Ekonomiści: rosnące koszty pracy coraz bardziej kluczowe dla inflacji; ryzyko spirali płacowo-cenowej rośnie

Ekonomiści: rosnące koszty pracy coraz bardziej kluczowe dla inflacji; ryzyko spirali płacowo-cenowej rośnie
Fot. stock.aobe.com/W. Myrosznyczenko
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
W nadchodzących kwartałach podwyższona inflacja w coraz większym stopniu będzie wynikać z rosnących kosztów pracy i presji popytowej, dane z gospodarki już wskazują na mocną presję płacową - oceniają ekonomiści. Ich zdaniem, choć spirala płacowo-cenowa jeszcze nie występuje, to ryzyko jej pojawienia się rośnie.

„Istotną kwestią w kontekście przyszłej inflacji jest to, że o ile w tym roku znaczna część wzrostu cen wynika z czynników zewnętrznych, podażowych, to w latach 2022-2023 kluczowe znaczenie będą miały koszty pracy i presja popytowa. Ważne jest też to, czy widzimy efekty drugiej rundy, czyli podnoszenie cen przez firmy ze względu na wzrosty kosztów energii, ale też płac. Jeżeli chodzi o ten pierwszy element – podnoszenie cen ze względu na drożejące surowce, paliwa, transport – to występuje on już od jakiegoś czasu. Widać to chociażby w istotnym przyspieszeniu inflacji cen towarów, a więc tej części koszyka wydatków, który najsilniej zależy od czynników zewnętrznych i globalnych. Przyspieszenie inflacji tego komponentu widać w Polsce, regionie, krajach rozwiniętych” – powiedział PAP Biznes główny ekonomista ING Banku Śląskiego Rafał Benecki.

Bardzo niepokojące jest jednak to, iż firmy mówią o drugiej fali podwyżek cen, antycypujących dalszy wzrost kosztów.

„To wynika z faktu, że ich oczekiwaniach inflacyjne według danych GUS są na najwyższym poziomie od 2004 r. Moim zdaniem nie chodzi tu już tylko o koszty zewnętrzne transportu, energii, półproduktów czy surowców, raczej jesteśmy już w punkcie, albo w jego przededniu, w którym uaktywni się spirala płacowo-cenowa” – dodał.

Czytaj także: Inflacja w Polsce najwyższa od ponad 20 lat; GUS: w październiku wyniosła 6,8 proc. rdr >>>

Firmy odczuwają presję na wzrost wynagrodzeń ze strony pracowników

Jak wynika z opublikowanej w październiku przez NBP analizy sytuacji sektora przedsiębiorstw, w III kw. br. około 73 proc. badanych firm odczuwało presję na wzrost wynagrodzeń ze strony pracowników, co oznacza wzrost o 10 pkt proc. kdk. W tym ponad 25 proc. przedsiębiorstw zgłosiło nasilenie się tego zjawiska także w odniesieniu do poprzedniego kwartału. Z raportu wynika, że przyspieszeniu presji płacowej towarzyszy istotny przyrost udziału firm prognozujących podniesienie przeciętnego wynagrodzenia w nadchodzącym kwartale.

Wzrost popytu na siłę roboczą

Analiza NBP wskazuje jednocześnie na wzrost popytu na siłę roboczą. W III kw. br. odsetek przedsiębiorstw sygnalizujących nieobsadzone miejsca pracy zwiększył się do poziomu 47,6 proc. – najwyższego od początku 2016 roku.

Benecki wskazuje, że firmy mają świadomość, iż żądania płacowe pracowników mogą być silniejsze niż zwykle – z jednej strony będą one wynikać z coraz wyższej inflacji, z drugiej – z siły przetargowej pracowników wynikającej z niedoborów na rynku pracy.

Badania NBP pokazują, że odsetek firm, które mówią o wolnych wakatach wynosi ok. 47 proc. i jest najwyższy od 2016 r., zaś przedsiębiorstw planujących wzrost zatrudnienia i płac jest w tej chwili najwyższy w historii badań NBP.

„Dochodzimy do bariery rozwoju w postaci niedoboru pracowników. Jednocześnie z gospodarki słyszymy, że firmy planują kolejne podwyżki swoich towarów czy usług, antycypując rosnące koszty i nie chodzi tu tylko o koszty energii, ale i koszty pracy. Firmy mają świadomość, że żądania płacowe mogą być silniejsze niż zwykle – z jednej strony będą one wynikać z wysokiej inflacji, a z drugiej z siły przetargowej pracowników ze względu na niedobory siły roboczej” – powiedział ekonomista.

Czytaj także: Konfederacja Lewiatan: inflacja blisko 7 procent; RPP znowu podwyższy stopy >>>

„Wszystko wskazuje na to, że efekty drugiej rundy – w postaci podwyżek cen ze względu na rosnącą presję płacową – pojawią się bardzo szybko. Już widać tego symptomy, które je zapowiadają – rekordowo wysoki odsetek firm planujących zatrudnianie, rekordowo wysoki odsetek firm planujący podwyżki płac, bardzo wysoki poziom firm narzekających na problemy ze znalezieniem pracowników i wciąż dobre perspektywy gospodarcze. Rozmawiając z bardzo wieloma przedsiębiorstwami, które jako bank obsługujemy, widać, że wdrażają one mocne podwyżki cen i tym razem ta fala ma związek z przyszłym wzrostem kosztów, badania NBP pozwalają wnioskować, że chodzi również o koszty wyższych płac. Ujawni się to bardzo szybko w 2022 r.” – dodał.

Rosnąca presja płacowa jest już widoczna w danych

Również w ocenie głównej ekonomistki Banku Pocztowego, Moniki Kurtek, rosnąca presja płacowa jest już widoczna w danych i choć spirala-płacowo cenowa jeszcze nie występuje, to jest ona znacznym ryzykiem.

„Wzrost wynagrodzeń przekracza w tej chwili wzrost, który mieliśmy przed pandemią – przynajmniej, jeśli chodzi o sektor przedsiębiorstw. Do końca roku wzrosty rdr w ujęciu nominalnym będą prawdopodobnie kształtować się powyżej 9 proc. Widać, że wzrost jest wyższy niż przed pandemią. Po części jest to spowodowane tym, że w czasie pandemii ludzie odeszli z pracy z branżach, które były zamknięte ze względu na lockdown, takich jak hotelarstwo, turystyka, gastronomia. Teraz te osoby niekoniecznie chcą wrócić do pracy w tych sektorach i pracodawcy muszą oferować wyższe wynagrodzenia. Niemniej, na pewno też inflacja, która w międzyczasie się pojawiła, powoduje, że te osoby mają wyższe żądania płacowe. Póki co dotyczy to jednak ograniczonej liczby branż” – oceniła w rozmowie z PAP Biznes ekonomistka.

Spirala płacowo-cenowa jest dużym zagrożeniem – choć jeszcze nie występuje, to bardzo szybko może się pojawić, jeśli inflacja będzie dalej mocno przyspieszać.

„Mieliśmy już dwie solidne podwyżki stóp procentowych i najprawdopodobniej będą kolejne, co może zatrzymać ten proces. Gdyby jednak podwyżki nie były kontynuowane, to grozi nam wybuch spirali płacowo-cenowej. Inflacja mogłaby mocniej przyspieszyć, pracownicy żądaliby wyższych płac, pracodawcy podnosiliby ceny i wpadlibyśmy w błędne koło, z którego ciężko byłoby nam się wydostać” – zaznaczyła ekonomistka.

Politykę gospodarczą w Polsce podbija efekty drugiej rundy

Główny ekonomista ING Banku Śląskiego zwraca też uwagę na politykę gospodarczą w Polsce, która raczej podbija efekty drugiej rundy niż stara się im zapobiec.

Wszystko wskazuje na to, że polityka budżetowa w 2022 r. raczej będzie podbijać koniunkturę niż ją chłodzić.

„Naszym zdaniem skala ekspansji budżetowej w przyszłym roku będzie większa niż w tym – w wielu krajach ta skala jest ograniczana, a w naszym przypadku ona raczej wzrośnie. Wynika to z Polskiego Ładu, ale też z Krajowego Planu Odbudowy czy zapowiadanej tarczy antyinflacyjnej. Niepokoi nas, że w tej chwili polityka gospodarcza de facto bardziej nakręca efekty drugiej rundy niż je chłodzi” – zaznacza Benecki.

„Politycy mówią, że płace rosną szybciej niż inflacja – w domyśle: jak to się zmieni to podniesiemy płace. Tu kanałem rządowej interwencji jest np. pensja minimalna lub wynagrodzenie w budżetówce. Oczekiwania płacowe są w tej chwili podnoszone – retoryka polityków raczej wspiera efekty drugiej rundy, niż stara się im zapobiec. Obawiamy się, że wszystkie te czynniki skumulują się i utrwalą inflację bazową na wysokim poziomie. Stąd też spodziewamy się, że docelowo poziom stóp procentowych będzie musiał być dość wysoki” – dodaje.

Inflacja bazowa pozostanie na podwyższonym poziomie

Z konsensusu PAP Biznes przeprowadzonego w ubiegłym tygodniu wynika, że inflacja bazowa w przyszłym roku pozostanie na podwyższonym poziomie. Rynek prognozuje, że inflacja po wyłączeniu cen żywności i energii na koniec 2022 r. znajdzie się na poziomie 3,6 proc. – tj. powyżej górnej granicy odchyleń od celu NBP.

Ekonomiści są zgodni w ocenie, że rosnąca inflacja – w coraz większym stopniu zależna od czynników wewnętrznych – będzie skłaniać Radę Polityki Pieniężnej do kontynuacji podwyżek stóp procentowych

„Na przełomie roku przechodzimy z inflacji podażowej na inflację powodowaną przez presję popytową i płacową. Dlatego też sądzimy, że podwyżki stóp proc. nie powinny się skończyć, kiedy bieżący wskaźnik CPI zacznie spadać. Bieżąca inflacja przestanie rosnąć z powodów statystycznych – np. roczna inflacja paliwa spadnie z 30 proc. do 0 proc., więc i inflacja CPI też się obniży. Niemniej inflacja bazowa będzie wciąż bardzo wysoka. RPP powinna kontynuować podwyżki po to, aby za 2-3 lata inflacja spadła i pomogła gospodarce. Być może na krótką metę podwyżki będą kosztowne, ale w dłuższym horyzoncie pomogą gospodarce kontynuować zrównoważony wzrost gospodarczy” – ocenił Benecki z ING.

„Inflacja bazowa – która dosyć dobrze obrazuje efekty drugiej rundy, jest oczyszczona z efektów pierwszej rundy – pozostanie bardzo wysoka, wyższa niż górne pasmo odchyleń od celu NBP. A mowa tu tylko o inflacji bazowej, która jest kawałkiem CPI. Pokazuje to również nowa projekcja inflacji NBP z której wynika, że inflacja bazowa tylko przez chwilę spada poniżej poziomu 3,5 proc. w 2023 r., a potem znowu przyspiesza” – dodał.

Zdaniem ekonomistów, z którymi rozmawiał PAP Biznes, docelowo referencyjna stopa procentowa w Polsce wyniesie 2,5-3,0 proc.

„Zakładamy, że docelowy poziom referencyjnej stopy procentowej w Polsce to 2,5-3,0 proc. na przełomie 2022-2023 r.” – prognozuje Bencki z ING.

„Oczekuję, że na koniec cyklu referencyjna stopa procentowa znajdzie się na poziomie 2,5-3 proc. Otwartym pytaniem pozostaje to, jaka będzie skala i tempo kolejnych podwyżek” – zaznacza Kurtek z Banku Pocztowego. (PAP Biznes)

Źródło: PAP BIZNES