Jak rząd walczy z zatorami płatniczymi?
Około 90 % małych i średnich firm ma problemy z płynnością. Na papierze mają zyski i muszą od nich płacić podatki, ale brakuje im gotówki na regulowanie zobowiązań. W efekcie powstają w gospodarce zatory płatnicze – jedna firma opóźnia się z płatnością, więc kolejna nie ma pieniędzy i też płaci następnej.
Mali mają najgorzej
Przed dwoma miesiącami Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii opublikowało „Zieloną Księgę” dotyczącą problemu zatorów. Według niej są one jedną z przyczyn osłabienia inwestycji, a koszty zatorów dotykają przede wszystkim mikroprzedsiębiorstwa. Im mniejsza firma, tym trudniej jest jej egzekwować należności od kontrahentów, co oznacza, że finansują one za darmo większe firmy. Według badań, przytoczonych w „Zielonej Księdze” na każde 1000 złotych należne z tytułu dostawy lub usługi 223 zł zapłacone jest w terminie późniejszym niż wymagany.
Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii przygotowuje ustawę, która ma problem zatorów płatniczych rozwiązać. Ustawowo skrócone mają być terminy realizacji umów, przy czym małe firmy będą faworyzowane – więksi kontrahenci (np. sieci sklepów) nie będą mogli narzucać w umowach długich okresów zapłaty za faktury. Tyle że już w 2013 roku została przyjęta ustawa, regulująca problem zatorów, która ograniczyła termin płatności do 60 dni między firmami oraz 30 dni z podmiotami publicznymi.
Dobra koniunktura, a zatory rosną
Jeżeli mimo to problem zatorów i braku płynności nie zmniejszył się, a w ostatnich latach się nasilił, to być może walka z tym zjawiskiem poprzez ustawy nie jest najlepszą metodą. Warto zwrócić uwagę na to, że problem staje się palący mimo dobrej koniunktury i rosnących lokat bankowych wielu firm. Według Euler Hermes, globalnego ubezpieczyciela należności handlowych, w maju liczba ogłoszonych upadłości firm była o 25% większa niż przed rokiem, a w ciągu pięciu miesięcy b.r. była większa o 17 % niż w tym samym okresie 2017.
Zatory to także wina administracji skarbowej?
Przedsiębiorcy uważają, że jedną z przyczyn problemu firm z płynnością są działania Urzędów Skarbowych, mające na celu zwiększenie ściągalności podatków. Skarbówka opóźnia terminy zwracania VAT, wliczonego w zapłacone wcześniej faktury.
Od 2017 roku w branży budowlanej obowiązuje tzw. odwrócony VAT. Firmy, które realizują zlecenia jako podwykonawcy, muszą wystawiać faktury bez VAT, ale same kupują towary i usługi z ceną zawierającą podatek. Żeby odzyskać VAT z faktur, muszą wykazać przed urzędem skarbowym nadpłatę i ubiegać się o jej zwrot. To gwałtownie pogorszyło ich płynność.
Kolejnym obciążeniem dla firm jest mechanizm podzielonej płatności, który wszedł w życie 1 lipca. Przedsiębiorca może rozdzielać swoją płatność: przelać kwotę netto na rachunek rozliczeniowy kontrahenta, natomiast kwotę VAT – na jego rachunek VAT. Środki gromadzone na tym drugim koncie firma może wykorzystywać tylko na zobowiązania VAT-owskie za zgodą naczelnika US. To w oczywisty sposób pogorszy ich płynność.