobie, że te perfumy, które od nas dostała, nie dość że śmierdzą niemożebnie, to jeszcze przyciągają komary).
Ale zamiast wrzucić ten nieszczęsny szalik do szafy żony (bo gdyby go znalazła w śmieciach – a przy męskim pechu to niemal pewne – to gigantyczna afera murowana) lepiej go wystawić na aukcji. „Szalik, który podziwiał i którego dotykał sam Robert Lewandowski” – taki wpis zapewni ostrą licytację. W razie czego można zmienić nazwisko podziwiającego („Ed Sheeran dwa razy zrywał mi go z szyi”).
Taki pomysł to nic nowego – Allegro zapewnia, że w ubiegłym roku na platformę trafiło ponad pół miliona nietrafionych podarunków.
A teraz poważnie: po świętach zostaje często dużo jedzenia. Nie róbmy jak zwykle – czyli nie wyrzucajmy go na śmietnik.
Polacy marnują rocznie około 9 milionów ton żywności. Zwłaszcza właśnie po świętach, kiedy na zapasy przygotowane dla pułku wojska rzuciło się w Wigilię – fakt, że głodnych – pięć osób.
I nie pomogli świąteczni goście: wcześniej sami próbowali przejeść swoje produkty. I co? Zzieleniałe pieczywo, zgniłe sałatki i spacerujące po półmisku pierogi pójdą do śmietnika.
A przecież wystarczy otworzyć internet, żeby znaleźć adresy punktów zbiórki żywności dla potrzebujących i zanieść (zanim się zepsują) – a nawet czasem wystarczy zadzwonić, to wolontariusze po jedzenie przyjdą.
A na koniec wszystkim życzę, żeby nadchodzący rok zachował się jak amerykański indeks S&P 500: co chwila bił rekordy. Pomyślności!