Erozja wartości
Kiedy usłyszałem, a następnie zobaczyłem w telewizyjnym kadrze, o dewastacji miejsca pamięci w Jedwabnem, zrobiło mi się smutno. Mniejsza o to, że napis upamiętniający tragedię - zapewne w trosce o wrażliwość współczesnych i w intencji nieotwierania nowych pól konfliktu, nie opisywał istoty i sprawców masowego mordu. Mniejsza nawet o to, że począwszy od sierpnia, to trzeci tego rodzaju akt na Podlasiu. Słowo wandalizm nie wydaje mi się właściwe, bowiem może mieć zastosowanie w przypadku dewastacji przystanku autobusu czy pojemnika na śmieci.
Tutaj jak śmieci potraktowano pamięć o ludziach. Naszych sąsiadach! Ich narodowość czy przynależność etniczna są, w tym sensie, bez znaczenia. Znajdą się tacy, którzy będą twierdzić, że to kolejny przypadek antypolskiej prowokacji. Jeśli jednak w niedawnych uroczystościach rocznicowych, jakie miały miejsce w Jedwabnem nie wziął udziału burmistrz tej miejscowości – powołując się w uzasadnieniu decyzji na wolę wyborców, to znaczy, że mamy problem.
Rzecz dotyczy bowiem nie tyle oceny tego konkretnego wydarzenia, lecz ocen i postaw moralnych – bez względu na konfesję, fundamenty światopoglądu czy stan wiedzy historycznej. W tle pozostaje proboszcz miejscowej parafii. Rad bym wiedzieć, co wierni usłyszą w tamtejszym kościele najbliższej niedzieli. To jednak zupełnie inna historia, której powołanie Komisji Episkopatu d.s. Dialogu z Judaizmem z pewnością nie rozwiązało.