Bankowość i Finanse | Kredyty | Credit crunch ante portas?
Jeszcze na początku roku wydawało się, że będzie on kolejnym okresem względnie zrównoważonego rozwoju gospodarczego. Wskutek rozprzestrzeniania się pandemii COVID-19 stabilne dotychczas warunki makroekonomiczne znacznie się pogorszyły. Lockdown zaowocował ograniczeniem działalności gospodarczej w wielu dziedzinach, to zaś przełożyło się na wyniki finansowe zarówno gospodarstw domowych, jak i firm, których możliwości inwestycyjne znacząco się obniżyły. Fatalne konsekwencje kryzysu zostały nieco złagodzone zdecydowanymi działaniami osłonowymi podjętymi przez rząd. Pozwoliły one uratować wiele przedsiębiorstw przed likwidacją, przyczyniły się też do wyhamowania wzrostu bezrobocia, dzięki czemu wiele gospodarstw domowych nie utraciło źródła przychodów. Wśród instytucji, które najsilniej odczuły efekty załamania gospodarczego, znalazły się także banki. Spadek możliwości inwestycyjnych sporej części firm i osób indywidualnych w połączeniu ze środowiskiem realnie zerowych stóp procentowych i obciążeniami banków z tytułu podatków oraz składek na BFG przełożyły się na obniżenie ich wyników finansowych.
Sytuacja na rynku kredytowym jest daleka od poprawnej, a zdaniem wielu specjalistów realnie zaczyna nam grozić credit crunch. Czy rzeczywiście? Zapytaliśmy o to dr. Mariusza Cholewę i prof. Leszka Pawłowicza.
Dr Mariusz Cholewa
prezes zarządu Biura Informacji Kredytowej SA oraz prezes zarządu ACCIS (Association of Consumer Credit Information Suppliers)
Sytuację na rynku kredytów dla gospodarstw domowych determinuje kilka istotnych kryteriów. W dużym stopniu prawdopodobnym, choć zarazem nieprzewidywalnym czynnikiem jest jesienna fala zachorowań, której rezultatem może być wprowadzenie lokalnych lockdownów. Klienci, choć wciąż ostrożnie podchodzą do wydatków, są nieco bardziej optymistyczni co do ich przyszłej sytuacji ekonomicznej. Poszczególne banki, co zrozumiałe, utrzymują ostrożną politykę przyznawania finansowania poszczególnym podmiotom. Ryzyko wciąż jest wysokie, nie dziwi zatem, że podnoszą wymagania wobec kredytobiorców i są raczej skłonne przyznawać kredyty znanym, własnym klientom. Widać to już w poziomie akceptacji wniosków kredytowych, preferowani są klienci z wyższą oceną punktową, co oznacza, że poza samą zdolnością kredytową, większej wagi nabiera dobry scoring w BIK.
Mówiąc o dostępności finansowania bankowego, należy oddzielnie analizować poszczególne rodzaje produktów kredytowych – tak z uwagi na ich specyfikę, cel finansowania, perspektywę spłacalności, jak i poziom popytu zgłaszanego przez potencjalnych kredytobiorców. Co miesiąc mierzymy w BIK poziom ryzyka kredytowego poszczególnych produktów, posiłkując się w tym celu wskaźnikiem – BIK Indeksem Jakości, który pełni funkcję systemu wczesnego ostrzegania, umożliwia bowiem ocenę, czy i w jakiej skali rośnie ryzyko kredytowe. Predyktorem poziomu zapotrzebowania na finansowanie dla gospodarstw domowych jest Indeks Popytu na kredyty mieszkaniowe. Co miesiąc monitorujemy, w jakiej skali ów popyt przekształca się w akcję kredytową, a wyniki tych analiz publikujemy w postaci newsletterów: kredytowego i pożyczkowego.
Według lipcowej wartości Indeksu Jakości dla kredytów gotówkowych – w wyniósł on 6,3% i był najwyższy od 2015 r. – sytuacja nie przedstawia się najlepiej, co już teraz może powodować zwiększoną ostrożność banków przy udzielaniu finansowania w tym segmencie. To zaś może zapowiadać duże pogorszenie w kolejnych miesiącach, zwłaszcza w końcówce roku. Pamiętajmy, iż to właśnie kredyty gotówkowe są obarczone najwyższym ryzykiem.
Inaczej przedstawia się sytuacja w kredytach ratalnych, które – ze względu na swoją specyfikę – są dla banków dużo bardziej bezpieczne niż gotówkowe. Wartość Indeksu Jakości dla nich była w lipcu prawie trzykrotnie niższa, tj. lepsza od tej uzyskanej w 2015 r. i wynosiła 2,13%. Także odbudowa popytu wygląda znacznie lepiej, kredyty ratalne „odbiły” jako pierwsze po lockdownie i w okresie styczeń-lipiec br. odnotowały, w stosunku do analogicznego okresu 2019 r., dużo niższą (tylko -0,8%) ujemną dynamikę sprzedaży niż inne produkty kredytowe.
W przypadku kredytów hipotecznych popyt praktycznie się odbudował, co potwierdził lipcowy odczyt Indeksu Popytu. Wprawdzie jego wartość nadal była ujemna, jednak kształtowała się na poziomie zaledwie -3,5%. W przypadku szkodowości portfela kredytów mieszkaniowych, która nadal utrzymuje się na niskim poziomie, może odnotować opóźnienia w spłacie raty kredytu dopiero po dziewięćdziesięciu dniach od powstania zaległości, dlatego z uwagą śledzić będziemy przyszłe odczyty. Tymczasem banki zapewne już analizują punktualność w spłacie i będą bacznie przyglądać się rachunkom, które powróciły „do obiegu” po zakończonym umownym okresie zawieszenia spłaty z powodu COVID-19.
Uważam, iż sytuację w segmencie kredytów mieszkaniowych w kolejnych miesiącach determinować będzie nie tyle strona popytowa, ile podażowa. Banki przyjęły politykę konserwatywną, podwyższyły marże kredytowe, a obniżka referencyjnych stóp procentowych nie przełożyła się na wzrost dostępności finansowania hipotecznego. Niepewność sytuacji gospodarczej, zwłaszcza rynku pracy, przyczynia się do wzrostu wymagań tak względem kredytobiorców (wyższy scoring, niższy wskaźnik DtI), jak i samej transakcji kredytowej (niższy LtV – wyższy wkład własny).
Utrudniony dostęp do kredytu będą mieli pracownicy branż najbardziej doświadczonych koronawirusem, mikroprzedsiębiorcy działający w tych branżach oraz osoby świadczące pracę na elastycznych formach zatrudnienia. Chodzi głównie o gastronomię, hotelarstwo, turystykę, transport, linie lotnicze, organizację eventów i wydarzeń sportowych, kluby fitness czy usługi fryzjerskie i kosmetyczne. Wiele zależy od tego, jak odbudują się te branże w kolejnych kwartałach. Uwzględniając powyższe czynniki, spodziewamy się, że w bieżącym roku – w stosunku do minionego – banki udzielą o 23% mniej kredytów gotówkowych, w przypadku hipotek i kredytów ratalnych prognozujemy, że wartość udzielonych kredytów będzie niższa o 8%.
Jeśli chodzi o wpływ niższej dostępności kredytów na odbudowę gospodarki, to warto zwrócić uwagę, że jednym z głównych składników PKB jest konsumpcja. Sprzedaż detaliczna jest częściowo finansowana poprzez kredyty ratalne, które najszybciej wyszły z zapaści pandemicznej. W lipcu 2020 r. – w porównaniu do analogicznego okresu roku poprzedniego – banki udzieliły o 1,5% więcej kredytów ratalnych na kwotę wyższą o 5,1%. Warto wspomnieć, że lipcowa sprzedaż detaliczna była wyższa o 2,7% od sprzedaży z lipca ub. r. Również kredyty mieszkaniowe, które – jak obecnie się szacuje – finansują ok. 40% zakupów nieruchomości na rynku pierwotnym, są ważnym triggerem wzrostu PKB. Na koniec warto również przypomnieć, że w przypadku finansowania firmowego w Polsce przeważa model kontynentalny, w którym głównym dostarczycielem wspomagania dla przedsiębiorców i przedsiębiorstw są banki. Dlatego też ewentualny credit crunch w sektorze kredytów firmowych może utrudnić i spowolnić proces wychodzenia gospodarki z dołka – najwyższego od czasu transformacji spadku kwartalnego PKB w okresie kwiecień-czerwiec br.
Prof. dr hab. Leszek Pawłowicz
dyrektor Gdańskiej Akademii Bankowej
Europejski Bank Centralny prognozuje credit crunch, który zacznie się już w obecnym, trzecim kwartale, i będzie następstwem zaprzestania udzielania pomocy publicznej dla przedsiębiorstw i konsumentów. Wyhamowanie owej pomocy będzie niezbędne z uwagi na rosnące ryzyko kryzysu finansów publicznych. W odróżnieniu od innych części świata, banki w UE odpowiadają za około 70% finansowania gospodarki realnej, a na rynku polskim ich udział jest nawet większy. To właśnie sektor bankowy jest najważniejszym elementem w mechanizmie stabilności finansowej.
Obecnie znajdujemy się w sytuacji kryzysu popytowo-podażowego, którego mechanizm jest znany. Mamy do czynienia z sekwencją zjawisk: najpierw przedsiębiorstwa tracą płynność finansową, wówczas podstawowym zadaniem państwa jest jej odbudowa i przeciwdziałanie zatorom płatniczym. We wszystkich gospodarkach europejskich, również i w Polsce, sfera gospodarki realnej uzyskała silny zastrzyk środków finansowych, co było jednym z pierwszych elementów przeciwdziałania kryzysowi. Kolejnym efektem recesji jest bezrobocie. Zamknięcie takich segmentów rynku, jak restauracje i biura turystyczne przyczyniłoby się do jego wzrostu. Poziom zatrudnienia utrzymać można, stosując różnego rodzaju dofinansowanie kosztów pracowniczych dla przedsiębiorstw, co nie zmienia faktu, iż przez okres kryzysu osoby zatrudnione w najsilniej dotkniętych branżach w dużej części nie będą wykonywać efektywnej pracy. Moim zdaniem, państwo polskie również dość skutecznie sobie poradziło z tym wyzwaniem. Trzecim elementem występującym w kryzysie jest zastopowanie inwestycji, szczególnie w sektorze prywatnym. Jeśli ktoś nie ma środków na wypłatę wynagrodzeń, to tym bardziej nie będzie skłonny ponosić wydatków inwestycyjnych. W naszym kraju atrakcyjność inwestowania dla kapitału prywatnego nie jest duża. John Maynard Keynes zalecał inwestycje publiczne jako środek na wychodzenie z kryzysu – pytaniem jest, jak dalece są one „trafione” i istotne dla gospodarki. Przy tego typu przedsięwzięciach zawsze jest duże ryzyko utraty publicznych środków, dlatego warto podjąć działania zwiększające atrakcyjność inwestycyjną kraju dla kapitału prywatnego.
Następnym w kolejności elementem mechanizmu kryzysu podażowego jest kryzys bankowy, a potem ewentualnie zapaść finansów publicznych. Przy okazji każdego klasycznego kryzysu popytowo-podażowego, innego aniżeli globalne spowolnienie z 2008 r., występuje ryzyko recesji w sektorze bankowym. Obecnie banki spełniają wymogi adekwatności kapitałowej i są bezpieczne, równocześnie jednak muszą one być atrakcyjne dla kapitału, w szczególności prywatnego. Jeśli atrakcyjność inwestowania znacząco spada i maleje również stopa zwrotu z kapitału zainwestowanego, to należy liczyć się ze spadkiem zainteresowania akcjami banków czy ich dokapitalizowaniem przez inwestorów prywatnych. Działania instytucji publicznych, a szczególnie banku centralnego powinny w takiej sytuacji zwiększać wiarygodność systemu bankowego. Tymczasem NBP poprzez trzykrotną obniżkę stóp procentowych zwiększył, moim zdaniem, niebezpieczeństwo wystąpienia kryzysu w sektorze. To wyzwanie szczególnie dla mniejszych banków, w tym spółdzielczych, w których większość dochodów stanowią dochody odsetkowe. Oczywiście można rekompensować te straty poprzez zwiększenie opłat za przelewy i inne usługi bankowe, ale mechanizm ten sprawdza się przy odpowiednio dużej liczbie tych operacji. Obniżanie stóp procentowych w Europie Zachodniej i na świecie spowoduje, że jakaś liczba banków wykaże stratę na koniec roku 2020-2021. Konsekwencją będzie konsolidacja banków, a zatem monopolizacja sektora. W krótkim okresie poskutkuje to zwiększeniem i wzmocnieniem branży, jednak należy pamiętać, iż monopole w gospodarce nie są zjawiskiem pozytywnym.
Politycy i regulatorzy inspirują banki, by w tych warunkach wspierały gospodarkę, masowo udzielając finansowania. Mamy tu dwa elementy. Popyt na kredyty w czasie, w którym bankrutują przedsiębiorstwa i rośnie bezrobocie, musi być i jest mniejszy. Podaż miałaby wzrosnąć w warunkach wzrostu ryzyka kredytowego. To jest irracjonalne z mikroekonomicznego punktu widzenia.
Pomoc publiczną można ukierunkować w taki sposób, żeby ograniczać owo ryzyko dla różnych sfer. Bardzo dobrze oceniam pomysł BGK, żeby udzielać gwarancji faktoringowych. Dzięki temu część ryzyka faktorów przejmie państwowy bank rozwoju. Na pytanie, czy banki komercyjne powinny zdecydować się na udzielanie finansowania w warunkach przyrostu ryzyka kredytowego, odpowiadam przecząco. Obecnie możemy i powinniśmy obawiać się kryzysu bankowego, w tym kontekście bardzo negatywnie oceniam trzecią obniżkę stóp procentowych, która spowodowała, że chęć udzielania kredytów radykalnie się obniżyła. Z kolei podatek bankowy powoduje, że kredytodawcy są w pewien sposób karani za udzielanie finansowania sferze realnej gospodarki. Danina ta jest w polskim prawie liczona od przyrostu aktywów, z wyłączeniem kredytowania Skarbu Państwa. Dlatego banki, same korzystając z różnych form pomocy publicznej, udzielają kredytu państwu, by ono dalej udzielało gwarancji itp. Władza publiczna obciążyła aktywa podatkiem bankowym, równocześnie wskazując sposób na jego uniknięcie. To przysłowiowy strzał w stopę.
Ryzyko kredytowe pogłębia też coraz bardziej utrudnione dochodzenie roszczeń w polskich uwarunkowaniach regulacyjno-prawnych. Widać to na przykładzie decyzji sądów dotyczących chociażby unieważnień umów kredytowych. Podobnie ostatnie decyzje TSUE spowodowały lawinę pozwów. To stwarza sytuację, w której bankom coraz trudniej będzie odzyskać pieniądze – przy milczącym wsparciu pożyczkobiorców ze strony państwa. Niektóre wyroki sądów tworzą wręcz ryzyko systemowe. Jak inaczej ocenić orzeczenia kwestionujące prawo banku do uzyskania wynagrodzenia za pożyczony kapitał w przypadku unieważnienia umowy kredytu hipotecznego? Taki wyrok sugeruje wszak, iż wartość pieniądza w czasie równa się zeru. Zbiorowa „mądrość” sędziów wspierana jest przez stanowiska instytucji publicznych, takich jak Rzecznik Finansowy czy UOKiK. Nikt nie odpowiada na pytanie: kto za to zapłaci? Pamiętam, jak nie tak dawno temu zbiorową „mądrość” partii również wspierały instytucje rządowe.
Korzystając z okazji chciałbym zaprosić na 10. Europejski Kongres Finansowy, który odbędzie się w Sopocie w dniach 12-14 października. Będzie koncentrował się na odpowiedzialnych finansach w czasie kryzysu. Nie zabraknie dyskusji o polityce gospodarczej i o mechanizmach gospodarki rynkowej i o odbudowie po kryzysie. Wszystkich serdecznie zapraszam. Przewidujemy, że Kongres w tym roku będzie miał formułę hybrydową. Staramy się też uniknąć dużych skupisk osób w tym samym czasie.