Hossa nie może trwać w nieskończoność
Gwałtowna korekta, która niedawno nawiedziła chińską giełdę, wywołała paniczną reakcję inwestorów na całym świecie. Te wydarzenia utwierdzają mnie w przekonaniu, że inwestorzy zapomnieli o fundamentalnych regułach rządzących rynkami finansowymi - cykliczności i zmienności. Po tak długim okresie dynamicznych wzrostów cen akcji korekta jest czymś naturalnym, wręcz pożądanym. Zauważmy, że na giełdzie amerykańskiej nie odnotowaliśmy głębszej (ponad 10-procentowej) przeceny od 2011 r. Od wielu miesięcy rosła także bańka na giełdzie w Szanghaju. W rezultacie ceny akcji stały się nieracjonalnie wysokie. Taka sytuacja nie miała prawa trwać w nieskończoność, niezakłócona choćby jedną większą korektą. Ostatnia reakcja dowodzi jedynie, że inwestorzy zanadto przyzwyczaili się do nieprzerwanych wzrostów.
Chińskiej gospodarce nie grozi zawalenie
Koniec końców rynek nieco się oczyścił. Wciąż jednak nasuwa się pytanie, czy najgorsze już za nami, czy też istnieje zagrożenie ze strony chińskiej gospodarki. Po rozmowie z naszymi kolegami z BEA Union Investment z Hongkongu uważamy, że na sygnały stabilizacji w chińskiej gospodarce trzeba jeszcze poczekać. Natomiast, wbrew głosom czarnowidzów, nie grozi jej zawalenie. Wielu inwestorów podaje w wątpliwość oficjalne prognozy wzrostu PKB (do poziomu 7% – według chińskich władz) i obawia się, że hamująca gospodarka Państwa Środka spowolni dużo bardziej. Mimo to nie widzę przesłanek, by wieścić drastyczny spadek chińskiego PKB do wskazywanego przez niektórych poziomu 2-3%, czy wręcz wejście Chin w recesję. Obstawiam raczej, że rzeczywisty wzrost gospodarczy może się ukształtować w pobliżu 6,5%, czyli znacznie bliżej oficjalnych szacunków. Oczywiście negatywny sentyment na światowych rynkach będzie utrzymywał się dotąd, aż z chińskiej gospodarki nie przyjdzie potwierdzenie stabilizacji, np. w postaci lepszych odczytów wskaźników wyprzedzających.
Wrześniowa podwyżka stóp w USA pod znakiem zapytania
Wiele wskazuje na to, że chińska zawierucha może wpłynąć na moment rozpoczęcia podwyżek stóp procentowych w USA. Szczególnie że w Stanach Zjednoczonych obserwujemy czynniki dezinflacyjne w postaci z jednej strony mocnego dolara, a z drugiej – spadku cen surowców. Dlatego pomimo naszych wcześniejszych oczekiwań jest wielce prawdopodobne, że pierwsza podwyżka stóp procentowych w USA nastąpi nie we wrześniu, lecz w grudniu (a może nawet na początku 2016 r.). Warto przy tym dodać, że decyzja Fedu o podwyżce (wsparta odpowiednim uspokajającym komunikatem) już na najbliższym posiedzeniu mogłaby paradoksalnie zostać odczytana przez rynek pozytywnie – jako sygnał, że amerykańska gospodarka jest na fali wznoszącej. Co zresztą potwierdza ostatni odczyt PKB w USA za II kwartał.
Radosław Piotrowski
zarządzający funduszami Union Investment TFI