IT@BANK. Gospodarka: Banki przeciwko węglowi
Pierwszy sygnał do ataku na inwestycje związane z czarnym złotem dał w 2013 r. Bank Światowy. Potem zadziałała zasada domina. Rok później dołączył Bank of America, który jako jeden z pierwszych komercyjnych banków zobowiązał się do zmniejszenia zaangażowania finansowego w przemysł wydobywczy. Następnie w pierwszych miesiącach 2015 r. AXA i Allianz stały się pierwszymi globalnymi ubezpieczycielami, którzy ograniczyli ubezpieczenia inwestycji węglowych. Na dokładkę w tym samym czasie ponad 30 agencji kredytów eksportowych (ECA) wydało wspólne oświadczenie, w którym wyraziło zgodę na nowe zasady ograniczające udzielanie kredytów węglowych. Jednoznacznym potwierdzeniem dopiero co powstałej ścieżki było zachowanie norweskiego państwowego funduszu naftowego, zarządzającego aktywami o wartości biliona USD. Tamtejsi parlamentarzyści uznali dalsze finansowanie inwestycji węglowych nie dość, że za niebezpieczne dla klimatu, to pozbawione podstaw finansowych. Dlatego fundusz zdecydował o sprzedaży udziałów firm, które ponad 30% przychodów uzyskują z działalności opartej na węglu. Na liście znalazły się też polskie spółki, jak PGE, Tauron czy Energa.
Pora na emeryturę
Co ciekawe: w tym roku ten sam norweski fundusz jeszcze bardziej przykręcił klimatyczną śrubę i zaczął odwracać się także od inwestycji w ropę i gaz. Jednocześnie jego przedstawiciele zapowiedzieli przeznaczenie ok. 2% z zarządzanego przez siebie majątku (czyli 20 mld USD) na rozwój OZE. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że ta decyzja będzie miała znaczenie globalne. Tom Sanzillo z Institute for Energy Economics and Financial Analysis przekonuje, że „spowoduje to wstrząs wśród inwestorów instytucjonalnych i liderów w innych państwach wydobywających ropę i gaz, takich jak Rosja, Chiny, Argentyna, Katar i państwa OPEC”.
Zanim jednak zaczniemy kreślić przyszłość, jaka może czekać relacje między światem finansów a paliwami kopalnymi, w tym głównie węglem – wróćmy do początków powstawania antywęglowego tsunami. Po serii takich, a nie innych decyzji instytucji głównie zza oceanu, komentatorzy nie mieli już wątpliwości i Bloomberg New Energy Finance ogłosił początek końca paliw kopalnych. Oliwy do tego i tak już buchającego ognia dolał Goldman Sachs. Jeden z najpotężniejszych na świecie banków inwestycyjnych stwierdził, że węgiel energetyczny osiągnął wiek emerytalny.
Ale czarne złoto jeszcze nie daje za wygraną. Najlepsze czasy mijają – to fakt. Na pogrzeb jednak zdecydowanie za wcześnie. Kiedy w 2013 r. globalne finansowanie dla górnictwa węglowego i najlepszych firm energetycznych opalanych węglem oscylowało na poziomie 145 mld USD, to w 2014 r. było niewiele gorzej i wyniosło 141 mld USD. Mimo że przy antywęglowych sojusznikach w jednym szeregu stanął Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych, który także zapowiedział zaprzestanie finansowania takich projektów. Przy równoczesnej rozbudowie wachlarza kredytów i dotacji ekologicznych.
Wojna z kopaliną
Bez wątpienia historycznym punktem zwrotnym dla działań podejmowanych w trosce o klimat było porozumienie przyjęte 12 grudnia 2015 r. w Paryżu podczas COP21. Zapisy mogły wejść w życie 4 listopada 2016 r. – dopiero, gdy przystąpiło do porozumień co najmniej 55 krajów, odpowiadających za co najmniej 55% światowej emisji dwutlenku węgla. Do czego konkretnie się zobowiązano? Sygnatariusze wezwali do ograniczenia globalnego wzrostu średniej temperatury w tym stuleciu do znacznie poniżej 2°C, przy jednoczesnym dążeniu do ograniczenia wzrostu temperatury do 1,5°C. Poszczególne państwa zobowiązały się do przedstawienia celów w zakresie redukcji emisji CO2, znanych jako „zamierzony wkład ustalany na poziomie krajowym” (INDC). Cele miały mieć charakter czasowy do 2025 lub 2030 r. Nie skonstruowano jednak jednej ścieżki postępowania, pozostawiając tym samym krajom w tym względzie sporą swobodę, z czego zwłaszcza ci najpotężniejsi skwapliwie skorzystali.
Różnice najlepiej widać na przykładzie największych emitentów CO2. W Chinach zobowiązano się do zmniejszenia emisji dwutlenku węgla na jednostkę produktu krajowego brutto o 60-65% w stosunku do poziomów z 2005 r. Ale już Indie nie mogły sobie na to pozwolić. Tam za cel postawiono ograniczenie intensywności emisji o 33-35% poniżej poziomów z 2005 r. i wytwarzanie 40% energii elektrycznej ze źródeł niekopalnych do 2030 r. A w Stanach Zjednoczonych – jeszcze zanim Donald Trump zdecydował o wycofaniu się USA z porozumień paryskich – owe cele skonstruowano jeszcze inaczej. Tam światło dzienne ujrzał państwowy program redukcji emisji dwutlenku węgla z sektora energetycznego: Plan Czystej Energii, który zakładał do 2025 r. zmniejszenie całkowitej emisji gazów cieplarnianych o 26-28% w stosunku do poziomu z 2005 r.
Na pozostających uparcie z węglem dodatkową presję będzie wywierać najnowsza, pięcioletnia strategia Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOiR), który już w 2006 r. finansował działania w obszarze niskoemisyjnej gospodarki na poziomie 26 mld euro, z czego 6,3 mld euro przeznaczono na inwestycje w energetykę odnawialną. Teraz EBOiR jednoznacznie stwierdził, że kończy z finansowaniem inwestycji wydobywania węgla i produkcji energii w elektrowniach węglowych.
Tak czy inaczej porozumienia paryskie są istotnym i przede wszystkim jednoznacznym sygnałem dla świata finansów, potwierdzającym, że okno dla węgla powoli, ale jednak nieubłaganie się zamyka. Od czasu podpisania w stolicy Francji tego dokumentu 45 największych międzynarodowych banków zaczęło porzucać węglowy sektor. Kilka dni po COP21 szwajcarskie przedsiębiorstwo finansowe UBS ogłosiło ograniczenie finansowania dla spółek węglowych. W marcu 2016 r. z kolei JP Morgan Chase poinformował o zakończeniu finansowania projektów dotyczących kopalń węgla i elektrowni węglowych w krajach o wysokim dochodzie. W tym samym czasie na wyłączenie spółek węglowych ze swego portfela zdecydował się Deutsche Bank. A o zmniejszeniu ekspozycji kredytowej na wydobycie węgla ogółem mówiła amerykańska korporacja sektora usług finansowych PNC. W tym samym 2016 r. jeden z największych holdingów finansowych na świecie HSBC zdecydował się na wyłączenie z portfeli nowych klientów spółek generujących powyżej 50% przychodów z wydobycia węgla.
Jak pogodzić węgiel z ogniem?
Już przy okazji porozumień paryskich i późniejszych decyzji reprezentantów międzynarodowego sektora finansowego pojawiały się głosy, że nie wszyscy z ochotą identyfikują się z zieloną polityką. Że niektórzy niby bardzo wyganiają z jednego regionu węgiel, żeby w drugim go do siebie przytulać. Przykładem takiej klimatycznej hipokryzji miał być właśnie gigant HSBC. O czym znowu głośno było przy okazji przygotowywania w Polsce kolejnego szczytu klimatycznego ONZ COP24, który zorganizowano w Katowicach. HSBC zarzucano, że w Europie bardzo chwali się swoimi proekologicznymi decyzjami, tymczasem w innych zakątkach świata nic sobie ze środowiska i zmian klimatycznych nie robi. Laurent Ouvrard, wolontariusz Paryża Zéro Fossile, tłumaczył gniew aktywistów, którzy uważali, „że HSBC i jego dyrektor generalny udają, że dbają o zmiany klimatyczne tutaj w Europie, ale pompują miliony USD w niebezpieczne i zanieczyszczające paliwa kopalne w innych krajach, a to jest po prostu obrzydliwe”.
Wszystko przez lukę w proklimatycznej strategii, która pozwala HSBC finansować nowe elektrownie węglowe w trzech krajach – w Bangladeszu, Wietnamie i Indonezji – do 2023 r. Szefostwo finansowego giganta przez parę lat odbijało piłeczkę i tłumaczyło, że w wielu regionach jeszcze nie ma energetycznej alternatywy. W końcu na początku 2019 r. do prezesa HSBC Johna Flinta list napisała grupa potężnych akcjonariuszy. Zażądali w nim usunięcia owej luki, pozwalającej na finansowanie inwestycji węglowych. Zamiast tego bank, zdaniem znaczących udziałowców, powinien skoncentrować się na finansowaniu energii niskoemisyjnej na rynkach wschodzących. Na tym nie koniec. Akcjonariusze wezwali również do wprowadzenia zakazu udzielania kredytów korporacyjnych, gwarancji i świadczenia usług doradczych klientom banków, którzy są w dużym stopniu uzależnieni od czarnego złota.
Na pozostających uparcie z węglem dodatkową presję z pewnością będzie wywierać najnowsza, pięcioletnia strategia Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOiR), który już w 2006 r. finansował działania w obszarze niskoemisyjnej gospodarki na poziomie 26 mld euro, z czego 6,3 mld euro przeznaczono na inwestycje w energetykę odnawialną. Teraz EBOiR jednoznacznie stwierdził, że kończy z finansowaniem inwestycji dotyczących i wydobywania węgla, i produkcji energii w elektrowniach węglowych. Ponadto od 1 stycznia 2019 r. EBOiR wprowadził nową metodologię dotyczącą oceny emisyjności gazów cieplarnianych – Shadow Carbon Pricing.
Nie ma polis dla węgla
Tak jak na przestrzeni ostatnich lat finansowanie inwestycji węglowych stało się passé, tak też czarne złoto z roku na rok traciło również w oczach ubezpieczycieli. Chociaż pierwsi sygnał dali AXA i Allianz, to pozostali za długo na siebie nie kazali czekać. Zurich Insurance Group, siódmy co do wielkości ubezpieczyciel na świecie, pod koniec 2017 r. stwierdził, że: „Zamierza zaprzestać świadczenia usług ubezpieczeniowych lub zarządzania ryzykiem dla nowych kopalń węgla energetycznego lub dla potencjalnych nowych klientów, którzy uzyskują ponad połowę swoich przychodów z wydobycia węgla energetycznego, a także dla przedsiębiorstw użyteczności publicznej, które wytwarzają ponad połowę swojej energii z węgla”.
Wzmocniona kontrola ryzyka spotkała z kolei tych klientów Zurich Insurance Group, którzy czerpią zyski od 30 do 50% z wydobycia węgla energetycznego lub sprzedaży energii elektrycznej wytwarzanej z węgla. Tym samym od 2015 r. 15 europejskich ubezpieczycieli zbyło łącznie 15 mld funtów z aktywów i przedsiębiorstw węglowych.
Właśnie firmy ubezpieczeniowe były na początku 2019 r. pierwszymi reprezentantami japońskiej gospodarki, które postanowiły podążać antywęglowym tropem. Najpierw od finansowania projektów węglowych odeszła firma ubezpieczeniowa Dai-ichi Life. Niedługo potem ich śladem poszedł inny ubezpieczyciel z Kraju Kwitnącej Wiśni – Nippon Life Insurance. Czas pokaże, czy podobne decyzje podejmie tamtejszy sektor bankowy, który na razie nie zmienia swojej polityki. Japońskie banki plasują się w czołówce finansistów zagranicznych projektów węglowych. Mitsubishi UFJ Financial Group, Mizuho Financial Group i Mitsui Sumitomo Financial Group przeznaczyły w ciągu ostatnich trzech lat na projekty węglowe odpowiednio 4,4 mld, 3,3 mld i 900 mln USD.
Wszystko wskazuje też na to, że obojętne na antywęglowy trend nie pozostaną również amerykańskie firmy ubezpieczeniowe, które do tej pory – podobnie zresztą jak cały tamtejszy sektor finansowy – stroniły od jednoznacznej decyzji. Prawdziwym game changerem ma szansę stać się decyzja sprzed paru miesięcy ubezpieczyciela Chubb, który stał się pierwszym tego typu podmiotem z USA, który wycofa swoje inwestycje węglowe i polisy ubezpieczeniowe dla firm, które generują ponad 30% swoich przychodów z wydobycia węgla.
„Dokonanie tej transformacji koniecznie wymaga planowania i działań ze strony przedsiębiorstw, decydentów politycznych, inwestorów i obywateli” – czytamy w oświadczeniu Chubb.
Teraz aktywiści reprezentujący kampanię „Ubezpiecz naszą przyszłość” (Insure Our Future) będą wywierać presje na innych amerykańskich ubezpieczycieli, jak Liberty Mutual czy American International Group.
Zeszłoroczny raport „Emerytury w zmieniającym się klimacie” – opracowany przez Asset Owners Disclosure Project – wskazuje, że aż 63% funduszy emerytalnych nie dostarcza żadnych informacji na temat skutków finansowych w swoich portfelach, powodowanych zmianami klimatycznymi. Jak wiele jeszcze pod tym względem do zmiany pokazują dane mówiące, że nawet mniej niż 1% aktywów (ok. 90 mld USD) największych na świecie 100 funduszy emerytalnych inwestuje się w rozwiązania niskoemisyjne. A zaledwie co dziesiąty z ocenianych funduszy prowadzi politykę wykluczenia węgla z portfela inwestycyjnego. Tymczasem międzynarodowa organizacja zajmująca się nauką o klimacie Intergovernmental Panel on Climate Change (IPCC) uważa, że rocznie potrzeba wydawać na zielone inwestycje nawet 1,1 bln USD. Tylko tak możliwe ma być zabezpieczenie przyszłych finansów i przejście na gospodarkę niskoemisyjną.
Nowe, zielone zwyczaje w Polsce
O redukcji emisji CO2 coraz śmielej mówi się też w naszym kraju. Ale znowu: instytucje finansowe wydają się być odważniejsze od deklaracji politycznych. To, jaki wpływ na polski rynek bankowy mają podejmowane kroki przez niektórych zagranicznych właścicieli, dobrze pokazuje sytuacja niemieckiego Commerzbanku, który już w lipcu 2016 r. ogłosił zakończenie bezpośredniego finansowania projektów nowych kopalni węgla i nowych elektrowni węglowych na całym świecie. mBank, który jest jeszcze własnością Commerzbanku (Niemcy wystawiają go na sprzedaż), na podobny krok zdecydował się od 1 kwietnia 2019 r.
mBank stanął na rodzimym podwórku w jednym szeregu z ING Bankiem Śląskim, którego zarząd zobowiązał się do końca 2025 r. stopniowo zmniejszać (aż do całkowitej spłaty) dotychczasowe zaangażowania kredytowe, udzielone poszczególnym elektrowniom węglowym. Z kolei po tym okresie ING Bank Śląski nie będzie finansował podmiotów, których działalność jest zależna od węgla energetycznego w stopniu wyższym niż 5%.
W tym towarzystwie jest też Santander Bank Polska (dawny Bank Zachodni WBK), który już w 2017 r. wyemitował zielone obligacje na 137,1 mln euro. Z kolei w maju 2019 r. zarząd podjął decyzję o zaprzestaniu finansowania projektów węglowych.
„Biorąc pod uwagę tempo zmian klimatycznych oraz oczekiwania społeczne niezbędne jest podjęcie realnych działań, które wymiernie wpłyną na redukcję cywilizacyjnego wpływu na środowisko naturalne. Dlatego w strategii odpowiedzialnej bankowości realizowanej w naszym banku tak ważne miejsce zajmuje ekologia” – tłumaczył CEO Santander Bank Polska Michał Gajewski.
Na pomoc finansową węglowi inwestorzy nie mogą też liczyć ze strony Grupy BNP Paribas, która już w 2017 r. ogłosiła wycofanie się z tego typu projektów. Dodatkowo bank od tego czasu nie uczestniczy w finansowaniu inwestycji związanych z wydobyciem ropy ze złóż łupkowych i piasków roponośnych. Przestał też finansować projekty pozyskiwania ropy i gazu ze złóż w Arktyce.
„Od dawna jesteśmy partnerem dla sektora energetycznego. Jako banku o zasięgu międzynarodowym, naszą rolą jest wspieranie transformacji energetycznej oraz przyczynienie się do zmniejszenia emisyjności gospodarki. Dlatego też chcemy wspierać i pracować dla tych partnerów z sektora energetycznego, którzy podjęli decyzję o priorytetowym uwzględnieniu kwestii środowiskowych w swojej polityce biznesowej” – podkreślił w bankowym komunikacie Jean-Laurent Bonnafe, prezes BNP Paribas.
Eksperci zwracają jednak uwagę, że deklaracje akurat tych banków dla polskiej gospodarki wielkiej różnicy nie zrobią. A to dlatego, że większość węglowego portfela nad Wisłą posiadają dwa państwowe banki: PKO Bank Polski i Pekao SA. Przedstawiciele tego pierwszego w mediach zaczęli w tym roku mówić, że zbyt długo od światowych trendów nie da się odwracać. Ma to prawdopodobnie polegać na większej selekcji podmiotów, by wykluczyć finansowanie tych w zbyt dużym stopniu powiązanych z węglem. W Pekao też brak jednoznacznych deklaracji. Podobnie zresztą jak w Alior Banku – stawiają na indywidualne decyzje. W poprzedniej kadencji Sejmu, z otoczenia Ministerstwa Energii, pojawiały się nawet sugestie, żeby właśnie te banki (PKO i Pekao) współtworzyły specjalny fundusz, przeznaczony na… inwestycje węglowe. Na razie nie słychać o podobnych pomysłach. W niedawnej kampanii wyborczej politycy albo unikali tematu, albo bardziej prześcigali się w terminach wygonienia w ogóle węgla poza nasze granice.
A co z polskim największym ubezpieczycielem – PZU? Tutaj też ze świeczką w ręku można wypatrywać jakiś antywęglowych zapowiedzi. Wręcz odwrotnie: PZU nie stroni od finansowania kolejnych tego typu inwestycji. Do tego stopnia, że rok temu Fundacja „Rozwój Tak – Odkrywki Nie” zdecydowała się złożyć zawiadomienie na ubezpieczyciela: o złamanie wytycznych OECD.
Większość węglowego portfela nad Wisłą posiadają dwa państwowe banki: PKO Bank Polski i Pekao SA. Przedstawiciele tego pierwszego w mediach zaczęli w tym roku mówić, że zbyt długo od światowych trendów nie da się odwracać. Ma to prawdopodobnie polegać na większej selekcji podmiotów, by wykluczyć finansowanie tych w zbyt dużym stopniu powiązanych z węglem. W Pekao też brak jednoznacznych deklaracji. Podobnie zresztą jak w Alior Banku – stawiają na indywidualne decyzje.
„Nieuwzględnianie w sprawozdaniach przedsiębiorstwa informacji o skali jego inwestycji w sektor wysokoemisyjny oraz udziału w rynku ubezpieczeń korporacyjnych sektora wysokoemisyjnego, sprawiło również, że większość konsumentów nie uzyskało pełnego obrazu charakteru i zakresu działań przedsiębiorstwa, w tym informacji o skutkach działalności prowadzonych przez inne przedsiębiorstwa, powiązane z nim na skutek decyzji inwestycyjnych lub ubezpieczeniowych” – argumentowała fundacja.
Na razie na zmianę strategii w PZU raczej się jednak nie zanosi. Grupa zaangażowana jest m.in. w projekt Elektrowni Ostrołęka C. Ubezpiecza pięć elektrowni należących do PGE i Elektrownię Połaniec – własność Enei. Do tego dochodzą m.in. trzy elektrociepłownie należące do PGNiG. Na naszym ubezpieczeniowym podwórku przykład gigantowi na razie dają inni: Munich Re już nie angażuje się w węglowe projekty, a Swiss Re mocno je ograniczył.
Wydaje się, że zmiana optyki przez państwowe spółki prędzej czy później musi nastąpić. Trudno spodziewać się, że cały świat – w tym też ten finansowy – na powrót zacznie pałać miłością do węgla. Raczej bardziej prawdopodobne jest jeszcze solidniejsze zaciskanie klimatycznego pasa. Z politycznego punktu widzenia odejście od węgla będzie bardzo trudną decyzją, jeszcze trudniejszą do przeprowadzenia. Ale z biegiem czasu zaczną ważyć powody ekonomiczne, determinowane przede wszystkim cenami emisji CO2, czy też podatkiem węglowym, o którym – przynajmniej w Brukseli – coraz głośniej.