Ciocia Danka
Kiedy w piątkowe przedpołudnie żona przekazała mi smutną informację od mojej Chrzestnej Mamy, że Jej siostra, a moja Ciocia Danka, bo tak wszyscy w rodzinie o Niej mówili, odeszła rankiem tego dnia cicho i dyskretnie, jakby nie chciała absorbować sobą i swoją chorobą otoczenia, poczułem fizycznie pustkę, jaką pozostawiła po sobie.
Bezpośredniego kontaktu nie mieliśmy już od lat, a rzadkie rozmowy telefoniczne, były coraz trudniejsze za sprawą tyleż dokuczliwej, co utrudniającej mówienie przypadłości. Pomimo to wciąż była obecna w mojej świadomości. Dystans, autoironia, życzliwość i tolerancja, to charakterystyczne rysy Jej osobowości, podobnie jak dyskretny uśmiech i poczucie humoru, za którymi skrywała troski, których życie Jej nie szczędziło. Najpierw o męża Mariana, który miłość do żony i córek dzielił z pasją do morza, z którą nawet Ona nie miała szans. Potem o towarzyszki moich dziecięcych zabaw ukochane Córki Alicję i Katarzynę, wreszcie o coraz to liczniejsze grono wnucząt i prawnuków.
Cieszyła się każdym ich sukcesem, przeżywała niepowodzenia, kibicowała zmaganiom i pocieszała zawsze, gdy tego potrzebowali. Wszystko zaś w wieloletnim zmaganiu z dokuczliwymi chorobami, o których dopóki nie ograniczały w sposób widoczny mobilności i zdolności komunikacji wiedzieli tylko najbliżsi. Obok bowiem tego, że pozostawała osobą dyskretną i taktowną, miała pasje, które rekompensowały dokuczliwe ograniczenia coraz to bardziej zaborczych schorzeń. Na specjalne okazje obdarowywała wybranych cudami rękodzieła, które obok misternego mistrzostwa cechowała wyobraźnia i talent godne artysty.
Ostatnia pasja Cioci Danki – ikony, nie doczekała się spełnienia, ale przecież wiadomo, że po tamtej stronie, też coś czynić wypadnie. Być może przeczuwała to co nastąpiło w piątkowy poranek, bo jedyna ikona, która doczekała się realizacji, to Święty Piotr dzierżący klucze do Niebieskich Bram. W tym przekonaniu połączę się w modlitwie z wszystkimi tymi, którzy będą Cioci towarzyszyli w Jej ostatniej drodze do rodzinnego grobu na Gdyńskim Witominie.
Dobrze, że niedawne 80-te urodziny, pomimo, że w szpitalu dane Jej było spędzić w gronie tych wszystkich, którzy Ją znali i kochali, a szampan i tort tylko potwierdzały atmosferę święta jakim była możliwość obcowania z jakże zwyczajną, ale wyjątkową osobą, którą pozostała po kres ziemskiego żywota.