Czy kryzys na rynku finansowym jest kryzysem wartości?

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

Ogłoszenie 15 września 2008 roku przez bank inwestycyjny Lehman Brothers bankructwa i wszelkie wydarzenia, które miały miejsce później otworzyły nową epokę w dziejach światowego rynku finansowego. Ostatni kryzys finansowy porównywany jest bowiem nie tylko z wcześniejszymi kryzysami gospodarczymi (np. kryzysem naftowym z 1973 roku, kryzysem bankowości międzynarodowej z 1982 roku czy kryzysem na rynku spółek technologicznych z 2000 roku) ale niektórym finansistom przywołuje na myśl słynny kryzys lat 30 XX wieku1. Zmiany które nastąpiły w odpowiedzi na kryzys zarówno w środowisku makroekonomicznym jak i polityce mikroekonomicznej (w tym zasadnicza zmiana jej paradygmatu) stanowią wydarzenia całkowicie bezprecedensowe. Praktycznie we wszystkich gospodarkach świata, zarówno krajów rozwiniętych, jak i tych zaliczanych do tzw. rynków wschodzących mieliśmy do czynienia ze zdecydowaną reakcją i przewartościowaniem dotychczasowej polityki nadzorczej i gospodarczej.

Od początku kryzysu szukano usilnie winnych jego wybuchu2. Po wielu latach dyskusji, posiedzeń komisji, dziesiątek artykułów i publikacji naukowych wydaje się, że zarówno w Unii Europejskiej, jak i na rynku amerykańskim zwyciężył pogląd, że winnymi są „chciwi i pozbawieni wszelkich zasad moralnych” finansiści oraz generalnie liberalizm gospodarczy. Karą zaś będzie jeszcze większy nadzór i kontrola tych pierwszych oraz jeszcze więcej biurokracji, organów administracyjnych ciążących na instytucjach finansowych czy tysiące stron nowego ustawodawstwa wiążącego ręce bankowcom. Zapewnia się nas przy tym, że regulacja leży w interesie zarówno rządów, nadzorców, instytucji finansowych jak i przede wszystkim ich klientów. Pytanie tylko, czy leży także w interesie samego rynku? Czy ostatni kryzys rzeczywiście obnażył brak standardów molarnych na rynku finansowym? Czy musi dojść do znaczącego przewartościowania i jeżeli tak, to jakim wartościom etycznym, filozoficznym oraz moralnym powinien hołdować ten nowy paradygmat? Spróbuję w niniejszej pracy rozważyć powyższe kwestie oraz pokazać, że przyjęte rozwiązania systemowe niekoniecznie mogą pozytywnie wpłynąć na morale finansistów i ich klientów.

Paternalizm lekiem na całe zło?

Przez ostatnie kilkanaście, może kilkadziesiąt lat zarówno instytucje finansowe, jak i oferowane przez nie produkty oraz usługi stały się mocno skomplikowane i złożone. Tempo z jakim rynek ten ulega przeobrażeniom jest ogromne, ale jest to wynikiem ogólnych zmian w gospodarce na świecie. Tak jak ich klienci często nie wiedzą zbyt wiele o firmach, którym powierzają swoje pieniądze, o ich strukturze właścicielskiej, siedzibie czy obszarach działania, tak instytucje finansowe utrzymują coraz słabsze relacje ze swoimi klientami. Dziś, żeby założyć konto w banku nie musimy już wypełniać nawet jednej strony kwestionariusza, wystarczy tylko kilka kliknięć oraz przelew z innego banku potwierdzający chęć zawarcia danej umowy. Klienci i ich potrzeby ulegają niesamowitym przeobrażeniom. Niestety punkt widzenia polityków i organów regulacyjnych kompletnie nie pasuje do dziejącej się na naszych oczach rewolucji. Na rynku finansowym króluje obecnie podejście, które nazwałbym neopaternalistycznym. Paternalizm w swojej pierwotnej formie zakładał ochronę ludzi przed nimi samymi, w wypadkach kiedy ich bezpieczeństwo jest ważniejsze, niż wolny wybór. Stoi to oczywiście w sprzeczności z zasadą krzywdy Johna Stuarta Milla3 która stanowi, że ograniczenie wolności może być uzasadnione wyłącznie w celu ochronny innych ludzi przed krzywdą. Inaczej mówiąc przymus może być uzasadniony tylko i wyłącznie w celu zapobiegania szkodom wyrządzonym innym ludziom bez ich zgody. Nie dotyczy to ochrony osób, które świadomie i z własnej woli chcą ponosić ryzyko. Tradycyjny paternalizm i zasada krzywdy pozostawały zatem w odwiecznym konflikcie. Dzisiejszy paternalizm opiera się jednak na argumencie „publicznej opłaty na rzecz przymusu” (public charge argument for coercion)4. Ilustruje go doskonale przykład motocyklisty, który decyduje się na jazdę bez kasku, w wyniku czego doznaje poważnego uszkodzenia głowy. Jego decyzja może mieć wpływ na bezpieczeństwo innych uczestników ruchu, sytuację finansową i emocjonalną jego rodziny, wyższe opłaty ubezpieczających pojazdy u tego samego ubezpieczyciela, a wreszcie każdego podatnika, który dotuje policję czy służby medyczne udzielające pomocy rannemu motocykliście. Z tego powodu zabraniamy motocyklistom jazdy bez kasku. Idąc jednak tym tropem myślenia zaczynamy zabraniać także używania soli w restauracjach, sprzedaży niezdrowego jedzenia, wprowadzamy wysoką akcyzę na alkohol i papierosy czy decydujemy się na czipowanie dzieci5 właśnie ze względów stricte społecznych. Teoretycznie każdy aspekt życia może być regulowany przez państwo, jeżeli tylko większość obywateli mogłaby z tego tytułu ponosić koszty negatywnych skutków czyjejś suwerennej decyzji.

Z podobnych powodów organy państwowe „muszą” ochronić impulsywnych, podatnych na błędy obywateli. Zakładając, że jednostki będą działać przeciw własnym interesom, reguluje się nawet sposób przekazywania informacji opinii publicznej przez firmy działające na rynku finansowym, aby zapobiec nadmiernemu wykorzystaniu ich klientów6. Nawet sądy są zaangażowane ex post w ten mechanizm, dzięki możliwości wpływania na kształt kontraktów handlowych. Większość umów na rynku finansowym obwarowana jest dziś niesamowitymi wręcz ograniczeniami ustawowymi mającymi chronić konsumentów przed instytucjami finansowymi „czyhającymi” na ich pieniądze. Praktycznie nie możemy tutaj już mówić o swobodzie kontraktowej stron. Oprócz widocznych korzyści dla klientów zapomina się, że takie działanie kreuje paradoksalnie przestrzeń do nadużyć.

Klienci uciekający od odpowiedzialności.

Paternalizm ogranicza znacząco motywację jednostek do działania racjonalnego i ostrożnego, co wpływa na jakość podejmowanych przez nie decyzji. Ograniczenie wyboru, jednocześnie znacząco ogranicza możliwość nauki na własnych błędach, zaburzając przekaz płynący z doświadczenia oraz wpływa znacząco na możliwość wystąpienia ryzyka kognitywnego zgodnie z psychologicznym modelem podejmowania decyzji7. Jest to skrajnie niemoralne podejście, które wpływa także na zachowania racjonalnych konsumentów, mogących szukać ochrony w razie zawirowań na rynku. Doskonałym przykładem tego typu sytuacji jest ostatnia sprawa tzw. kredytów we frankach szwajcarskich, która szerokim echem odbiła się m.in. na rynkach Europy Środkowo – Wschodniej (gdzie tego typu kredyty są bardzo popularne). Uwolnienie 15 stycznia 2015 roku przez Szwajcarski Bank Centralny kursu franka spowodowało panikę na rynku bankowym i szybki wzrost jego wartości, co przełożyło się na realny wzrost kosztów kredytów udzielonych w tej walucie. W Polsce wywołało to masowe protesty kredytobiorców i ogromne naciski na bankowców oraz rząd w celu podjęcia stosownych działań. Mówi się teraz powszechnie o tzw. sześciopaku czyli pakiecie interwencjonistycznym mającym na celu wsparcie dla kredytobiorców. Pakiet ten zakłada m.in.: uwzględnienie ujemnej stawki LIBOR dla franka przy wyliczaniu oprocentowania rat kredytów, zmniejszenie spreadu walutowego, uelastycznienie zasad restrukturyzacji kredytów, umożliwienie kredytobiorcom przewalutowania bez prowizji ich kredytów na złotówki czy rezygnację banków z żądania dodatkowego zabezpieczenia udzielonych kredytów. W praktyce oznacza to przerzucenie na całe społeczeństwo ryzyka, które podjęli kredytobiorcy biorący kredyt we frankach oraz jego kosztów.

Naprawdę zbyt duże by upaść?

Współczesne rynki finansowe charakteryzują się największym w swojej historii poziomem umiędzynarodowienia. Mamy do czynienia z rosnącą dominacją niewielkiej liczby instytucji finansowych. Systematycznie rośnie znaczenie globalnych korporacji. Rynki wielu krajów (w tym także rynki instrumentów dłużnych i udziałowych) zdominowane są wręcz przez grupy bankowe takie jak Citygroup czy HSBC. W Polsce czy Meksyku bankowość krajowa jest praktycznie całkowicie podporządkowana instytucjom zagranicznym. Im większe są poszczególne korporacje, im większą część całego systemu stanowią, tym poważniejsze skutki dla rynku będzie miał ich ewentualny upadek czy nawet drobne potknięcie. Bankructwo jednego z gigantów systemu może mieć fatalne konsekwencje dla innych, dotąd dochodowych instytucji finansowych. Dlatego poszczególne rządy oraz regulatorzy stali się po części zakładnikami własnej polityki interwencjonistycznej. Powstały bowiem instytucje finansowe, które są zbyt duże, żeby upaść (too big to fail) przynajmniej w ocenie polityków. Dotuje się je zatem pieniędzmi podatników tylko po to, żeby nie wywoływać paniki na rynku i uniknąć tzw. efektu domina (contagion effect). W ten sposób publicznymi pieniędzmi została „nagrodzona” kompletnie nieodpowiedzialna polityka zarządu m.in. AIG, której 80 proc. akcji zostało przejętych przez rząd USA za cenę 85 mld dolarów w 2008 roku i kolejne 30 mld dolarów w 2009 roku8. Rynek, który dopuszcza interwencję państwa, nie pozwalając oczyścić się ze źle zarządzanych czy nieefektywnych przedsięwzięć jest tak naprawdę pseudo-liberalnym rynkiem9. Gdyby nie ingerencje rządu w system finansowy, być może nie dochodziłoby do tak znaczących wahań w przemyśle a w konsekwencji do depresji gospodarczej. A nawet jeżeli by do nich doszło, to siły rynkowe wyeliminowałyby ten podmiot z gry. Instytucje finansowe muszą bowiem być zagrożone upadkiem, co więcej muszą mieć realną możliwość bankructwa. Inaczej nigdy nie wyeliminujemy pokusy zarządów do prowadzenia ryzykownej polityki. Jest to wysoce niemoralna sytuacja, gdy w wyniku kryzysu upadają kolejni prywatni przedsiębiorcy, ale ratuje się banki, które ten kryzys po części wywołały10. Podwójne standardy są w tym momencie nie do przyjęcia.

Tymczasem nie tylko nie wycofujemy się z przyjętych wcześniej założeń, ile doprowadzamy nadmierną regulacją do jeszcze większej koncentracji na rynku. Kompletnie absurdalne ograniczenia rynku finansowego jak rygorystyczne bariery wejścia na rynek, szczegółowa kontrola oferowanych produktów, ograniczenia cen oferowanych usług, ograniczenia w zakresie portfolio firm finansowych czy wreszcie ograniczenia w dywersyfikacji ich działalności przynoszą efekt odwrotny od zamierzonego. Jeżeli dodamy do tego coraz wyższe koszty funkcjonowania instytucji finansowych11 i przerzucenie na nich kosztów występujących przecież naturalnie na rynku fluktuacji może dojść do zaburzenia funkcjonowania mniejszych banków i pogłębienia zjawiska fuzji i przejęć na tym rynku. Zamiast zatem interweniować w strukturę banków i na siłę wytyczać podziały obszarów ich aktywności, działania polityków powinny skupić się na strukturze rynku i zapewnieniu odpowiedniego poziomu konkurencyjności. Jak największa swoboda wejścia na rynek jest tutaj wysoce pożądana12. Im mniej jest podmiotów na rynku oraz im większe odgórne ograniczenia dostępu do kredytu, szczególnie dla gospodarstw domowych oraz MŚP tym gorsza kondycja całego rynku, co przyczynia się do zaostrzenia skrajnych zjawisk w cyklu koniunkturalnym.

Problem z regulacją jest oczywiście szerszy. Organy regulacyjne zawsze będą lobbować za zwiększeniem kompetencji oraz zatrudnieniem nowych pracowników, zaś politycy utrzymując, że troszczą się o wyborców udają, że rozwiązują ich problemy opierając się na pobieżnej analizie i demagogicznych działaniach (i to bez względu czy finalnie przyniesie to więcej strat niż zysków). Oliwy do ognia dolewają mass-media, które wyolbrzymiają do granic możliwości negatywne zjawiska, aby zwiększyć swoją sprzedaż. Z powodu kryzysu na rynku finansowym nie upadł w Polsce żaden bank, a żaden oszczędzający nie utracił choćby jednej złotówki ale media konsekwentnie domagały się podjęcia „natychmiastowych” działań aby naprawić „dramatyczną sytuację na rynku” nakręcając spiralę nienawiści i podważając zaufanie do finansistów. To jednak nie wszystko. Regulacja powoduje także wymierne efekty ekonomiczne, które mają bezpośrednie przełożenie na kwestie etyczne. Zaburzenie konkurencji na rynku i monopolistyczna działalność dużych graczy powoduje, że spada efektywność całego systemu. Ograniczenia działalności banków czy swobody podejmowania decyzji biznesowych znacząco zwiększają marżę odsetkową netto, ponieważ banki w jakiś sposób muszą poradzić sobie ze znaczącym wzrostem kosztów operacyjnych13. Jeżeli zaś przekroczy się swoisty rubikon obciążeń i restrykcji każda firma działająca na rynku, nie tylko finansowym, zaczyna szukać lepszych warunków dla prowadzenia swojej działalności. Różnice w rozwiązaniach normatywnych dotyczących funkcjonowania rynku finansowego w poszczególnych krajach zazwyczaj doprowadzają do pogłębienia się zjawiska arbitrażu regulacyjnego, tak krytykowanego w ostatnich latach przez piewców paternalizmu14. Czy można się jednak dziwić, że podmioty gospodarcze działające w warunkach wolnego rynku wybierają taki system, który będzie stanowił najdogodniejsze dla nich środowisko działania?

Bankowość zarabia na ryzyku.

Bankowość, jak żadna inna dziedzina gospodarki związana jest oczywiście nierozerwalnie z ryzykiem. Można powiedzieć, że ryzyko jest endemiczną cechą dzisiejszego rynku finansowego. Obecnie ponad 80 proc. transakcji w handlu światowym prowadzi się z odroczonym terminem płatności. Każde zawarcie umowy kredytowej wiąże się z koniecznością określenia poziomu istniejącego w tym wypadku ryzyka oraz z przeciwdziałaniem mu poprzez odpowiednie jej zabezpieczenie. Ryzyko bankowe jest zjawiskiem normalnym i naturalnym. Jest także, o czym się często zapomina, głównym źródłem dochodów banków15. Szacuje się, że tylko w latach 2000-2006 zyski korporacji finansowych w Stanach Zjednoczonych wzrosły ze 196 mld dolarów (2 proc. nominalnego PKB) do 462 mld (3,5 proc. PKB). Sektor finansowy w Stanach zatrudniał w tym okresie ponad 6 mln pracowników, co stanowiło aż 4,5 proc. ogólnej liczby zatrudnionych. Łączna wartość dodana rynku bankowego w samym 2007 roku osiągnęła astronomiczną kwotę ok. 1,265 bln dolarów (co stanowiło 8 proc. PKB Stanów Zjednoczonych16). Są to wskaźniki, które z pewnością robiły i robią wrażenie na konsumentach, a co za tym idzie na politykach. Warto jednak podkreślić, że tak dobre wyniki finansowe sektora bankowego sprzed kryzysu to zasługa głównie wzrostu fuzji i przejęć (M&A), sekurtyzacji, tradingu papierów wartościowych czy sprzedaży derywatów, niż działalności stricte bankowej17.

Instytucje finansowe zarabiają na ryzyku, a od pewnego czasu także na spekulacji. Nie są to instytucje charytatywne, stworzone do rozdawania pieniędzy potrzebującym albo wypełniania funkcji publicznych, zaś zyski biorą się z obrotu środkami finansowymi a nie z samego ich posiadania. Od wieków im mniej zamożny był pożyczkobiorca, tym musiał płacić wyższe odsetki i zapewniać większe zabezpieczenie pożyczkodawcy. Jeżeli jedna ze stron bierze na siebie dodatkowe ryzyko, to robi to w nadziei na wygenerowanie większych zysków powstałych ze zwiększenia wydatków drugiej strony. Jeżeli coś pójdzie nie tak w tym układzie, to biorący na siebie ryzyko powinien ponieść tego konsekwencje. Tak się jednak nie stało, co trafnie wypunktował Martin Wolf w swoim komentarzu dla Financial Times of London pisząc, że instytucje finansowe, jak żadne inne posiadły umiejętność prywatyzacji zysków i nacjonalizacji strat.

Banki jako dobro publiczne.

Przyczyny tego stanu należy upatrywać w podejściu traktującym banki czy inne instytucje finansowe jako instytucje publiczne. Jeżeli zaczynamy przerzucać na banki niektóre funkcje państwa, mające właśnie charakter dobra publicznego, to w końcu będziemy musieli przyznać, że ich zyski i działalność muszą być regulowane odgórnie18. Tymczasem nie ma żadnego uzasadnienia dla takiego podejścia. Zdecydowana większość instytucji finansowych działających na wolnym rynku ma prywatną strukturę właścicielską a ich klienci mogą swobodnie wybierać spośród instytucji finansowych i ich produktów, dywersyfikując swoje oszczędności. Nacjonalizacja prywatnych banków nie sprzyja w żaden sposób efektywności i zachowaniom rynkowym, zaś w całej Unii Europejskiej traktaty nie przewidują pomocy publicznej dla podmiotów prywatnych. Poza tym instytucje finansowe mogą podlegać sporym naciskom politycznym, co rodzi także pokusę nadużycia ze strony zarządów tych instytucji.

Kolejne wątpliwości moralne generują dwa mechanizmy interwencjonistyczne – system gwarantowania depozytów oraz instytucja pożyczkodawcy ostatniej instancji. Powodują one, że konsumenci stają się mniej ostrożni w wyborze banku, a nawet świadomie podejmują większe ryzyko, ponieważ zdają sobie doskonale sprawę, że jeżeli bank korzystnie zainwestuje ich pieniądze mogą liczyć na wysokie stopy zwrotu, zaś nawet jeżeli się nie powiedzie, ich aktywa są częściowo (jeżeli nie całkowicie) zabezpieczone przez państwo. Co więcej, także instytucje finansowe działając w takich warunkach są gotowe ponosić większe ryzyko, ponieważ depozytariusze są chronieni przez państwo. Skoro zatem ryzyko jest „dotowane” pieniędzmi publicznymi zarówno jedni jak i drudzy nie mają interesu, żeby postępować rozważnie i etycznie19. Podobnie rzecz się ma z instytucją pożyczkodawcy ostatniej instancji. Banki utrzymają niższe poziomy kapitału, ponieważ nawet jeżeli wystąpi kryzys na rynku międzybankowym, doskonale wiedzą, że zawsze mogą liczyć na wsparcie banku centralnego.

Podsumowując konsumenci wiedzą że są chronieni, zaś koszty tejże ochrony zostaną przerzucone na wszystkich podatników (także tych, którzy postępowali racjonalnie i nie zawierali ryzykownych umów). Jeżeli mówimy o zasadach moralnych na rynku finansowym, to jest to z pewnością przykład na patologię obecnego systemu, transferującego ryzyko na całe społeczeństwo. Co więcej nawet racjonalni konsumenci domagają się zwiększenia regulacji, aby mogli zachowywać się nieracjonalnie (sic!). Konsumentom zostało przy tym wmówione, że regulacja nie podnosi bezpośrednio kosztów produktów i usług finansowych, co jest po części prawdą. Podnosi je pośrednio, a w dodatku przerzuca na wszystkich klientów instytucji finansowych20.

Social – banking przyczyną konfliktu interesów.

Skoro zatem instytucje finansowe stały się instytucjami zaufania publicznego to z racji podniesienia swojej rangi i przyznania licznych przywilejów (niedostępnych innym podmiotom gospodarczym) zaczyna się od nich coraz więcej wymagać. Mówi się otwarcie, że instytucje finansowe powinny odgrywać kluczową rolę w budowie zrównoważonego świata. Jak można przeczytać w deklaracji z Collevecchio ich działania powinny opierać się m.in. na zaangażowaniu w ochronę środowiska, zwalczaniu nadużyć, szeroko pojętej odpowiedzialności, transparentności czy równowadze pomiędzy rynkiem a zarządzaniem. Na końcu jest oczywiście wezwanie do jeszcze większego nadzoru21. Instytucjom finansowym zarzuca się krótkowzroczność ich udziałowców i skupienie w swojej działalności na zwiększeniu rentowności z pominięciem, jakkolwiek to brzmi, „ludzkiej, socjalnej i środowiskowej wartości dodanej”. Mają one nie tylko odpowiadać na potrzeby swoich klientów. Postuluje się także, aby wspierały takie projekty, które przyczyniają się do bardziej zrównoważonego społeczeństwa, co oznacza w praktyce kierowanie się względami pozaekonomicznymi w decyzjach stricte biznesowych22. W praktyce instytucje powinny więc finansować tylko projekty wspierające działania na rzecz wspólnego dobra, inwestycje w odnawialne źródła energii, ekologiczne rolnictwo, sprawiedliwy podział dóbr, zrównoważony rozwój człowieka, uczciwy handel czy otwarte i tolerancyjne społeczeństwo obywatelskie. O jakimkolwiek rezydowaniu w rajach podatkowych nie może być nawet mowy – przecież instytucje finansowe powinny płacić podatki w kraju, w którym wygenerowały zyski, aby oddać należną część dochodu danej społeczności.

Jako, że pieniądze od wieków rozpalały ludzi do czerwoności, mając ogromny wpływ na nasze życie, na funkcjonowanie świata to, zdaniem zwolenników social – bankingu, nie można ich traktować jako towaru czy środka produkcji. Pieniądze co oczywiste mogą służyć zarówno szlachetnym przedsięwzięciom, jak i wątpliwym moralnie projektom23. Dlatego powszechnie mówi się już m.in. o zrezygnowaniu z tajemnicy bankowej, całkowitej transparentność przepływów finansowych i projektów współfinansowanych przez instytucje finansowe oraz inwestowaniu tylko w etyczne przedsięwzięcia24, przy czym presja inwestorska oraz tzw. ethical screening nie są już wystarczającymi w ich ocenie środkami nacisku25. Warto postawić tutaj pytanie czy naprawdę chcemy, aby za kilka lat każda firma starająca się o kredyt na swoją działalność musiała przedstawiać także zaświadczenia o poziomie emisji CO2, niezaleganiu z podatkami, a jej szef udowadniał, że nie stosuje mobbingu i płaci pracownikom za nadgodziny? Moim zdaniem jesteśmy na prostej drodze do tego modelu.

Pierwsze oznaki naprawdę szkodliwych trendów na rynku widać już dziś. Sytuacja gdy np. decyzje biznesowe, które powinny być pozostawione w gestii instytucji finansowych są coraz częściej podejmowane przez organy regulacyjne powinna budzić co najmniej niepokój. Sama okoliczność w której decyzja prywatnego przedsiębiorcy jest podejmowana przez organ administracyjny jest już delikatnie mówiąc nadużyciem. Jeżeli w dodatku jest podejmowana przez organ, któremu nie zapewniono wystarczającego poziomu niezależności od nacisków politycznych i lobbingowych to z moralnego punktu widzenia jest to nie do przyjęcia. Niezależność instytucji sprawujących nadzór nad rynkiem finansowym jest jednym z istotnych warunków zapewnienia stabilności jego funkcjonowania, ponieważ instytucjom finansowym po ostatnim kryzysie związano bardzo mocno ręce. Badania prowadzone w Stanach Zjednoczonych pokazują, że na jednego pracownika banku zajmującego się typową działalnością operacyjną przypada 1,2 pracownika zajmującego się kwestiami związanymi z nadzorem finansowym. Wprowadzony w życie Dodd-Frank Act liczy 14 000 stron i zawiera ponad 300 nowych reguł. Jest to ilość zabójcza dla małych i średnich banków, które muszą sobie poradzić z takim nagromadzeniem przepisów. Pokazała to dobitnie ankieta Banana Skins z 2014 roku26 oparta na próbie 650 instytucji finansowych z 59 krajów na świecie. Wynika z niej, że nadmierna regulacja oraz polityczny interwencjonizm to dwa najwyżej sklasyfikowane zagrożenia na globalnym rynku bankowym. Większość respondentów stoi na stanowisku, że nowe nadmierne prawodawstwo może tylko spowolnić wychodzenie z kryzysu i powrót na ścieżkę wzrostu, ograniczając zyski i innowacyjność banków i to w czasach, kiedy banki powinny mieć największy udział w rozkręceniu koniunktury.

A może winne jest samo państwo?

Wreszcie, o czym konsekwentnie milczą zwolennicy regulacji, to polityka wielu państw (w tym rządu Stanów Zjednoczonych) przyczyniła się do wybuchu ostatniego kryzysu. Wśród powodów wymienia się tutaj m.in. ogromną presję rządu na obniżenie standardów kredytowych, destrukcyjną dla rynku działalność agencji rządowych typu Fannie i Freddie27, podatność funduszy rynku pieniężnego na nagłe odpływy gotówki i wpływ agencji ratingowych posiadających rekomendacje rządowe. Mechanizm był nadzwyczaj prosty. Wraz ze wzrostem liczby udzielonych kredytów (na które najzwyczajniej nie byłoby stać kredytobiorców przy rozważnej polityce kredytowej) napędzała się bańka na rynku nieruchomości28. Udzielane w ten sposób pożyczki, nazwane NINJA29 na 100 proc. wartości kredytowej nieruchomości, jeszcze tego samego dnia mogły być odsprzedane bankom skupującym instrumenty sekurytyzacji oparte na długu tzw. CDO30. Banki łączyły te kredyty najczęściej w wysokodochodowe obligacje a następnie sprzedawały je inwestorom z całego świata. Wielcy gracze z Wall Street, w tym największe fundusze hedgingowe, zaczęli przerzucać ryzyko kredytowe na innych inwestorów oferując nowe instrumenty finansowe m.in. funduszom inwestycyjnym czy emerytalnym. Jak się szybko okazało wartość kredytów hipotecznych znacznie przewyższała wartość obciążonych nimi nieruchomości. W rezultacie instytucje finansowe, które posiadały tego typu aktywa, zaczęły mieć problem z płynnością i same stanęły przed widmem bankructwa31.

Oczywiście finansiści nie zdali tego egzaminu z etyki, ale to jednak rozwiązania systemowe i polityka rządowa dały jednak impuls i wspierały spekulację. To warunki stworzone na rynku poprzez interwencjonistyczne zapędy polityków i presji społeczeństwa stworzyły potwora z którym nawet komiksowa Liga Sprawiedliwych miałaby problemy wygrać. Wśród finansistów występuje bowiem taka sama liczba ludzi uczciwych i praworządnych (jak i zwykłych oszustów czy karierowiczów), jak pośród wszystkich innych grup zawodowych. Warto zadać zatem pytanie, czy moralnym etycznie była presja polityków na agresywną podaż i sprzedaż kredytów hipotecznych ludziom, którzy mieliby problem nawet ze spłatą 20-calowego telewizora? A może to wina leży w dzisiejszym społeczeństwie, które uwierzyło, że dobrobyt bierze się nie z oszczędności, tylko z kredytu i chce konsumować więcej niż jest w stanie sobie pozwolić?

Przy niezakłóconym mechanizmie rynkowym być może nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji. W żadnym jednak obecnie kraju na świecie nie ma systemu gospodarczego opartego na czystym liberalizmie. Rację ma w tym kontekście Ludwig von Mises który napisał, że świat w swojej długiej historii tylko przeżywał kiedyś erę liberalną. Liberalizmowi nigdy nie pozwolono w pełni wydać swoich owoców32. Nie można moim zdaniem zrzucać winy na mechanizmy liberalne, skoro ich działanie jest utrudnione, żeby nie powiedzieć storpedowane. To tak jak w popularnej grze Jenga, jeżeli wyciągniemy z konstrukcji zbyt wiele elementów, cała wieża po prostu się zawali. Poleganie zaś w tym aspekcie na państwu jest jeszcze gorszym rozwiązaniem. Aby państwo mogło bowiem aspirować do roli instytucji, która poprowadzi rynki ku doskonałości, samo musiałoby być niemniej doskonałe. Tak oczywiście nie jest33. Złożony ustrój społeczny wymaga koordynacji większej ilości informacji, niż jest w stanie to zapewnić pojedynczy umysł czy jakaś grupa ludzi. Dlatego m.in. wszelkie ingerencje państwa w recesję tylko ją przedłużają, pogarszając sprawy i to ze wszystkich punktów widzenia.

Ponieważ proces recesji ma na celu naprawę systemu to jego zakłócanie i spowalnianie oznacza opóźnianie lub uniemożliwianie samej naprawy. Zanim do tego dojdzie korekty depresyjne muszą dokonać się same, a im więcej stawiać będziemy temu przeszkód, tym dłużej będzie trwała sama recesja34. System gospodarczy, który stworzyliśmy nie pozwala mu oczyścić się z negatywnych zachowań, premiując postawy niemoralne i nieetyczne, co ma bezpośrednie przełożenie na jego kondycję. Zastanawiające jest tylko, że po ośmiu latach od wybuchu kryzysu na rynku bankowym, nadal tak niewielu ludzi zadaje podstawowe pytanie – a co jeżeli źródłem fluktuacji nie jest nadmiar, lecz deficyt wartości liberalnych?

Dariusz Wilczek

Przypisy:

1) Międzynarodowy Fundusz Walutowy mówi wręcz otwarcie o największym wstrząsie finansowym od czasów wielkiego kryzysu.

2) Choć jak wskazują badania okresy niestabilności są wpisane w naturę rynków finansowych, tak m.in. S.C. Dow, Why the Banking system should be regulated, Economic Journal, no. 106/96, str. 698-707.

3) J.S.Mill, On Liberty, Kitchener 2001.

4) Patrz szerzej: T. Airaksinen, Ethics of coercion and Authority: A Philosophical Study of Social Life, University of Pittsburgh Press, 1988.

5) A.C. Hurley, Revolutionary suicide and other revolutionary measures, Duke University Press, 2011, s. 129-130 i n.

6) J. Klick, G. Mitchel, Government Regulation of Irrationality: Moral and Cognitive Hazards, Minnesota Law Review, 90:1620, s. 1622-1623.

7) D.N.Stone, D. A. Ziebart, A Model of Financial Incentive Effects in Decision Making, 61 Organizational Behav. & Hum. Decision Processes, s. 250- 259.

8) Do tej niechlubnego przykładu można dodać także casus m.in.: Bank of America, Goldman Sachs, Citygroup czy JP Morgan Chase.

9) M. Dylewski, K. Sopoćko, Interwencja Państwa Na Rynkach Finansowych- Alternatywa czy Konieczność?, [w:] P. Karpuś, J. Węcławski (red.), Rynek finansowy w erze zawirowań, Lublin 2009, s.42-43.

10) J. Hendry, Ethics and Finance. An Introduction, Cambridge University Press 2013, s. 34.

11) Tylko w Wielkiej Brytanii koszt nadzoru finansowego od wybuchu kryzysu w przeliczeniu na firmę wzrósł średnio o 1,6 mln funtów rocznie.

12) K. Matthews, P. Minford, D.B. Smith, The Financial Sector and the UK Economy: The Danger of Over-Regulation, Politeia z dn. 23.06.2013r.

13) A. Demirgüç- Kunt, L. Laeven, R. Levine, Regulation, Market Structure, Institutions, And The Cost Of Financial Intermediation, NBER Working Paper Series 9890/2003, s. 29 i n.

14) The structure of financial services supervision, European Parliament Financial Services, 8 October 2002.

15) J.W. Wójcik, Oszustwa finansowe. Zagadnienia kryminologiczne i kryminalistyczne, Warszawa 2008, s. 148-149.

16) Co ciekawe w 1940 roku wartość ta nie przekraczała 0,1 proc. PKB Stanów Zjednoczonych.

17) Ch. Steindel, Implications of the financial crisis for potential growth: past, present and future, [w:] J. Pisani – Ferry, A. Posen, F. Saccomanni (red.) An Ocean Apart? Comparing transatlantic responses to the financial crisis, Brusells 2011, s. 56 i n.

18) M. Wolf, Why Banking is an Accident Waiting to Happen, Financial Times, 28.11.2007r.

19) D. Llewellyn, The Economic Rationale for Financial Regulation, Occasional Paper Series 1 FSA, April 1999, str. 28-30.

20) Przewidywane wydatki Komisji Nadzoru Finansowego w 2015 roku mają wynieść 221,4 mln złotych, dane za: Ustawa budżetowa z dnia 15 stycznia 2015 roku (Dz. U. z dnia 29 stycznia 2015 roku, poz. 153).

21) The Collevecchio Declaration on Financial Institutions and Sustainability, ogłoszona podczas Światowego Forum Ekonomicznego w 2003 roku.

22) M.H. Jeucken, J.J. Bouma, The Changing Environment of Banks, Greener Management International (1999), str. 21–35.

23) R.S.Serrano, Ethical issues facing the banking industry, Fields International Institute, January 2010.

24) Na czarnej liście znalazły się m.in. przemysł pornograficzny, atomowy czy zbrojeniowy a także branża alkoholowa, hazardowa czy paliwa kopalne.

25) S. Lobe, Ch. Walkshäuls, Vice vs. Virtue Investing Around the World, SSRN, May 2011.

26) Takie same wnioski pływną zresztą z badań PwC, z której raportu 18th Global Survey of over 1,300 CEOs wynika, że zaniepokojenie nadmierną regulacją wzrosło do poziomu 89% w 2015 roku, zaś 87 % badanych podmiotów boi się, że sytuacja ulegnie jeszcze pogorszeniu w ciągu najbliższych 5 lat.

27) Podczas gdy poziom dźwigni finansowej na rynku bankowym wahał się w proporcjach 35:1 – 45:1, wśród agencji rządowych takich jak Fannie Mae i Freddie Mac wynosił on aż 75:1.

28) M. Feldstein, Housing, Credit Markets and the Business Cycle, National Bureau of Economic Research, s. 417.

29) No Income No Job no Assets – brak dochodów, pracy i aktywów.

30) CDO jednak same w sobie nie są dziełem inżynierii finansowej XXI wieku, ponieważ stosowano je już w latach 80-tych ubiegłego stulecia.

31) The Turner Review 2009. A regulatory Response To The Global Banking Crisis, Financial Services Authority, March 2009, s. 93.

32) L.von Mises, Liberalizm w tradycji klasycznej, Kraków 2011.

33) T.G.Palmer, Realizing Freedom. Libertarian Theory, History and Practice, Washington 2009r., s. 158-159 34 M. Rothbard, Man, Economy, and State: A Treatise on Economic Principles, 1962 s. 860.