(Do)wolna kwota od podatku
A przechodząc do osławionej już ustawy, to znów mamy gniota. Jak ktoś gdzieś napisał, działania idą w kierunku zwolnienia bezrobotnego z podatku dochodowego, a bezdomnego z podatku od nieruchomości. Jak wynika z szacunków WP money i firmy Grant Thornton, ustawę uchwalono w tempie rekordowym – szybciej przyjmowano prawdopodobnie jedynie ustawę o stanie wyjątkowym po powodzi stulecia roku 1997. Tymczasem pośpiech, jak głosi stare powiedzenie, wskazany jest jedynie przy łapaniu pcheł. Przy powodzi również. Ale nie przy sprawach podatkowych! Przecież jeszcze niedawno zapowiadano, że kwota wolna od podatku nie zmieni się wcześniej jak od 2018 roku. Albo kłamano – czyli wszyscy chyłkiem-milczkiem przygotowywali się do tej zmiany – albo ktoś wpadł na ten pomysł w ostatniej chwili. A to znaczy, ze nikt tak naprawdę porządnie się do napisania tej ustawy nie przygotował. Czyli błędów, byków, pomyłek i czego kto jeszcze nie chce jest w niej zapewne co niemiara. Już znaleziono: portal pit.pl wyliczył, że ze względu na zaokrąglanie podatku do zapłaty kwota wolna wynosi nie 6600 zł, ale 6601 zł. Aż strach myśleć, co będzie dalej.
Głównym błędem jest takie skonstruowanie kwoty wolnej i jej zmiany w zależności od dochodu, że – na co zwrócił uwagę portal wp.pl – podniesienie kwoty wolnej od podatku zmniejsza kwotę, względem której biedny podatnik może skorzystać z ulgi podatkowej na dzieci. A kto skorzysta? O tym pisze się coraz częściej: pracujący dorywczo, np. studenci – ale i pijaczkowie z bram i krzaków. Jedynym pozytywnym aspektem jest fakt, że skorzystają na tym najbiedniejsi emeryci. Ale zdaje się, że miał top być prezent dla wszystkich. No, prawie: nieco zamożniejszych, nieco lepiej zarabiających (bo nie bogatych) się u nas nie lubi.
Przemysław Szubański
Redaktor Gazety Giełdy Parkiet