Bitwa na sondaże
Przestałem się już dziwić, że niektórzy wierzą sondażom tylko wtedy, gdy potwierdzają to, co sami sobie wcześniej założyli. Jeżeli jest inaczej, twierdzą, iż mają własne, mówiące co innego, niż te zamówione przez media, lub - nie daj Boże - konkurentów. Być może to zaklinanie faktów służyć ma uspokojeniu rozdygotanych nastrojów sympatyków, być może powodem jest niechęć do przyznania palmy pierwszeństwa politycznym wrogom.
Tymczasem takie sondaże to – jak napisał Jonathan Carroll – jedna z okrutniejszych lekcji życia: To, co się liczy dla nas, nie musi się liczyć dla innych, nawet jeżeli jesteśmy sobie bliscy. Inni niekoniecznie kochają to, co my, czy nienawidzą tego, co my. Nasza prawda bywa dla nich kłamstwem.
W życiu, nie tylko politycznym, nikt nie powinien kierować się sympatiami czy animozjami. Powinna liczyć się fachowość. Inaczej można się nieźle przejechać. To truizm, ale widać nieco już zapomniany. A niektórym liderom, czy osobom kopiącym pod innymi dołki, dedykuję słowa Aleksandra Dumasa, ojca: Nienawiść zaślepia, gniew ogłusza, a ten, kto pragnie zaspokoić żądzę zemsty, może przypadkiem napić się goryczy.