Główny ekonomista mBanku: polska gospodarka będzie spowalniała, możliwa „delikatna” recesja; prognozy na 2023 rok
Wzrost gospodarczy w bieżącym roku będzie wciąż solidny, jednak 2023 r. przyniesie mocne hamowanie – dynamika PKB spowolni do 0,7 proc. Średnioroczna inflacja w 2022 r. może wynieść ponad 13 proc., kluczowa jest jednak ścieżka inflacji bazowej.
„Po wybuchu wojny oparliśmy się pokusie cięcia prognoz dla PKB, utrzymaliśmy szacunki w okolicy 4 proc. na 2022 r., opierając się głównie na założeniu, że wzrost będzie wsparty konsumpcją ze strony uchodźców. W dużej mierze to się dzieje. Niemniej, biorąc pod uwagę wyniki za I kw., utrzymanie prognozy w okolicy 4 proc. implikowałoby, że Polska wpadnie w dość pokaźną recesję w kolejnych kwartałach – liczoną PKB kwartał do kwartału. W tym momencie wydaje się to mało prawdopodobne” – powiedział Mazurek.
Spodziewamy się raczej stopniowego spowalniania, z perspektywą na delikatną recesję na przełomie roku, bez gwałtownych skoków.
Mocne wyhamowanie wzrostu gospodarczego w 2023 roku
Obecna prognoza mBanku zakłada, że wzrost PKB Polski w 2022 r. wyniesie 4,8 proc., jednak w 2023 r. mocno wyhamuje – do 0,7 proc.
„Trajektoria gospodarki jest jednak bez wątpienia spadkowa. Każdy kolejny kwartał w ujęciu rdr będzie gorszy. Prognozujemy też bardzo słaby 2023 r. – tu zapewne różnimy się od konsensusu rynkowego. W przyszłym roku zakładamy wyhamowanie wzrostu do 0,7 proc. To chyba najniższa prognoza na rynku” – wskazał ekonomista.
„Z jednej strony gospodarka będzie spowalniała stopniowo, w recesję będziemy wchodzić łagodnie. Z drugiej strony – co wydaje się ważniejsze – nie widzimy czynników, które miałyby doprowadzić do gwałtownego odbicia w 2023 r. Trudno znaleźć jednoznaczny czynnik, który sugerowałby, że w pewnym momencie gospodarka trwale ruszy z kopyta. Trzeba też pamiętać, że na 2023 r. będą przypadać największe negatywne efekty zacieśniania polityki pieniężnej, a gospodarka funkcjonuje przy ograniczeniach podażowych” – dodał.
Zmiana trendu
Mazurek podkreślił, że choć kwietniowe dane z gospodarki były mieszane, to pokazują już pewną zmianę trendu.
„Trzeba być świadomym, że miesięczne odczyty mają ostatnio bardzo dużą zmienność, pokazują już jednak pewną zmianę trendu. W przypadku produkcji warto patrzeć na samo przetwórstwo przemysłowe, które być może jeszcze dynamicznie nie zawraca, nie mamy odsezonowanych, ujemnych dynamik, ale widać, że rośnie wolniej od trendu, który w ostatnim czasie obserwowaliśmy. Widać, że coś jest na rzeczy. Przemysł globalnie spowalnia i Polska też będzie szła w tym kierunku” – powiedział ekonomista.
„Co do sprzedaży detalicznej, wreszcie mamy jakąś spójność ze wskaźnikami koniunktury. W danych widać też kilka efektów jednorazowych, które mogły zawyżyć odczyt – cały czas polscy konsumenci realizują konsumpcję w imieniu uchodźców. Gdyby nie było napływu ludności z Ukrainy, polski konsument mógłby być już w recesji. Z uwagi uchodźców i fakt, że wzrost płac całkiem nieźle się trzyma, konsumpcja wciąż jest mocna. Przed nami jeszcze pewnie ostateczne uruchomienie usług – widać to we wskaźnikach koniunktury. Obawiam się jednak, że zobaczymy to dopiero po jakimś czasie, po kolejnych rewizjach PKB” – dodał.
Sytuacja na rynku pracy
W ocenie głównego ekonomisty mBanku, krajowy rynek pracy wciąż jest ciasny i na razie nie zanosi się na jego rozluźnienie.
„Z biegiem cyklu koniunkturalnego będzie się to odwracało, bliżej niż dalej do górki, choć pytanie o rynek pracy to obecnie jedno z najważniejszych, które sobie zadajemy. Sam proces odchodzenia od nierównowagi na rynku pracy będzie powolny i rozciągnięty w czasie, jeszcze nieraz będziemy mieć wątpliwości czy to na pewno 'już’. Rynek pracy jako ostatni zareaguje na zacieśnienie polityki pieniężnej” – powiedział.
Ekspansywna polityka fiskalna nie przyniesie gospodarce znaczących efektów
Zdaniem Mazurka, ekspansywna polityka fiskalna nie przyniesie gospodarce znaczących efektów w ujęciu realnym – spowoduje raczej wybicie w górę inflacji.
„Jeśli chodzi o luzowanie fiskalne w tym momencie, na górce cyklu i powyżej potencjału, to w ujęciu realnym ono niewiele da. Jeśli w dalszym ciągu polityka fiskalna będzie bardzo ekspansywna, to raczej spowoduje to wybicie w górę inflacji, nie przyniesie spektakularnych efektów w ujęciu realnym. W dalszym ciągu jesteśmy w pewnego rodzaju 'podażowej dziurze’, z której nie możemy wyjść. Będziemy z niej wychodzić wiele kwartałów, jeśli nie lat” – prognozuje ekonomista.
„W tym momencie dosypywanie popytu, nawet jeśli będzie kończyło się wysokimi wzrostami nominalnego PKB, to realnie nie przyniesie niczego spektakularnego. Z tego względu wątpię, aby polityka fiskalna stała się zalążkiem nowego ożywienia w 2023 roku. Patrząc na to jednak z drugiej strony, polityka fiskalna mogłaby stać się bardzo skutecznym narzędziem chłodzenia i równoważenia gospodarki” – dodaje.
Inflacja bazowa kluczowym wskaźnikiem
mBank prognozuje, że średnioroczna inflacja CPI w Polsce w 2022 r. wyniesie ponad 13 proc. Główny ekonomista banku zaznacza jednak, że kluczowa jest obecnie ścieżka inflacji bazowej.
Zakładamy, że średnioroczna inflacja w tym roku wyniesie ponad 13 proc. Wydaje się, że szczyt przypadnie na po wakacjach, wczesną jesień.
„Natomiast jeśli chodzi o wysokość tego szczytu, wszystko zależy od surowców – tutaj wahania są bardzo duże. Nie wiemy jak dokładnie będzie wyglądał mechanizm przenoszenia cen na konsumenta. Nie licytowałbym się na wysokość szczytu – paradoksalnie każda liczba z przedziału 15-20 proc. jest możliwa” – powiedział Mazurek.
„Biorąc pod uwagę, że w obecnym otoczeniu ciężko się prognozuje, lepiej zwrócić uwagę na to, czego tak naprawdę powinniśmy szukać w inflacji, żeby potwierdzać lub obalać swoje tezy. Choć to być może oczywistość, w tym momencie musimy przede wszystkim musimy patrzeć na inflację bazową. Każdy kolejny wzrost inflacji CPI musi w coraz mniejszym stopniu wynikać z inflacji bazowej. Innymi słowy, wtórne efekty cenowe muszą słabnąć” – dodał.
W swoim bazowym scenariuszu makroekonomicznym Mazurek zakłada, że w kolejnych miesiącach inflacja bazowa zacznie hamować i Rada Polityki Pieniężnej zakończy cykl podwyżek stóp procentowych we wrześniu, ze stopą na poziomie 7 proc.
„Ostatnie odczyty inflacji bazowej, po odsezonowaniu, pokazywały wzrost o ok. 1 proc. w ujęciu miesiąc do miesiąca. W bazowym scenariuszu zakładam, że będziemy schodzili z tej górki. Im więcej czasu upłynie, tym szybciej. Jeśli jednak tak się nie stanie, będzie to oznaczało, że popyt w gospodarce, siła nabywcza konsumentów i możliwości przerzucania kosztów firm są w dalszym ciągu tak duże, że nie obejdzie się bez długotrwałego i głębokiego zacieśniania polityki pieniężnej” – powiedział ekonomista.
„Jeśli jednak inflacja bazowa będzie spowalniać – jeszcze raz podkreślę, że poruszamy się tu w orbicie nie tyle wzrostu porównywanego do analogicznego roku wcześniej, co do poprzedniego miesiąca – to RPP ogłosi przerwę w okolicy września. Tam zobaczymy ostatnią podwyżkę stóp. To na razie scenariusz bazowy. Takiemu biegowi wypadków sprzyjać będą też coraz gorsze dane ze sfery realnej. Projekcje projekcjami, ale RPP musi uzyskać pewność, że po wygaśnięciu szoków inflacja wróci do celu. Wstępem do tej pewności będzie właśnie hamowanie inflacji bazowej. Tu zdecydują tylko faktyczne dane, co zresztą RPP powtarza regularnie” – dodał.
Możliwe mocniejsze podwyżki stóp procentowych
Ekonomista zaznacza, że jeśli powyższy scenariusz nie zrealizuje się, podwyżki stóp procentowych będą mocniejsze.
„Jeśli nasz bazowy scenariusz się sprawdzi, gospodarka zacznie solidnie hamować i rozpędzenie inflacji zgaśnie, jest spora szansa na odzyskanie równowagi w latach 2023-2024 bez potrzeby bardzo głębokich podwyżek stóp. Jeśli nie, to 7 proc. nie będzie docelową stopą, będzie trzeba podnosić mocniej i zapomnieć o obniżaniu w 2023 r.” – wskazuje.
Mazurek podkreślił, że w 2023 r. inflacja będzie już miała specyficzną strukturę, w coraz większym stopniu wynikającą ze zmian cen energii.
„Prognozujemy, że w 2023 r. inflacja średnio wyniesie 9 proc., ale w tle będziemy mieć już bardzo opadającą inflację bazową, a głównym generatorem tej inflacji będą właśnie zmiany cen nośników energii” – ocenił ekonomista.
„W drugiej połowie 2023 r. możliwe są już korekty stóp w dół. Istotne w tej prognozie jest to, że nie widzimy znaczącego wsparcia dla gospodarki w 2023 r., a więc automatycznie zakładamy, że normalizacja popytu w gospodarce będzie przebiegała szybciej niż wszyscy teraz oczekują” – dodał.
Rynek surowców
Zdaniem głównego ekonomisty mBanku, jednym z kluczowych ryzyk dla prognoz gospodarczych jest sytuacja na rynku surowców.
„Kluczowa będzie kwestia dostępności gazu i jego cen. Póki co zrównoważenie popytu i podaży opiera się na wielu wrażliwych założeniach, które spełniać się nie muszą (możliwość zakupu gazu od Niemiec, dokończenie Baltic Pipe). Wszystko będzie dobrze, jeśli wiele niezależnych elementów złoży się w całość w konkretnym czasie. W obecnych warunkach nie można być jednak tego pewnym” – powiedział.
„To dokłada ryzyk dla sfery realnej od strony podaży oraz od strony popytu poprzez słaby optymizm, wysoką niepewność czy samo dostosowanie do wyższych cen, oparte na zmniejszeniu zużycia surowca lub konsumpcji innych towarów bądź usług” – dodał.
Mazurek zaznacza, że pozytywnym aspektem może być realizacja inwestycji w ramach Krajowego Planu Odbudowy.
„Teoretycznie powinno nam to rozkręcić proces inwestycyjny. Niemniej, w świecie ograniczeń podażowych nie będzie to takie proste. Inwestycja, zanim stanie się potencjałem produkcyjnym, generuje popyt w gospodarce, który musi być zaspokojony, a wydaje się, że rynek dóbr inwestycyjnych nie jest rynkiem kupującego, tym bardziej że w najbliższym czasie – jeśli nie teraz – konkuruje o zasoby z wydatkami zbrojeniowymi” – powiedział PAP Biznes ekonomista.
„Jak już wspominałem wcześniej, problemem w gospodarce nie jest niedobór, lecz nadmiar popytu. Być może uda się dołożyć realnego popytu w gospodarce w 2023 roku, lecz bardziej obstawiałbym późniejsze lata. Im bardziej uda się wesprzeć zagregowany popyt już w 2023, tym mniejsza pewność spadku inflacji. Coś za coś” – dodał.
Ekonomista podkreśla, że podobnie może działać odbudowa Ukrainy – jeśli nastaną tym kraju warunki, umożliwiające jakąkolwiek odbudowę.
„Mam na myśli gównie warunki trwałego zakończenia działań wojennych. Potencjał produkcyjny Ukrainy jest istotnie uszkodzony w wyniku wojny i przestawienia części produkcji na tory wojenne” – zaznaczył.
„Z tego względu, wszelki popyt w postaci środków na odbudowę będzie szukał podaży głównie poza granicami tego kraju. Obstawiam, że mobilizacja dużych środków produkcji nie będzie możliwa w krótkim czasie w bieżących cenach. Zastanawiam się też, czy to będzie w ogóle będzie w krótkim czasie możliwe” – dodał.