Bohaterowie naszej wyobraźni
W latach sześćdziesiątych minionego stulecia jako dziecię, przez ramię Mamy oglądałem w piśmie "Ty i Ja", tak tak, był taki tytuł, rysunki, których ekspresja docierała nawet do średnio rozgarniętego brzdąca jakim wówczas byłem. Szczególnie utkwił mi w pamięci rysunek, na którym jegomość skacze po brzuch drugiego, który leży nieruchomo na ziemi. Ów agresor wrzeszczał "ja cierpię".
Taki był mój pierwszy kontakt ze zmarłym wczoraj w Nicei w 83-cim roku ziemskiej wędrówki Sławomirem Mrożkiem. Ten lapidarny w formie i ekspresyjnie przewrotny przekaz autora Tanga obrazuje jego stosunek do otaczającej rzeczywistości. Moją ostatnią lekturę dzieł znamienitego Autora stanowił wybór korespondencji jaką zmarły przez lata prowadził z innym tytanem światowej literatury Stanisławem Lemem.
Bywali pierwszymi czytelnikami i wnikliwymi krytykami swojej twórczości, a wśród pasji, które tak różnej wrażliwości estetyki twórcy dzielili była, jakże wówczas siermiężna i niedostępna zwykłym śmiertelnikom motoryzacja. Obaj przeczuwali, że tzw. kultura masowa i przemożny pęd ku konsumpcji, w istocie zniewolą nas tyleż w metaforycznym, co dosłownym sensie tego słowa.
Mrożek obywatel świata szukał swego miejsca na ziemi zrazu w Krakowie, potem we Włoszech i Francji, w dalekim Meksyku, by w wieku bardzo już dojrzałym powrócić w czasach demokratycznej Polski na ponad dekadę do Krakowa. Wszędzie było mu za ciasno, za prowincjonalnie, za miałko.
Dzięki temu my wszyscy, którzy w jego Twórczości odnajdywaliśmy siebie, z naszymi małościami, słabościami i śmiesznostkami, stawaliśmy się jeśli nie lepsi, to na pewno bardziej refleksyjni, świadomi własnych ograniczeń i tymczasowości codziennej krzątaniny w gąszczu spraw małych i niepotrzebnych.
Tylko i aż tyle!