Brexit: oczy wszystkich zwrócone na polityków
Zaplanowane na 23 czerwca referendum w Wielkiej Brytanii w sprawie Brexitu zbliża się wielkimi krokami, jednak nadal możemy być pewni tylko jednej rzeczy: niezależnie od wyniku głosowania, jego konsekwencje będą odczuwalne przez dłuższy czas i to nie tylko w Wielkiej Brytanii.
W szczególności polityka realizowana po referendum będzie miała wyjątkowo duży wpływ na rynki finansowe w Wielkiej Brytanii przez kilka kolejnych lat, gdy rządząca Partia Konserwatywna, której parlamentarzyści są wyraźnie podzieleni w sprawie Brexitu, będzie starała się odbudować swoją spójność.
Obecny konserwatywny rząd nie ma zbyt dużej większości w parlamencie. Gdyby znacząca liczba parlamentarzystów odeszła, rząd utraciłby jakąkolwiek większość, a w takich okolicznościach jego zdolność do sprawnego rządzenia czy wręcz utrzymania się u władzy znalazłaby się pod dużym znakiem zapytania.
Panuje powszechne przekonanie, że jeżeli Brytyjczycy opowiedzą się za opuszczeniem Unii Europejskiej (UE), premier David Cameron, który przewodzi kampanii na rzecz pozostania we wspólnocie, ustąpi ze stanowiska. Pytanie brzmi: jak jego następca mógłby przywrócić jedność partii rządzącej? Jeżeli uczestnicy referendum zadecydują o pozostaniu w UE, to właśnie Cameron będzie musiał podjąć się zadania ponownego zjednoczenia niegdysiejszych kolegów. Niezależnie od scenariusza nie będzie to proste, a niepewność może, naszym zdaniem, wywoływać nerwowość na rynkach.
Pojawią się ponadto obawy, że na pierwszy plan ponownie może wysunąć się kwestia niepodległości Szkocji, zwłaszcza jeżeli Szkoci opowiedzą się za pozostaniem w UE, ale Wielka Brytania jako całość zadecyduje o jej opuszczeniu. Uważamy zatem, że rozkład głosów w poszczególnych regionach (tj. w Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej) to ważny czynnik, jaki ostatecznie będzie trzeba wziąć pod uwagę.
Ta niepewność może mieć znaczące implikacje dla inwestycji napływających do Wielkiej Brytanii, włącznie z bezpośrednimi inwestycjami zagranicznymi i inwestycjami w akcje, a także dla brytyjskiej waluty. Sądzimy, że jeżeli sytuacja polityczna będzie bardzo niespokojna, ten niepokój może rozlać się na całą Europę.
Sygnały do wyjścia słyszalne także w innych państwach członkowskich UE
Sondaże przewidują bardzo wyrównany przebieg głosowania; przypuszczamy, że zmienność na brytyjskich rynkach akcji i obligacji oraz wahania kursu funta szterlinga, jakie notujemy od kilku tygodni, utrzymają się do dnia referendum. Spodziewamy się jednak także wzmożonej zmienności na rynkach Europy kontynentalnej, ponieważ wielu europejskich przywódców politycznych publicznie wyraża swój punkt widzenia w okresie poprzedzającym referendum. Są podstawy, by przypuszczać, że jeżeli Brytyjczycy zagłosują za opuszczeniem UE, głosy nawołujące do referendum w innych krajach mogą stawać się coraz głośniejsze. Kilku przywódców politycznych, w szczególności tych będących poza głównym nurtem polityki, ale cieszących się rosnącym poparciem, coraz ostrzej krytykuje problemy dostrzegane w UE.
Ogólnie rzecz biorąc, widzimy oznaki narastającego niezadowolenia elektoratu z działań władz w całej Europie. Europejski wzrost gospodarczy jest generalnie dość anemiczny, a ludzie szukają winnych tej sytuacji. Wyborcy zaczynają zastanawiać się, czy aktualnie rządzące ugrupowania wciąż powinny sprawować władzę. Właśnie dlatego, według nas, mieliśmy ostatnio w Europie kilka przypadków, gdy wybory przyniosły zmianę status quo.
Ponadto pewne przesłanki wskazują, że oprócz obwiniania własnych rządów ludzie zaczynają także doszukiwać się winy odległej instytucji, której nigdy dobrze nie poznali i o której działalności niewiele wiedzą, czyli Unii Europejskiej.
Jest całkiem sporo krajów, w których dość duża część obywateli byłaby, jak przypuszczamy, skłonna zagłosować za opuszczeniem UE. Dane liczbowe nie są wprawdzie porażające, ale pokazują, że jest pewne niezadowolenie z europejskiego systemu politycznego w jego obecnej formie, a zwłaszcza ze sposobu, w jaki jest zarządzany.
W tym kontekście referendum w Wielkiej Brytanii odgrywa, naszym zdaniem, rolę piorunochronu kanalizującego poglądy polityków i komentatorów z całej Europy, dlatego może wywoływać dalszą zmienność rynkową.
Co więcej, uważamy, że potencjalne konsekwencje Brexitu dla reszty Europy są poważniejsze, niż się powszechnie przypuszcza.
Międzynarodowe organizacje finansowe, takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Bank Światowy, a także szefowa Rezerwy Federalnej USA Janet Yellen przewidują, że Brexit może znacząco zdestabilizować nie tylko rynki finansowe w samej Europie, ale także światowe rynki finansowe w ujęciu ogólnym.
W tej sytuacji uderzający jest dla nas fakt, że wyceny obligacji europejskich, a zwłaszcza papierów dłużnych emitowanych przez rządy peryferyjnych krajów UE, najwyraźniej nie odzwierciedlają dostatecznie ryzyka Brexitu. Ryzyko to jest do pewnego stopnia uwzględnione w cenach brytyjskich obligacji korporacyjnych i rządowych, ale nie widać jego większego wpływu na szerszym rynku europejskim. Od tamtej pory sondaże stały się bardziej wyrównane, a jednak nie znalazło to odzwierciedlenia w postrzeganiu ryzyka Brexitu.
Wielu obserwatorów najwyraźniej uważa, że Europejski Bank Centralny (EBC) może zareagować i uspokoić sytuację. Program skupu aktywów przez EBC rzeczywiście uważany jest za skuteczny (wydano już dużo pieniędzy w ramach tego programu, a w tym miesiącu ma się rozpocząć skup obligacji korporacyjnych), jednak wciąż niepokoi nas fakt, że konsekwencje Brexitu nie są w pełni uwzględnione w wycenie obligacji z państw europejskich poza Wielką Brytanią.
Jeżeli Brytyjczycy zagłosują za opuszczeniem UE lub zwolennicy pozostania w UE wygrają z bardzo małą przewagą, pojawi się wiele nowych wątpliwości, a spready cen obligacji mogą szybko się rozszerzyć.
Nie należy także zapominać, że na 26 czerwca, czyli trzy dni po brytyjskim referendum w sprawie Brexitu, zaplanowano powtórkę wyborów w Hiszpanii, które ostatnio nie przyniosły rozstrzygnięcia. Będziemy zatem mieli dwa względnie poważne wydarzenia polityczne w ciągu trzech dni, co oznacza, że zainteresowanie inwestorów politycznymi machinacjami będzie wciąż duże w całej Europie.
David Zahn
CFA
FRM
Szef zespołu ds. europejskich instrumentów o stałym dochodzie
Starszy wiceprezes, zarządzający portfelami inwestycyjnymi
Franklin Templeton Fixed Income Group