Drenowane banki potrzebują kroplówki
Węgierskie banki, wśród nich m.in. największy - OTP, czekają na stanowisko Trybunału Konstytucyjnego w sprawie rządowego nakazu wyrównania strat klientom, którzy zadłużyli się we frankach szwajcarskich. Dotyczy to nie tylko kredytów hipotecznych, ale także pożyczek np. na zakupy samochodów. Posłowie postawili kropkę nad "i", uchwalając we wrześniu drugą ustawę w tej sprawie.
Banki działające na Węgrzech mają obowiązek wyrównania szkód swoich klientów powstałych wskutek wzrostu kursu szwajcarskiej waluty i oprocentowania denominowanych w niej kredytów. Dotyczy to nie tylko kredytów hipotecznych zaciąganych na mieszkania i domy, ale także pożyczek, z których finansowane były np. zakupy samochodów.
Posłowie postawili kropkę nad „i”, uchwalając 24 września 2014 r. drugą ustawę w tej sprawie, regulującą praktyczne zasady rozliczeń banków z ich klientami. Opracowanie przepisów wykonawczych powierzono Węgierskiemu Bankowi Narodowemu. Na ich ogłoszenie trzeba poczekać, ale już wiadomo, że sektor bankowy poniesie ogromne straty i zakończy rok na minusie. Za to, że – wedle ustawy z czerwca – nieuczciwie ustalały marżę walutową oraz że wykorzystując klauzule umowne podniosły oprocentowanie kredytów w frankach szwajcarskich, banki będą musiały zwrócić swoim klientom aż 1 bln forintów, czyli dziś około 3,2 mld euro.
Ustawowo nierówni
Banki mają bardzo mało czasu na zaskarżenie postanowień parlamentu, który potraktował je hurtowo i uznał, że udzielając kredytów we frankach, wszystkie postępowały nieuczciwie. Sprawiedliwości próbowało szukać 80 banków i innych instytucji finansowych (m.in. firmy leasingowe). Większość odeszła z sądów z kwitkiem. Tylko nieliczne coś uzyskały. Trzy tylko na razie, bo sąd zawiesił postępowanie z ich powództwa i zwrócił się o pomoc do Trybunału Konstytucyjnego. Niektóre uzyskały z kolei częściową satysfakcję, ponieważ sąd uznał, że nieuczciwie działały tylko w pewnym zakresie.
Wśród oczekujących na stanowisko Trybunału Konstytucyjnego jest największy bank węgierski – OTP. Sędzia sądu powszechnego orzekający w sprawie tego banku uznał, że w jego rozumieniu ustawa regulująca sprawy osób zadłużonych we frankach szwajcarskich jest sprzeczna z konstytucją i zawiesił procedowanie. Zwrócił uwagę, że ustawodawca naruszył konstytucyjne zasady bezpieczeństwa prawnego i prawo do jednakowego traktowania stron przed sądem, ponieważ poprzez ograniczenie czasu wyznaczonego na złożenie pozwu ewentualny pozwany zyskiwał przewagę nad powodem. Sędzia stwierdził również, że niektóre przepisy ustawy nie odpowiadają zasadom normatywności, bo w ustawie brakuje nawet jednoznacznej definicji kredytu dewizowego. Inny sędzia zauważył natomiast, że ustawa narusza Traktat Rzymski, zaś nieskonsultowanie jej z Europejskim Bankiem Centralnym jest podstawą do całkowitego jej unieważnienia.
Takie oceny były jednak wyłącznie wyjątkami od reguły, więc rząd dobrze skalkulował i trafnie przewidział bieg wydarzeń. Ryzyko (a dla banków szansa), że TK wyda orzeczenie po myśli sektora finansowego, też jest zresztą niewielkie, a to dlatego, że niebawem zdominowany przez członków rządzącej partii Fidesz parlament wybierze trzech nowych członków trybunału. Nowi nominaci powiększą przewagę sędziów z nadania obecnej władzy. Do roku 2010 trzymano się zasady, że kandydatów do Trybunału Konstytucyjnego strona rządowa proponuje wspólnie z opozycją po ich uprzednim przesłuchaniu w komisji sprawiedliwości, jednak od czterech lat nie ma w kwestii tych powołań żadnego porozumienia.
Jest jeszcze gorzej – we wrześniowym przesłuchaniu owych trzech kandydatów i potem w głosowaniu opozycja parlamentarna w ogóle nie wzięła udziału. Wprawdzie jeden z jej posłów był najpierw obecny na sali, ale gdy tylko zadał pierwsze pytanie, prowadzący obrady komisji odebrał mu głos, więc wyszedł, bo nic tam było po nim. Wszystko zatem, a przynajmniej wiele, wskazuje, że trybunał nie podzieli zdania sędziów zgłaszających zasadnicze wątpliwości co do konstytucyjności oprotestowanych przez banki przepisów.
Po sprawiedliwość do Europy
Słynący z dobrych relacji z premierem Viktorem Orbánem prezes OTP Banku i zarazem szef Węgierskiego Związku Piłki Nożnej Sándor Csányi zaznaczył w wywiadzie prasowym, że jeżeli sprawa upadnie przed Trybunałem Konstytucyjnym, to jego bank zwróci się do sędziów w Unii Europejskiej. Zważywszy na to, że kilka tygodni temu Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu odrzucił odwołanie państwa węgierskiego i zobowiązał władze do wypłacenia dziewięciu małym Kościołom odszkodowania (chodziło o odebranie tym grupom religijnym statusu Kościołów na podstawie zmian ustawowych), może to budzić w szeregach władzy pewne obawy W przypadku zdegradowanych Kościołów chodzi jedynie o kilka miliardów forintów, zaś koszty do poniesienia przez banki odpowiadają tegorocznemu deficytowi budżetowemu wyznaczonemu na poziomie prawie 3 proc. PKB.
Banki nastawione są (przynajmniej na razie) bojowo i zapewniają, że będą walczyć o swój honor (i pieniądze) do ostatniej kropli krwi. Boje bojami, a praktyka biznesowa praktyką, więc tutejsze instytucje finansowe zawiązały do tej pory w związku z nowym prawem fundusze rezerwowe w łącznej wysokości 350 mld forintów. Jeszcze bardziej zdecydowanie zareagował Raiffeisen Bank Hangary, oznajmiając, że będzie zmuszony podnieść swój kapitał. Jego szef Heinz Wiedner powiedział w wywiadzie dla Reutersa, że od firmy matki (Raiffeisen Bank International) otrzyma w tym roku około 200 mln euro z przeznaczeniem na podwyższenie kapitału. Prezes wskazał, że głównym powodem tej decyzji jest trudna sytuacja spowodowana przez węgierską ustawę o kredytach w frankach szwajcarskich. Zdementował jednak pogłoski, że jego bank macierzysty planuje wycofanie się z Węgier. Powiedział, że Raiffeisen nie chce zaprzepaścić swojej pozycji w Europie Wschodniej, a z drugiej strony w dzisiejszej sytuacji ciężko byłoby znaleźć kupca na węgierski Raiffeisen, który spodziewa się zysków dopiero w roku 2016. Problemy tego banku są potwierdzeniem trudnej sytuacji całego krajowego sektora bankowego, który liczy się w 2014 roku z ogromnymi stratami. W samym tylko II kwartale strata sektora przekroczyła 361 mld forintów, czyli równowartość blisko 1,2 mld euro.
Złych emocji nie kryje Związek Banków Węgierskich. Pod koniec września poinformował prasę, że również i on wnosi sprawę ustawy o kredytach w frankach szwajcarskich do Trybunału Konstytucyjnego, a jednocześnie zwraca się do prezydenta Węgier o jej niepodpisywanie.
Związek podpisał się pod wcześniej zgłaszanymi zastrzeżeniami, a ponadto ostro skrytykował postanowienie ustawy, wedle którego banki nie mają do 30 kwietnia 2016 roku prawa podnosić oprocentowania kredytów ani przerzucanych na klientów kosztów usług bankowych.
Bilans nie wyjdzie na zero
O rozmiarach i złożoności problemu kredytów w frankach szwajcarskich świadczy fakt, że dotyka on 400 instytucji finansowych i 1,3 mln rodzin. Według szacunku Węgierskiego Banku Narodowego przeciętna rodzina z tej grupy może dostać z powrotem od swojego banku około 2 mln forintów, czyli niemal dwukrotność rocznego dochodu osoby z wynagrodzeniem minimalnym. Nic zatem dziwnego, że sprawa ma nie tylko wielkie znaczenie gospodarcze, lecz również polityczne. Tym bardziej, że 12 października Węgrzy po sześciu miesiącach znowu pójdą do urn, tym razem w wyborach komunalnych.
Jakie mogą być następstwa makroekonomiczne pojawienia się nagle w kieszeniach obywateli tak dużych pieniędzy i spadku salda ich kredytów o 20-30 proc.? Rząd oczekuje, że skokowo wzrośnie konsumpcja krajowa, co pomoże rozkręcić całą gospodarkę. Niezależni ekonomiści zwracają przede wszystkim uwagę, że osoby, które już zamknęły obsługę swoich kredytów frankowych dostaną jedynie 1/3 tej kwoty, więc pieniędzy do wydania w sklepach będzie o wiele mniej niż 1 bln forintów. Poza tym duża część beneficjentów ustawy przeznaczy otrzymane pieniądze na powiększenie oszczędności. Reszta odczuwa dobrodziejstwa ustawy tylko w formie zmniejszonych rat miesięcznych i redukcji kapitału do oddania. Paradoksalnie dla części Węgrów rzucona przez rząd lina ratunkowa zamieni się w odrzucony niedawno od siebie balast. Setki tysięcy zainteresowanych spodziewało się takiej lub podobnej pomocy i już długie miesiące temu postanowiło zaprzestać obsługi swojego zadłużenia. Teraz raty będą wprawdzie mniejsze, ale trzeba je będzie zacząć znowu płacić.
Wzrost konsumpcji nie wiec będzie szczególnie okazały, a co za tym idzie efekt w przeliczeniu na wzrost PKB wyniesie zapewne 0,1-0,2 proc.
Istotniejsze od nieco wyższego spożycia będzie według części ekonomistów negatywne oddziaływanie na PKB bilionowego obciążenia banków. Spodziewać się można zmniejszenia akcji kredytowej skierowanej do ludności i do przedsiębiorstw. W roku 2011, kiedy banki po raz pierwszy odciążyły nieco osoby zadłużone we frankach szwajcarskich, zaksięgowały 260 mld forintów straty, a wartość kredytów przyznanych węgierskim firmom spadła w efekcie o 10 proc. Ówczesne straty banków obniżyły węgierski PKB o 0,4-0,5 proc. Można oczekiwać, że teraz reakcje i skutki będą podobne, z tym że obniżka PKB liczona będzie nie w ułamkach, tylko w całych punktach procentowych.
Wybawianie frankowych dłużników z opresji wyłącznymi siłami banków oznacza, że stracą one aż 1/3 kapitałów własnych. Rząd liczy, że ich właściciele nie dopuszczą do obniżenia kapitalizacji banków do niebezpiecznego poziomu i wyasygnują nowe środki. Możliwe jest jednak także, że działające na Węgrzech banki dostosują rozmiary swojej działalności do nowych realiów finansowych, a ich właściciele skierują kapitały w stronę rynków bardziej konwencjonalnych i zyskownych. Najważniejsze w całej tej sprawie jest wszakże to, że wraz z obecnym precedensem wszyscy aktorzy węgierskiej sceny gospodarczej muszą zacząć liczyć się z tym, że wbrew istniejącym uregulowaniom prawnym rząd może w każdej chwili skonfiskować wypracowany przez nich dochód.
Tylko jeden pomniejszy bank zagraniczny wycofał się do tej pory z Węgier. Gdyby wyszły też inne, to rząd by się nie zmartwił, bo przecież otwarcie stawia sobie cel: połowa bankowości w rodzimym posiadaniu. Biznes bankowy patrzy na długie lata naprzód, czego nie można jednak powiedzieć o większości innych branż i sektorów, więc inwestycje zagraniczne na Węgrzech mogą ucierpieć.
Zsolt Zsebesi
Obserwatorfinansowy.pl