Bankowość i Finanse | Gospodarka | Budżet w kleszczach niestabilnej sytuacji geopolitycznej
Ekonomiści nie mają wątpliwości, że tegoroczny, jak i przyszłoroczny budżet państwa, jest ogromnym wyzwaniem dla ministra finansów, a kolejne lata wcale nie będą łatwiejsze.
Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego zwraca uwagę, że tegoroczny budżet został niejako odziedziczony, z bardzo mocno już rozbudowaną sztywną częścią wydatkową na programy socjalne, do której dołączone zostały nowe wydatki.
– W tym projekcie budżetu jedna rzecz była niejasna. Mateusz Morawiecki zakładał bowiem mocny wzrost dochodów budżetowych, głównie z VAT, które rosły daleko bardziej, niż wzrost PKB. Skąd się to miało wziąć? Z uwagi na problemy techniczne rząd wycofał się bowiem, i słusznie, z nowego centralnego systemu wystawiania i rozliczania faktur. Z kolei po wyborach zdarzyły się dwie rzeczy. Po pierwsze, zwiększono deficyt budżetowy o 20 mld zł. Głównie za sprawą konieczności realizacji części obietnic wyborczych, a dokładnie przede wszystkim podwyżek w budżetówce. No i po drugie – nowy minister finansów nie wycofał się z planowanej przez Morawieckiego wielkości dochodów budżetowych. Czyli wielki znak zapytania – skąd się to ma wziąć? – pozostał. Nowelizacja budżetu stała się więc faktem. To nie jest zaskoczenie. Ale zwiększenie dziury budżetowej aż o 56 mld zł już tak – powiedział nam Marek Zuber, ekonomista Akademii WSB.
Marta Petka-Zagajewska, dyrektor biura analiz makroekonomicznych PKO Banku Polskiego, również zwraca uwagę, że spekulacje o nowelizacji budżetu na 2024 r. towarzyszyły nam w zasadzie jeszcze przed rozpoczęciem roku budżetowego. – Wynikały nie tylko ze zmiany rządu, ale przede wszystkim z faktu, że bardzo szybko zdezaktualizowało się jedno z kluczowych założeń makroekonomicznych z punktu widzenia kształtowania się budżetowych dochodów, którym jest prognoza inflacji. Konstruując budżet, założono, że dynamika cen konsumpcyjnych w 2024 r. wyniesie przeciętnie 6,6%, tymczasem już w grudniu 2023 r. konsensus kształtował się na poziomie ok. 5,3%, a kolejne miesiące roku 2024 przynosiły jego sukcesywny dalszy spadek – zaznacza.
Nie bez znaczenia dla wymuszonej nowelizacji było właśnie słabe wykonanie dochodów z podatku VAT, ale także dodatkowe wydarzenie, które trudno było przewidzieć, a mianowicie powódź. – W takich warunkach konieczna okazała się nowelizacja tegorocznego budżetu, ale z kolei w związku z oznakami słabszej konsumpcji w drugiej połowie bieżącego jest obawa, że i wpisane w nowelizacji dochody po zmianie mogą nie zostać zrealizowane – zauważa Monika Kurtek.
W październiku stało się to, czego część ekonomistów spodziewała się od początku 2024 r. Rząd ogłosił nowelizację tegorocznej ustawy budżetowej. Zdaniem ekonomistów istotne jest nie tylko samo urealnienie, ale i wielkość dziury w budżecie, która ma zostać zasypana przez dług.
– Od początku roku zwracaliśmy uwagę, że prognozy wpływów założone w budżecie są zbyt optymistyczne, zwłaszcza w przypadku głównego źródła dochodów podatkowych, czyli VAT. Eksperci Ministerstwa Finansów ocenili, że ubytek dochodów względem ustawy budżetowej wynosi 56,3 mld zł i o tyle wyższy będzie tegoroczny deficyt, który wyniesie nie 184 mld zł, a 240 mld zł. Proporcjonalnie wzrosną także potrzeby pożyczkowe, które w głównej mierze mają zostać sfinansowane ze środków, które resort finansów już wcześniej zgromadził na rachunkach. Oznacza to jednak, że w 2025 r. wchodzimy z niskim prefinansowaniem przyszłorocznych potrzeb pożyczkowych – podkreśla Adam Antoniak, starszy ekonomista ING Banku Śląskiego.
Warto odnotować, że pozostałe prognozy przyjęte przy budowaniu budżetu na 2024 r. zrealizowały się dużo precyzyjniej. PKB najpewniej wpisze się w zakładany wzrost o 3%, stopa bezrobocia utrzymuje się w okolicy 5% – silniej niż oczekiwano, co akurat jest pozytywne dla dochodów budżetowych – rosną za to wynagrodzenia.
Inflacja pod lupą
– W założeniach makroekonomicznych stanowiących podstawę do budżetu na 2025 r. także inflacja jest obszarem, któremu towarzyszy największa niepewność. Po rewizji przyjęto, że średniorocznie wyniesie ona 5%, co – podobnie jak rok temu – już teraz, przy zapowiedzianym utrzymaniu rozwiązań obniżających ceny energii, wydaje się zbyt wysokim założeniem, o ok. 0,8–1 pkt. proc., a więc skala przestrzelenia jest mniejsza niż rok wcześniej – zwraca uwagę Marta Petka-Zagajewska.
Zdaniem Moniki Kurtek, przy braku odmrożenia cen energii dla gospodarstw domowych od 1 stycznia 2025 r., a być może nawet ich spadku, średnioroczna inflacja w przyszłym roku może okazać się zbliżona do tegorocznej, tj. 3,7%. Poza tym zamrożenie cen energii jak na razie nie ma obejmować całego przyszłego roku.
– To ponownie może okazać się ciosem w prognozy dochodów budżetowych. Co więcej, w ostatnich dniach, po wyborach prezydenckich w USA, prawdopodobieństwo niekorzystnych zjawisk w gospodarce globalnej bardzo mocno wzrosło, co może się negatywnie odbić także na nas. Tego oczywiście nie można było uwzględnić w przygotowywanym budżecie na 2025 r., ale niestety zrodziło to dodatkowe ryzyka dla finansów publicznych – podkreśla główna ekonomistka Banku Pocztowego.
Budżetowe założenia dotyczące wzrostu gospodarczego
Rząd oczekuje dalszej poprawy koniunktury, w tym przyspieszenia dynamiki PKB do 3,9%. Kierunkowo to oczekiwanie wpisuje się w rynkowe prognozy, jednak ekonomiści są nieco mniej optymistyczni co do skali przyspieszenia wzrostu gospodarczego.
– Potencjalnie niższa inflacja połączona ze słabszym wzrostem gospodarczym, zwłaszcza gdyby jego źródłem była niższa dynamika konsumpcji prywatnej, generowałaby presję na dochody budżetowe, podobnie jak w 2024 r. Tym razem wydaje się jednak, że rząd przygotowuje się na potencjalne napięcia, między innymi poprzez nowelizację budżetu na 2024 r., która w naszej ocenie służy także międzyokresowemu zarządzaniu wynikiem budżetu państwa – wskazuje Marta Petka-Zagajewska.
Rosnące zadłużenie będzie coraz bardziej ciążyć na budżecie
W 2025 r. deficyt budżetu państwa planowany jest na poziomie 289 mld zł, do czego ma się przyczynić m.in. konieczność dokapitalizowania Banku Gospodarstwa Krajowego i Polskiego Funduszu Rozwoju na kwotę 63 mld zł, aby umożliwić im wykup zapadających w przyszłym roku obligacji, które objęte są gwarancją skarbu państwa.
– W efekcie w 2025 r. managerowie odpowiedzialni za zarządzanie długiem publicznym stoją przed dużym wyzwaniem zapewnienia finansowania rekordowo wysokich potrzeb pożyczkowych brutto, które są szacowane na ponad 550 mld zł. W tym celu planowane jest zwiększenie finansowania ze wszystkich dostępnych źródeł, w tym większe emisje obligacji w walutach obcych oraz podaż krótkoterminowych instrumentów w postaci bonów skarbowych – stwierdza Adam Antoniak.
Na ten problem zwraca uwagę również Marek Zuber, dodając, że wielka podaż może hamować efekt obniżania stóp procentowych. – Tylko z tych dwóch lat, 2024 i 2025, będziemy mieli około 45-55 mld zł odsetek do spłacania w kolejnych latach. A przecież to nie wszystko. Cały nasz dług za chwilę wygeneruje 100 mld zł odsetek rocznie. A to oznacza grubo ponad 10% dochodów do budżetu. W ciągu tych trzech dekad gospodarki rynkowej było to zazwyczaj 6-7%. Jeśli gospodarka mocno nie przyspieszy to deficyt sektora finansów publicznych w przyszłym roku może pobić rekordowe 7,4% PKB z roku 2010 – ostrzega.
Oczekiwane przyspieszenie gospodarcze dzięki środkom z KPO i funduszom
Pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy i generalnie spory napływ funduszy europejskich pomoże polskim firmom, szczególnie z branż, które w największym stopniu będą partycypowały w wykorzystywaniu tychże funduszy.
– Z pewnością inwestycje związane z zieloną transformacją, w szczególności w zakresie źródeł pozyskiwania energii, ale również te związane z gospodarką cyrkularną, a zatem nie tylko zagospodarowaniem odpadów, ale także odzyskiwaniem z nich jak najwięcej cennych surowców, będą miały się w najbliższym okresie dobrze. Warto również wskazać na przemysł zbrojeniowy, który już teraz pracuje na zwiększonych obrotach, a jeśli UE umożliwi wykorzystywanie w większym stopniu środków unijnych na cele obronności, to może nas czekać w tym sektorze prawdziwy boom, co zresztą wielu przedsiębiorców już zauważyło i rozpoczęło transformację swoich biznesów w celu dostosowania ich do trendów wokół sektorów związanych z zieloną transformacją, jak też pracujących na rzecz przemysłu zbrojeniowego – powiedział nam Tomasz Starus, prezes Allianz Trade w Polsce.
Wzrost inwestycji powinien – przynajmniej teoretycznie – wpłynąć na większe wpływy budżetowe. Ekonomiści nie są jednak pewni, czy i tutaj nie dojdzie do zbytniego przestrzelenia.
„Dochody budżetowe w 2025 r. założono na poziomie 632,6 mld zł, czyli o 1,5% mniej niż w 2024 r. Naszym zdaniem, prognozy dotyczące wpływów z podatków PIT i VAT są zbyt optymistyczne, co rodzi ryzyko rzędu 10-20 mld zł dla budżetu centralnego i 15-30 mld zł dla finansów publicznych ogółem” – napisano w analizie Santander Banku Polska.
Natomiast w projekcie na przyszły rok założono, że wydatki budżetowe wzrosną do 921,6 mld zł z 866,4 mld zł zapisanych w ustawie budżetowej na 2024 r., czyli o ok. 6,4%.
Procedura nadmiernego deficytu jak na razie bez wpływu na gospodarkę?
– Nie sądzę, żeby procedura nadmiernego deficytu mocno nas ograniczała. Rząd pokazał przecież wieloletnią i stosunkowo łagodną ścieżkę dojścia do celu, uwzględniającą czekające nas wielkie inwestycje infrastrukturalne i energetyczne. Powiedzmy sobie zresztą szczerze, że w dobie głębokiej polaryzacji społeczeństwa i rosnącego populizmu, rządzący politycy raczej zaryzykują konflikt z Unią, niż pozwolą sobie na rozczarowanie wyborców w roku, w którym wybierać będziemy prezydenta – zauważa Tomasz Starus.
Również Adam Antoniak uważa, że pomimo objęcia Polski europejską procedurą nadmiernego deficytu rząd prowadzi ekspansywną politykę fiskalną. – Deficyt całego sektora finansów publicznych przekracza 5% PKB, a przedstawiona przez władze ścieżka konsolidacji jest mało ambitna, zwłaszcza w 2025 r. Konsekwencją jest narastanie długu publicznego, który według prognoz Ministerstwa Finansów przekroczy 60% PKB. W takim otoczeniu przyciąganie inwestorów nie jest łatwe, a wyniki ostatnich aukcji wskazują na słabszy popyt na polski dług. W 2025 r. należy się liczyć z potencjalnym wzrostem spreadów kredytowych, czyli koniecznością ponoszenia wyższych kosztów zadłużania się. Wsparciem może być potencjalne złagodzenie polityki pieniężnej, czyli rozpoczęcie obniżek stóp procentowych przez Narodowy Bank Polski – zaznacza.
Analitycy z Santander Banku Polska wskazują, że objęcie Polski procedurą nadmiernego deficytu sugeruje, że po 2025 r. powinna teoretycznie nastąpić przyspieszona konsolidacja fiskalna, która sprowadzi deficyt do 3% PKB. Podobnie jak Tomasz Starus, wskazują na wydatki na zbrojenie i wybory. „Redukcję deficytu w tym okresie mogą jednak komplikować wysokie wydatki na zbrojenia z lat poprzednich, ujawniające się z opóźnieniem (wraz z faktycznymi dostawami sprzętu) i kolejna kampania wyborcza przed wyborami parlamentarnymi w 2027 r.” – możemy przeczytać w analizie banku.
Zdaniem jego analityków projekt budżetu wskazuje na utrzymanie ekspansywnej polityki fiskalnej prowadzącej do szybkiego wzrostu długu publicznego i wysokich potrzeb pożyczkowych. „Taka polityka powinna być po pierwsze wsparciem dla wzrostu gospodarczego, po drugie może utrudnić tamowanie inflacji i zniechęcać bank centralny do szybkich obniżek stóp procentowych, a po trzecie może rodzić zastrzeżenia agencji ratingowych, które już wcześniej zwracały uwagę na wysoki deficyt i niebezpiecznie szybki przyrost długu” – uważają.
Pewne wątpliwości co do ograniczenia deficytu ma również Marek Zuber, wskazując, że w ciągu dekady czekają nas przecież potężne inwestycje. – W samej energetyce na poziomie 700-800 mld zł. Jak na razie skończyły się zatem czasy rzucania miliardów złotych na prawo i na lewo. Kolejne lata to lata wysokiego długu, większych inwestycji i hamowania wydatków socjalnych. I budżet na 2025 r. trochę idzie w takim kierunku, choćby przez niewprowadzanie waloryzacji 800+, czy niewielkie podwyżki w budżetówce. Choć ryzyko nowelizacji budżetu 2025 i tak jest duże. Kluczem będzie wzrost gospodarczy i ściągalność podatków – podsumowuje ekonomista Akademii WSB.