„Gdzie są kwiaty z tamtych lat…?”
W większości polskich kurortów (a mamy – dla przypomnienia 45 miejscowości z oficjalnym statusem uzdrowiska) dywany kwiatowe to powód do dumy, choć wymagają one co roku szczególnych zabiegów, ponieważ każdorazowo zużywa się na nie wiele tysięcy jednorocznych sadzonek. Ale kwitnące, wielokolorowe rośliny to przecież nie tylko nie tylko piękna ozdoba, ale i pewne uzdrowiskowe dziedzictwo i tradycja, którą warto pielęgnować. Polanica Zdrój chwali się np. 80 tysiącami kwiatów, ale ewidentnym rekordzistą w tej materii jest oczywiście Ciechocinek. Na powierzchni 67 ha terenów parkowych co roku sadzi się tu 335 tysięcy jednorocznych kwiatów (!), a słynny zegar kwiatowy jest jednym z symboli (oprócz największych w kraju, historycznych tężni, których łączna długość to 1800 m) tego popularnego uzdrowiska.
Starsi sopocianie doskonale pamiętają kolorowe klomby w dolnej części deptaka, czy też tysiące jednorocznych sadzonek, tworzących wiosną i latem prawdziwe kwiatowe szpalery i dywany np. w Parku Północnym. A sopoccy pasjonaci z nostalgią dokumentują coroczne tzw. korsa kwiatowe, z których Sopot niegdyś słynął i które przyciągały tłumy widzów. Ozdobione girlandami kwiatów pojazdy konne i samochodowe, który rywalizowały w tym swoistym konkursie piękna, można dziś obserwować tylko na starych zdjęciach i pocztówkach. A szkoda, bo współczesna wersja takiego kwiatowego korsa na pewno mogłaby stanowić dla sopockiego kurortu nie tylko doskonałą atrakcję turystyczną i artystyczno-uzdrowiskową wizytówkę, ale też przeciwwagę dla niezbyt chlubnego przecież wizerunku „nocnej imprezowni”.
Podobnie, jak zainwestowanie przez bogate przecież miasto w kwietną oprawę parków i miejskich skwerów. Oczywiście, rośliny wieloletnie (np. róże w Parku Południowym) wymagają może nieco mniej zabiegów, ale dlaczego nie skorzystać nie tylko z krajowych, ale i zachodnich wzorów „kwietnej ekspansji uzdrowiskowej”? O ile wiem, Sopot nie posiada w tej chwili tzw. ogrodnika miejskiego, a kompetencje konserwatora przyrody są jednak zdecydowanie odmienne. Może warto zlecić zatem opracowanie kilku wariantów „kwiatowej rewitalizacji”? A ideę współczesnego korso kwiatowego można podejrzeć w kilku innych miejscowościach – majowe wydarzenie o tej nazwie organizuje się w Lubiążu (woj. dolnośląskie), gdzie targi i wystawy kwiatów połączone ze zwiedzaniem miejscowego klasztoru cystersów (skądinąd dwa razy większego niż zamek na Wawelu) oraz innymi atrakcjami. Z kolei w malowniczej scenerii zamku w Książu zlokalizowano Festiwal Kwiatów i Sztuki, a najmłodsze polskie uzdrowisko w Uniejowie (woj. łódzkie) jest dumne z ogromnego kwietnego dywanu, co roku układanego przez mieszkańców z płatków polnych kwiatów z okazji Bożego Ciała.
Sopoccy pasjonaci podsunęli mi informację, że korso kwiatowe odbyło się tu też jednorazowo w roku 1966, kiedy jego organizacja była chyba znacznie trudniejsza niż dziś. W przystrojonych powozach konnych przejechali wtedy przez miasto uczestnicy sopockiego festiwalu piosenki. W roku 2013 Fundacja CREDU próbowała reaktywować sopocką tradycję dekorowania aut. W pięknej scenerii Hipodromu, jako impreza towarzysząca zawodom konnym CSIO 2013, zaprezentowane zostały wtedy „ukwiecone” pojazdy z różnych epok. Fundacja została jednak pozostawiona sama sobie z tym pomysłem i nie był on – mimo zapowiedzi – kontynuowany. A szkoda, bo jestem przekonany, że można byłoby liczyć na znaczną aktywność trójmiejskich florystów oraz żywe zainteresowanie mieszkańców i turystów. Na pewno nie będzie to jednak impreza o charakterze komercyjnym, przynosząca organizatorom jakieś zyski, dlatego tak ważne jest miejskie zaangażowanie.
W sopockim „Non-Stopie” zespół „Czerwone Gitary” śpiewał niegdyś piosenkę „Kwiaty we włosach”. Jej tytuł chyba znacznie bardziej odpowiada na społeczne zapotrzebowanie, związane z uzdrowiskowymi tradycjami Sopotu, niż cytat z pięknej skądinąd ballady „Gdzie są kwiaty z tamtych lat?”. Ale może ktoś przy tej okazji odpowie jednak też i na tak zadane pytanie?
Wojciech Fułek