Główny ekonomista ING Banku Śląskiego: ekonomiczna recesja w 2023 r. mniej prawdopodobna
Wśród negatywnych czynników dla wzrostu gospodarczego w przyszłym roku ekonomista wymienia m. in. mocny wkład zapasów do wzrostu w 2022 r. – który będzie trudny do powtórzenia, a także szok inflacyjny.
„Czynniki negatywne to przede wszystkim gigantyczny wkład zapasów do wzrostu PKB w 2022 r., który będzie trudny do powtórzenia. Z firm płyną sygnały, że zapasów już nie opłaca się budować, bo ceny surowców spadły, a stopy procentowe wzrosły. Przynajmniej w krótkim terminie firmy mniej obawiają się wzrostu cen, a przy tak wysokich stopach trzymanie zapasów nie jest opłacalne. Dodatkowo – popyt jest słaby” – powiedział.
Kolejnym czynnikiem ryzyka dla wzrostu jest szok inflacyjny, podkopujący siłę nabywczą. Mocne hamowanie konsumpcji już się dzieje.
„Ponadto, plany nowych inwestycji są najgorsze od 2014 r. Wśród firm widać gigantyczną niepewność, która mocno przekłada się na nastroje i plany” – dodał.
Lepszy od oczekiwań wynik inwestycji przedsiębiorstw
W ocenie Beneckiego, pozytywnym ryzykiem dla wzrostu gospodarczego może być m.in. lepszy od oczekiwań wynik inwestycji przedsiębiorstw.
„Słyszmy różne sygnały, ale bieżące plany inwestycyjne, przynajmniej w niektórych sektorach, nie są aż tak negatywne jak sugerują badania ankietowe. Tu mamy możliwość pozytywnego zaskoczenia, jeżeli któryś z wielkich tegorocznych szoków złagodnieje” – powiedział PAP Biznes Benecki.
„Na przykład, jeśli na wojennym froncie nastąpi jakaś stabilizacja i pojawi się promień nadziei, że konflikt przechodzi w formę przewlekłą, a nie ostrą. To może odblokować część potencjału inwestycyjnego przedsiębiorstw” – dodał.
Gospodarcze otoczenia za granicą może okazać się nieco lepsze
Benecki wskazuje ponadto, że gospodarcze otoczenia za granicą może okazać się nieco lepsze, niż wskazują na to dotychczasowe prognozy.
„Chińska gospodarka wcześniej się otwiera, na razie nie wpływa to tak bardzo na prognozy, bo są obawy czy Chiny nie dokonały zbyt radykalnego odwrotu od polityki zero-Covid, ale gdyby bieżące dane pokazały iż pandemia jest pod kontrolą, to możliwe jest wcześniejsze odbicie chińskiej gospodarki niż w II kw. 2023 r. jak dotychczas się spodziewano. Dzisiaj prawie 50 proc. Chin jest objętych lockdownem” – wskazał ekonomista.
„Ponadto, prognozy dla zachodniej Europy nie są aż tak pesymistyczne jak jeszcze pół roku temu. Pojawia się też sygnały wskazujące, że być może USA unikną recesji. Gospodarcze otoczenia za granicą może być zatem lepsze, niż obecnie się prognozuje. To może być czynnik pozytywnego zaskoczenia, wspierający eksportowy model europejskiej gospodarki i nasz region. To generowałoby ryzyko po wyższej stronie dla wzrostu PKB w Polsce” – dodał.
Ograniczony wzrost bezrobocia
Mimo znaczącego spowolnienia polskiej gospodarki, ING spodziewa się, że wzrost bezrobocia w Polsce będzie ograniczony.
„W ciągu dekady liczba osób w wieku produkcyjnym w Polsce spadła o prawie 2 mln, to powoduje, że obraz rynku pracy bardzo mocno się zmienił, trudniej o pracownika. W sytuacji, gdy spowolnienie jest krótsze i przejściowe, firmy starają się 'chomikować’ pracowników. Stąd zakładamy, że wzrost bezrobocia będzie ograniczony” – prognozuje główny ekonomista banku.
„Pewną niewiadomą jest jednak to, jak firmy zareagują na 20 proc. wzrost pensji minimalnej. Jest to antycykliczny czynnik, który powoduje wzrost kosztów pracy wbrew cyklowi gospodarczemu, do końca nie wiadomo jak firmy to potraktują. To jednak kolejny element, który dokłada się do naszych prognoz uporczywej inflacji bazowej” – dodaje.
Walka z inflacją
Obecnie więcej przestrzeni do działania w walce z inflacją jest po stronie polityki budżetowej – ocenia Rafał Benecki.
„Dzisiaj cel de facto Rady Polityki Pieniężnej to powolna dezinflacja i łagodne hamowanie PKB. Rada sama zdefiniowała to w swoich wypowiedziach. Kierując się tymi wskazówkami zakładamy, że podwyżek stóp proc. już nie będzie, przynajmniej w ciągu najbliższych kwartałów. W 2024 r. inflacja wciąż będzie znacząco powyżej przedziału odchyleń od celu, i aby nad nią zapanować, potrzebne będzie jakieś zacieśnienie policy mix. Rok 2024 to tzw. dziura euro, czyli lata między unijnymi budżetami, powodująca spowolnienie gospodarcze, co może trochę pomóc opanować inflację. Jeżeli to nie wystarczy, być może pojawi się potrzeba podwyżek stóp procentowych” – powiedział Benecki.
„Niemniej, więcej przestrzeni do działania w walce z inflacją jest dziś po stronie polityki budżetowej. Stopy procentowe już mocno wzrosły. Gdyby jednak zacieśniania po stronie budżetowej nie było, nie można wykluczyć, że będzie potrzeba albo utrzymania obecnych stóp bez zmian przez dłuży czas, albo niewielkich podwyżek. Na obniżki stóp procentowych raczej nie widać perspektyw” – dodał.
„Nawis” inflacyjny
Główny ekonomista ING Banku Śląskiego wskazuje, że administracyjne zamrożenie niektórych kategorii cen detalicznych może spowodować, że presja cenowa wybije się w innych częściach gospodarki. Ponadto, jak zaznacza Benecki, ryzykiem dla ścieżki CPI jest też pewien „nawis” inflacyjny, wygenerowany przez mrożenie cen w przyszłym roku, który może ujawnić się w 2024 r.
„Doświadczenia węgierskie też wskazują na ryzyko po wyższej stronie dla inflacji. Zamrożenie różnych cen detalicznych spowodowało tam, że presja cenowa wybiła się w innych częściach gospodarki, zwracał uwagę na to prezes Węgierskiego Banku Centralnego. Netto ten efekt dla gospodarki był niekorzystny. W Polsce w 2023 r. mamy do czynienia z wieloma działaniami, zamrażającymi ceny detaliczne energii, gazu i ogrzewania. Gospodarka to system naczyń połączonych. Obawiamy się, że presja kosztowa uwidoczni się w cenach energii dla odbiorców hurtowych – przedsiębiorstw, gdzie ceny nie są regulowane” – powiedział.
„Zwracamy też uwagę na to, że mocne działania mrożące generują istotny 'nawis’ inflacyjny, który ujawni się w 2024 r., kiedy zostaną one zakończone. Obawiam się, że te działania są zbyt masowe, sztuczne i nie do utrzymania na dłuższą metę. Dodatkowo mrożenie cen skumulowane jest w jednym roku, tak jakbyśmy zakładali, że niskie ceny surowców energetycznych szybko wrócą, obawiam się że może być inaczej” – dodał.
Ponowne odbicie cen surowców
W ocenie Beneckiego, w przyszłym roku może przypomnieć o sobie tzw. commodity supercycle, który spowoduje ponowne odbicie cen surowców.
„Badania rynków surowcowych pokazują strukturalny wzrost popytu i strukturalne nie nadążanie za nim podaży, w przypadku rynków metali przemysłowych, ale również surowców energetycznych. Ten element może mieć znacznie w trakcie 2023 r., gdy Europa zacznie na nowo zapełniać magazyny gazu na kolejną zimę. Możemy się wówczas spodziewać 20-40 proc. wzrostu cen gazu” – ocenił ekonomista.
„Otwarcie chińskiej gospodarki co prawda regulacyjnie już postępuje, ale epidemiologicznie może przeciągać się na pierwszą połowę przyszłego roku. Jeżeli ta gospodarka po otwarciu mocno odbije, to wróci chiński popyt na gaz – bo dziś Chiny konsumują ok. 20 proc. mniej gazu niż zwykle. Wróci też popyt na metale przemysłowe. To wszystko wywoła presję na ceny surowców. Stąd też nasze prognozy dla inflacji na koniec 2023 r. i 2024 r. są nieco wyższe niż konsensus” – dodał.
Prognoza inflacyjna ING Banku Śląskiego
ING prognozuje, że średnioroczna inflacja CPI w Polsce w 2023 r. wyniesie 14,5 proc., a na koniec przyszłego roku znajdzie się na poziomie 10,4 proc.
„Przed końcem 2022 r. roku spodziewamy się stabilizacji inflacji w okolicach poziomów listopadowych, lub nawet nieco niżej. Z początkiem przyszłego roku, w lutym, zakładamy jednak skok inflacji w okolice 20-21 proc. W trakcie całego 2023 r. prognozujemy, że średnia inflacja wyniesie 14,5 proc. W trakcie roku nastąpi oczywiście duży spadek CPI – z ponad 20 proc. do około 10 proc. pod koniec 2023 r. W dużym stopniu będzie to jednak zasługą efektów bazowych, szczególnie widocznych w cenach żywności, być może też w cenach energii” – powiedział Benecki.
„Czynników ryzyka w górę dla inflacji jest sporo. W naszej ocenie, projekcja NBP zakłada zbyt pozytywny przebieg sytuacji na rynkach surowcowych i energetycznych, my obawiamy się ponownego odbicia cen energii i surowców, a także 'nawisu’ inflacyjnego, wygenerowanego przez mrożenie cen w 2023 r. To są czynniki, które powodują, że nawet jeśli inflacja zejdzie w okolice 10 proc., to o dalszy spadek w okolice celu inflacyjnego będzie bardzo trudno” – dodał.
Benecki prognozuje, że do 2025 r. inflacja CPI w Polsce raczej nie wróci do przedziału dopuszczalnych wahań wokół celu NBP.
„W naszym horyzoncie prognostycznym, czyli do 2025 r., nie przewidujemy zejścia inflacji do celu NBP. Jesteśmy tu trochę ostrożniejsi niż bank centralny. Doświadczenia z lat 70-tych pokazują, że szoki podażowe lubią chodzić parami, a badania potwierdzające teoria tzw. commodity supercycle sugerują, że nie będzie łatwo zapanować nad inflacją i szybko wrócić do przedziału wzrostu cen z poprzednich dwóch dekad” – powiedział ekonomista.
Uporczywość inflacji bazowej
Ryzykiem dla wzrostu wskaźnika cen pozostaje uporczywość inflacji bazowej – jak podkreśla Benecki, nawet przy bardzo dużym spadku inflacji CPI, spadek inflacji bazowej może być nieznaczny.
„Obawiamy się uporczywości inflacji bazowej, choć tutaj też pojawiają się różne sygnały. Z jednej strony widzimy sygnały globalnej dezinflacji – mamy dużą poprawę w łańcuchach dostaw, spadek cen frachtu, cen towarów. Widać to w danych z innych krajów, od Turcji przez USA. Mamy też spory spadek cen energii. Niestety sygnały globalnej dezinflacji widać bardziej w Stanach Zjednoczonych niż w krajach silnie dotkniętych szokiem energetycznych, czyli w Europie. Generalnie sygnały globalnych determinantów inflacji pokazują pewną poprawę i może to być pozytywny czynnik, który spowoduje, że również w Polsce inflacja bazowa będzie spadać szybciej niż zakładamy” – prognozuje ekonomista.
„Z drugiej strony cały czas obawiamy się, że skok cen energii dla użytkowników hurtowych, dla przedsiębiorstw – który był bardzo znaczący – jeszcze nie w pełni przełożył się na ceny detaliczne. To może powodować, że inflacja bazowa będzie uporczywie wysoka w trakcie 2023 r. Nawet przy bardzo dużym spadku inflacji CPI, spadek bazowej będzie nieznaczny. To spory ból głowy dla banku centralnego” – dodaje.
Im bliżej wyborów, tym więcej wydatków w budżecie
Benecki ocenił, że choć obecnie ze strony rządu słychać zapowiedzi ostrożniejszej polityki budżetowej, to bliżej wyborów parlamentarnych w budżecie mogą pojawić się nowe wydatki – wskazują na to doświadczenia zarówno polskie, jak i zagraniczne.
„Słyszmy zapowiedzi ostrożniejszej polityki budżetowej w Polsce, związaną z obawami, że wzrost rentowności może powrócić. Dzisiaj rynki finansowe powoli przymierzają się do obniżek stóp w krajach rozwiniętych, jakie mogą nastąpić w drugiej połowie 2023 roku, materializacja takiego scenariusza przysłoni nasze własne problemy inflacyjne i budżetowe. Trzeba też podkreślić, że część tzw. fiskalnych impulsów jest ponoszona przez przedsiębiorstwa i banki – jak np. koszty mrożenia energii i wakacji kredytowych. Zakładamy jednak, że bliżej wyborów parlamentarnych w budżecie mogą pojawić się nowe wydatki. Doświadczenia polskie i zagraniczne pokazują, że tak się dzieje” – powiedział PAP Biznes Benecki.
„Ryzyko dodatkowych wydatków przed wyborami będzie ciążyć nad polskim rynkiem, słychać to także w rozmowach z inwestorami. Opinie są podzielone pół na pół, czy poprawa na globalnych rynkach długu będzie w stanie kompletnie przesłonić polskie problemy inflacyjne i budżetowe. Bardzo obawiamy się także kolejnego wyroku TSUE ws. kredytów frankowych, jaki ma zapaść w lutym. Może on oznaczać konieczność dotworzenia dużych rezerw przez banki i istotnie ograniczyć ich zdolność do kupowania polskich obligacji rządowych, a to wciąż krajowy sektor bankowy i ulokowane tam oszczędności finansują deficyt. Dlatego zakładamy osłabienie złotego na początku 2023 roku” – dodał.