Fundusze: promocje mają marginalne znaczenie
Krótkoterminowe promocje w przypadku funduszy inwestycyjnych mogą być interesujące w zasadzie wyłącznie dla osób, które chcą jednorazowo zainwestować większy kapitał. Dla tych odkładających regularnie mniejsze kwoty nie niosą one specjalnych korzyści.
Jeśli sugerować się ubiegłymi latami, to w niedługim czasie należy się spodziewać, że przynajmniej niektóre towarzystwa funduszy inwestycyjnych spróbują zainteresować klientów swoją ofertą wprowadzając okresowe promocje. Najczęściej polegają one na obniżeniu lub wręcz całkowitym zniesieniu opłaty dystrybucyjnej, czyli prowizji płaconej przy nabywaniu jednostek uczestnictwa. Zazwyczaj nie przekracza ona kilku procent od inwestowanej kwoty i jest przy tym niższa w przypadku funduszy dłużnych, zaś wyższa w przypadku funduszy mieszanych i akcyjnych. Czasem niektóre promocje polegają na okresowym obniżeniu wynagrodzenia za zarządzanie, pobieranego przez TFI.
Czy korzystanie z promocji związanych z funduszami inwestycyjnymi daje wymierne korzyści? Dla potencjalnych klientów, zwłaszcza takich, którzy nie dysponują większym kapitałem, ale dopiero zabierają się do odkładania wykorzystując w tym celu fundusz jako wehikuł inwestycyjny, opłata pobierana przy zakupie jednostek ma dużo mniejsze znaczenie niż opłata za zarządzanie. Wyobraźmy sobie fundusz, do którego przez 20 lat co miesiąc odkładaliśmy 300 zł. Jego średnia roczna stopa zwrotu w tym czasie wyniosła 6 proc. Fundusz naliczał sobie opłatę za zarządzanie w wysokości 4 proc. od średniej wartości aktywów netto w skali roku. Z kolei prowizja przy zakupie jednostek wynosiła na początku 4 proc., a następnie malała wraz z osiąganiem kolejnych progów (pow. 15 tys. – 3,5 proc., pow. 30 tys. – 3 proc., pow. 70 tys. – 2,75 proc.). Przy takich założeniach na naszym rachunku po tych 20 latach byłoby ok. 85,5 tys. zł. Zakładając, że ten fundusz nie pobierałby od nas prowizji za zakup jednostek, stan rejestru sięgnąłby 88,5 tys. zł, bylibyśmy zatem o ok. 3000 zł (3,5 proc.) bogatsi. Jeśli jednak zmienilibyśmy założenia w ten sposób, że opłatę za zarządzanie obniżylibyśmy o jedną czwartą, do 3 proc. w skali roku, a opłaty dystrybucyjne pozostawili bez zmian, to okazałoby się, że na rachunku zgromadzilibyśmy mniej więcej 95,3 tys. zł. Korzyść wyniosłaby więc blisko 10 tys. zł (11,5 proc.), i to pomimo faktu, że od każdej wpłaty płacilibyśmy kilkuprocentową prowizję.
Wysokość opłat dystrybucyjnych nie jest więc wcale tak istotna, jak na pozór mogłoby się wydawać. Dla planujących rozpoczęcie regularnego oszczędzania, korzyści z promocji polegających na czasowym tylko zniesieniu tych opłat są niewielkie, bo będą przecież stanowiły tylko ułamek wykazanych powyżej oszczędności. Co innego jeśli zwolnienie obowiązuje bezterminowo, wówczas korzyści są już sporo większe.
O wiele większą wagę należy przywiązywać do kosztów związanych z wynagrodzeniem za zarządzanie funduszem. Obciążają one aktywa funduszu każdego dnia, więc dzienna wycena jednostek uczestnictwa już je uwzględnia i właśnie dlatego często nie zwraca się na nią odpowiedniej uwagi, bo czego oko nie widzi, tego sercu nie żal. Tymczasem to właśnie ona, spośród wszystkich możliwych kosztów, jakimi mogą zostać obciążeni uczestnicy funduszu, ma największe znaczenie. Prowizję przy zakupie jednostek, choćby wynosiła i 5 proc., płaci się ostatecznie tylko raz, natomiast wynagrodzenie za zarządzanie, które np. w przypadku funduszy akcji sięga u nas ok. 4 proc. od średniej rocznej wartości powierzonych aktywów, płacimy każdego dnia (oczywiście proporcjonalnie do rocznej opłaty). A ponieważ opłata ta stanowi stały procent, to w miarę upływu czasu i kumulowania coraz większego kapitału, za zarządzanie będziemy płacić coraz więcej. Na powyższym przykładzie widać zresztą bardzo dobrze, jak duże znaczenia ma ta opłata.
Generalnie rzecz biorąc, wszelkie krótkoterminowe promocje w przypadku funduszy inwestycyjnych mogą być interesujące w zasadzie wyłącznie dla osób, które chcą jednorazowo zainwestować większy kapitał. Takie postępowanie jest jednak ryzykowne i zwłaszcza w przypadku funduszy inwestycyjnych lokujących aktywa w mniejszym lub większym stopniu w akcje, lepiej stosować strategię małych kroczków, tzn. kupowania na raty. W ten sposób można w dużym stopniu zmniejszyć ryzyko wejścia na rynek na tzw. górce, poprzez uśrednienie ceny zakupu (zresztą przy sprzedaży też dobrze jest stosować taką strategię, z tym że nakierowana jest ona wówczas na unikanie dołków). Zawsze warto postępować w ten sposób.
Ostatecznie jednak, tym co ma największe znaczenie i tak są osiągane przez fundusze stopy zwrotu. Gdyby w omawianym powyżej przykładzie zwiększyć przyjętą średnią roczną stopę zwrotu zaledwie o 1 pkt proc., to w skali całej inwestycji przełożyłoby się to na wzrost zysku o ponad 10 tys. zł., co z nawiązką zrekompensowałoby koszty związane z wyższymi opłatami. Wychodzi na to, że lepszy fundusz droższy, ale osiągający ponadprzeciętne zyski, niż taki, który może i jest tańszy, ale wlecze się w ogonie. Choć trzeba pamiętać i o tym, że nie ma żadnej gwarancji na to, że wyniki historyczne będą powtarzane w przyszłości.
Bernard Waszczyk,
Open Finance