Egoizm gospodarczy nie jest lekarstwem na rosnącą liczbę regulacji
Rosnące koszty wejścia na rynek w coraz większej liczbie branż, pokaźne koszty związane z dostosowywaniem się istniejących już firm do szybko zmieniających się wymogów i niemałe wydatki na szeroko rozumiane compliance – wszystkie te czynniki przyczyniają się do narastającego zniechęcenia przedsiębiorców, w największym stopniu dotkniętych negatywnymi konsekwencjami produkcji prawa.
Rosnąca liczba regulacji – konsekwencja kryzysu finansowego
Problem ten dotyczy w szczególności sektora finansowego, w przypadku którego presja regulacyjna ma szczególnie silny charakter. Reprezentant PwC przypomina jednak, iż do zwiększonej aktywności legislatorów znacząco przyczyniła się recesja lat 2007-2011, który narodził się w obszarach rynku finansowego niepoddanych należytemu nadzorowi.
– Mieliśmy do czynienia z brakiem przepływu informacji zarówno pomiędzy poszczególnymi instytucjami rynku finansowego jak również na styku tych podmiotów z przedsiębiorstwami obsługującymi rynek, w rodzaju agencji ratingowych. Przypomnę, że bank Lehman Brothers, którego upadek uważany jest za początek kryzysu, otrzymywał niezmiennie rating na poziomie AAA. Pozwalało to innym instytucjom finansowym, w tym również funduszom emerytalnym z Norwegii i innych krajów, inwestować w instrumenty finansowe emitowane przez ten bank – wskazał Jacek Socha.
Było za mało regulacji, ale nie w Polsce
Jego zdaniem, deficyt regulacji przyczynił się również do krachu na amerykańskim rynku kredytów mieszkaniowych. – Problem tzw. subprime nie wziął się z nadmiaru regulacji, tylko raczej z ich niedoboru – podkreślił reprezentant PwC.
Z drugiej strony mamy przykład transformacji polskiego sektora bankowego, która nie zakończyłaby się sukcesem bez wykreowania odpowiednich standardów prawnych i instytucji nadzorczych.
– Upadek jakiegokolwiek dużego polskiego banku w końcu lat 90 miałby fatalne konsekwencje dla bezpieczeństwa sektora ekonomicznego. Złego scenariusza udało się uniknąć z jednej strony dzięki dobrej jakości nadzoru, realizowanego przez Komisje Nadzoru Bankowego i pozostający w strukturach NBP Generalny Inspektorat Nadzoru Bankowego, z drugiej zaś wskutek pojawienia się kapitału zagranicznego w sektorze bankowym. Owa otwartość polskiej gospodarki i zapewnienie dopływu środków z zewnątrz spowodowało dokapitalizowanie sektora – powiedział Jacek Socha.
Polski nadzór nadgorliwy regulacyjnie
Ewidentnym błędem jest również łączenie zalewu nowych przepisów z procesami integracyjnymi, zachodzącymi na kontynencie europejskim. Jacek Socha przypomina, że zmniejszenie nacisku ze strony eurokratów bynajmniej nie spowoduje spadku tempa przyrostu kolejnych przepisów i norm.
– Inicjatywę przejęłyby wówczas władze poszczególnych krajów, które w moim przekonaniu będą próbowały działać w kierunku arbitrażu regulacyjnego – zaznaczył.
Opinię tę w dużym stopniu potwierdza sytuacja na polskim rynku finansowym, gdzie regulatorzy nierzadko starają się zajmować pozycję świętszych od papieża.
– Polska przyjmuje szereg rozwiązań wspólnotowych w wersji bardziej restrykcyjnej aniżeli jest to wymagane przez zapisy dyrektyw Unii Europejskiej. Sprawia to, że jesteśmy pozornie bezpieczniejsi, ale zarazem nieporównanie mniej konkurencyjni – wskazał wiceprezes PwC.
Podał on również przykłady ewidentnej nadgorliwości polskich urzędników. – Dlaczego w Polsce uruchomienie domu maklerskiego czy towarzystwa funduszy inwestycyjnych musi trwać 2 lata, podczas gdy na przykład w Luksemburgu proces ten jest nieporównanie krótszy? Takie kwestie jak wymogi kapitałowe dla banków udzielających kredyty frankowe również nie wynikają z prawa wspólnotowego – ocenił Jacek Socha.
Egoizm gospodarczy wydaje się niewskazany również i z uwagi na uciążliwe w dzisiejszej dobie globalizacji gospodarki zróżnicowanie przepisów w poszczególnych państwach. – W takich uwarunkowaniach trzeba się uczyć każdego kraju kraju od nowa, co oznacza dodatkowe koszty i uciążliwości – twierdzi wiceszef PwC.