Inwestorzy mogą bardziej zwracać uwagę na wyniki finansowe amerykańskich spółek
Dziś mamy kolejny dzień gdy amerykański rząd nie funkcjonuje w pełni. W związku z tym wiele istotnych danych z amerykańskiej gospodarki nie zostanie opublikowanych zgodnie z planem. Taką sytuacje mieliśmy już w miniony piątek gdy inwestorzy przeważnie oczekiwaliby na dane o zmianie zatrudnienia w sektorze pozarolniczym.
Niestety tak zwany „government shutdown” paraliżuje działanie instytucji rządowych, a inwestorzy czują dużą niepewność w związku z rozwojem kolejnych wydarzeń. Jeśli dane na temat gospodarki nie pojawiają się stwarza to niepewność i mimo danych szacunkowych lepiej jest obecnie skupić się na czymś bardziej pewnym, czyli wynikach finansowych.
W tym tygodniu startuje sezon wyników kwartalnych i tradycyjnie rozpocznie go gigant w sektorze produkcji aluminium – Alcoa. Mimo, że spółka już nie wchodzi w skład indeksu Dow Jones to tradycją jest, że to właśnie te wyniki rozpoczynają kalendarz publikacji. Rynek oczekuje dość neutralnych wyników Alcoa, dlatego też cała uwaga może zostać skupiona na raportach JP Morgan i Wells Fargo, które podzielą się informacją na temat swoich bilansów pod koniec tygodnia. Warto zwrócić uwagę, że to właśnie banki dość mocno zyskiwały w zeszłym tygodniu z Citigroup i JP na czele. Rynek spodziewa się średniego wzrostu zyskowności spółek o około 3%, a najbardziej dochodowym sektorem jest właśnie szersza grupa spółek finansowych. Niestety wyniki w tym kwartale mogą być mieszane. Analitycy zajmujący się badaniem raportów finansowych zwracają uwagę, ze 90 firm opublikowało negatywne perspektywy, co jest jednym z najwyższych wskaźników od 2006 roku. Dodatkowo spółki obniżyły również prognozy przyrostu dochodów z 3% z końca czerwca do 2,6% obecnie.
Dużym czynnikiem ryzyka w tej układance jest nie tyle brak budżetu w USA, ale brak porozumienia w sprawie zwiększenia progu zadłużeniowego. Najmniej korzystnym, a wręcz tragicznym scenariuszem będzie ogłoszenie niewypłacalności przez Stany Zjednoczone, jeśli kongresmeni nie porozumieją się w sprawie, która niepokoi inwestorów od przeszło roku. Podobną sytuację już mieliśmy w 2011 roku, gdy rating USA został obniżony z powodu słabszej wiarygodności kredytowej. Nastroje dość dobrze odzwierciedla szeroki indeks S&P500. Rynek dość mocnym ruchem w górę zareagował na informacje, że Rezerwa Federalna nie będzie zmniejszać programu QE3 we wrześniu. Następnie inwestorzy zaczęli realizować zyski, a lokalny trend spadkowy przyspieszył gdy okazało się, że rząd nie uchwalił budżetu na kolejny rok fiskalny i część agencji musi przestać pracować, a urzędnicy zostali wysłani na bezpłatny urlop. Z poziomi 1725 pkt. w ciągu dwóch tygodni S&P500 spadł do poziomu 1660 pkt. Tu chwilowo znalazł dno, aczkolwiek potencjał spadkowy według niektórych uczestników rynku może być dużo mocniejszy. Istotnym wsparciem według mnie są okolice 1650 – 1655 pkt. natomiast oporem jest naturalnie psychologiczna bariera 1700 pkt. W mediach zaczęły pojawiać się bardzo pesymistyczne komentarze dotyczącej sytuacji fiskalnej. Niewypłacalność rządu na choćby obligacjach 10-cio letnich mogłaby spowodować jeszcze większy krach na giełdach niż ten, który widzieliśmy po ogłoszeniu bankructwa przez Lehman Brothers w 2008 roku. Czy coraz bardziej apokaliptyczne komentarze i pesymizm można odebrać jako kontrariański znak do kupowania akcji? Warto również zauważyć, że giełda CME w Chicago podwyższyła ostatnio depozyty na większości produktów co spowodowało skokowy spadek liczby otwartych pozycji na kontraktach na S&P500. Dużo spekulantów musiało zamknąć pozycje co może oznaczać mniejszą zmienność tego indeksu w kolejnych tygodniach.
Marcin Niedźwiecki,
specjalista rynku CFD i Forex,
City Index