Indeks ZEW ustawił nastroje

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

kiepas.marcin.admiral.markets.01.266x400Silniejszy od prognoz wzrost indeksu instytutu ZEW dla Niemiec w dużej mierze zdecydował w dniu dzisiejszym o nastrojach na rynkach finansowych. Jutro uwaga inwestorów będzie jednak już koncentrowała się na publikacji minutek z październikowego posiedzenia FOMC.

Po spadku w poniedziałek, dziś kurs EUR/USD ponownie ruszył do góry. Tym razem proces ten wsparł wyraźnie lepszy od prognoz odczyt indeksu instytutu ZEW dla Niemiec. W listopadzie ten indeks, który obrazuje oczekiwania inwestorów i analityków co do niemieckiej gospodarki, zanotował wzrost do 11,5 pkt. z poziomu -3,6 pkt. miesiąc wcześniej. Dane mocno zaskoczyły. Rynek wprawdzie oczekiwał wzrostu, ale jedynie do 0,5 pkt.

Silniejszy od oczekiwań wzrost indeksu ZEW daje nadzieję na to, że niemiecka gospodarka wreszcie przezwycięży słabość obserwowaną w II i III kwartale br. i mocniej ruszy do góry. To zaś przełożyło się na umocnienie euro do dolara. O godzinie 16:49 kurs EUR/USD testował poziom 1,2522 dolara. Z pewnością to umocnienie było jeszcze silniejsze, gdyby nie prodolarowe figury, jakie później napłynęły z USA. Najpierw okazało się, że inflacja PPI spadła w USA mniej od prognoz, a inflacja bazowa PPI ku zaskoczeniu wszystkich wzrosła. Następnie popytową wymowę miał też indeks NAHB dla amerykańskiego rynku nieruchomości, który w listopadzie wzrósł do 58 pkt. z 54 pkt., podczas gdy oczekiwano odczytu na poziomie 55 pkt.

Jakkolwiek indeks ZEW wsparł dziś euro to należy mieć świadomość, że on nie zapoczątkuje nowych trendów. To będzie wymagać już twardych danych potwierdzających silniejsze odbicie w niemieckiej gospodarce.

Na gruncie analizy technicznej dzisiejsza zwyżka notowań EUR/USD jest kontynuacją budowy, utworzonej jeszcze w piątek, formacji odwróconej głowy z ramionami na wykresie w kompresji czterogodzinnej. Formacja ta zapowiada wzrost w rejon strefy oporu 1,26-1,2613, jaką tworzą lokalne dołki z 10 i 23 października br. oraz linia bessy.

W innym układzie dzisiejszy wzrost jest ruchem w górę w ramach kreślonego od tygodnia kanału wzrostowego. Obecnie jego dolne ograniczenie tworzy wsparcie na poziomie 1,2415, a górne opór na 1,2555 dolara.

Niezależnie od tego, który z przedstawionych wyżej scenariuszy będzie grany, na tę chwilę wspólnej walucie będzie ciężko wybić się powyżej wspomnianej strefy oporu 1,26-1,2613 dolara. Do tego będą konieczne mocne impulsy. Gdyby jednak założyć, że ta sztuka się jednak uda, to kolejnym celem będzie poziom 1,2887 dolara, czyli lokalny szczyt z połowy października br. Większe wzrosty, które przecież na gruncie analizy technicznej będą tylko korektą, są bardzo mało prawdopodobne.

Wzrost EUR/USD i dobre nastroje na europejskich giełdach stały się impulsem do umocnienia złotego do dolara. Kurs USD/PLN spadł do prawie 3,36 zł z 3,3895 zł wczoraj na koniec dnia. Na tej parze też trwa realizacja zysków. Tyle tylko, że są one realizowane z długich pozycji. Na chwilę obecną nie ma mocnych przesłanek sugerujących, żeby dolar mógł istotnie się przecenić do złotego.

O ile dziś rynki finansowe w dużej mierze żywiły się indeksem ZEW to już jutro uwaga inwestorów będzie przede wszystkim koncentrować się na publikacji protokołu z ostatniego posiedzenia FOMC. Dlatego to właśnie pozycjonowanie się przed tym wydarzeniem będzie wyznaczać trendy na głównych parach, pośrednio wpływając też na notowania takich walut jak złoty.

W przypadku polskiej waluty liczyć będą się jednak nie tylko globalne nastroje, ale też rodzime dane. W środę Główny Urząd Statystyczny opublikuje dane o przeciętnym wynagrodzeniu i zatrudnieniu w polskim sektorze przedsiębiorstw. W październiku oczekuje się wzrostu wynagrodzeń o 3,3% R/R, przy jednoczesnym wzroście zatrudnienia na poziomie 0,8% R/R. Dane będą oczywiście interpretowane przez pryzmat najbliższych decyzji Rady Polityki Pieniężnej (RPP). Dlatego gorsze dane ożywią spekulacji o możliwej obniżce stóp procentowych i tym samym zaszkodzą złotemu. Odczyty powyżej prognoz wywołają odwrotną reakcję.

Marcin Kiepas,
Admiral Markets