Bankowość i Finanse | Bank Millennium | Po zakończeniu planu naprawy szykujemy nową strategię

Bankowość i Finanse | Bank Millennium | Po zakończeniu planu naprawy szykujemy nową strategię
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Skupienie się na innowacyjności, aspiracje do bycia najlepszym bankiem dla konsumentów oraz – nowość – także najlepszym bankiem dla firm – będą należeć do centralnych punktów nowej strategii na kolejne cztery lata, którą Bank Millennium ogłosi w październiku. Przedsiębiorstwa muszą zacząć inwestować i reinwestować zyski. Pracownicy nie powinni bać się sztucznej inteligencji, ale firmy muszą nauczyć ich z niej korzystać – mówi jego prezes Joao Bras Jorge. Rozmawiał z nim Jacek Ramotowski.

Jaka jest sytuacja Banku Millennium po zakończeniu w czerwcu planu naprawy?

– Bank ma bardzo solidne i bardzo wysokie wskaźniki kapitałowe. Przez ostatnie okresy osiągaliśmy bardzo dobre wyniki biznesowe, bank rozwijał się, przekroczyliśmy poziom trzech milionów aktywnych klientów detalicznych oraz skutecznie realizowaliśmy cele strategii, którą finalizujemy z końcem roku i szykujemy ambitny strategiczny plan na kolejne cztery lata.

Jest gotowy do walki o rynek?

– Nigdy z niej nie rezygnowaliśmy. Kapitał jest znacznie wyższy niż minimalne wymagania kapitałowe, a jednocześnie bank ma pozycję pozwalającą na rozwój biznesu, akcji kredytowej dla przedsiębiorstw. Dzięki realizacji planu naprawy zakumulowaliśmy kapitał i przeprowadziliśmy emisję obligacji MREL, a zatem podjęliśmy wszystkie działania, które były konieczne w planie naprawy. To był proces zakończony dużym sukcesem, a jednocześnie jego realizacja była możliwa dzięki zaangażowaniu naszych pracowników, preferencjom naszych klientów oraz profesjonalnej współpracy władz. Mieliśmy wsparcie ze strony Bankowego Funduszu Gwarancyjnego i Komisji Nadzoru Finansowego, która prowadziła nas w trakcie tego procesu. Wyjście z planu naprawy pozwoli również na poprawę ratingów banku. Już w czerwcu agencja Fitch ogłosiła poprawę ratingu, co jest korzystne dla warunków finansowania i jest niezbędne dla dalszego rozwoju naszej instytucji.

Co było powodem rozpoczęcia planu naprawy?

– Plan naprawy i program ochrony kapitału wprowadziliśmy w lipcu 2022 r. Przede wszystkim warto wspomnieć, że powodem uruchomienia planu naprawy było niespodziewane wprowadzenie powszechnych wakacji kredytowych, które skutkowały jednorazowym obciążeniem dla banku w wysokości blisko 1,3 mld zł. Był to koszt, który musieliśmy ponieść w sytuacji, gdy koszt rezerwy na hipoteki frankowe banku był także wysoki. Pojawienie się kosztów wakacji oznaczało złamanie wymogów kapitałowych.

Wtedy zrozumieliśmy, że najlepszym rozwiązaniem dla banku będzie podjęcie planu naprawy i wykonanie go w bardzo szybkim harmonogramie. Od tego czasu w sposób bardzo wymagający, z dużą dyscypliną zrealizowaliśmy wszystkie kroki wymagane przez plan. Od samego początku zdawaliśmy sobie sprawę, że był on dobrym rozwiązaniem, które jednak nie może być przedłużane. Nie byłoby dobrze dla banku, ze względów reputacyjnych, zaufania klientów, partnerów, władz, gdyby proces ten trwał długo. Dlatego przeprowadziliśmy wiele transakcji pozwalających na lepsze wykorzystywanie kapitału, choćby transakcje sekurytyzacyjne, a jednocześnie wypracowaliśmy solidne wyniki finansowe i biznesowe. W ubiegłym roku rozwiązaliśmy kwestię niedoboru kapitału, jak również spełniliśmy wymagania MREL. W 2024 r. z podjęciem decyzji o zakończeniu planu czekaliśmy na to, co wydarzy się z przedłużeniem wakacji kredytowych i na uchwałę Sądu Najwyższego w sprawie hipotek frankowych. Chcieliśmy się upewnić, że nie dojdzie do sytuacji, w której mogłyby się zmaterializować kolejne negatywne scenariusze.

Problem kredytów we frankach jest wciąż nieopanowanym żywiołem, mamy nowe wakacje kredytowe. Te ryzyka już nie grożą?

– Nie tylko nie grożą, ale mamy także silną pozycję umożliwiającą dalszy rozwój. Uważam, że rozwiązanie kredytów we frankach szwajcarskich jest już w ostatniej fazie. Zawarliśmy 23,5 tys. dobrowolnych porozumień z naszymi klientami, kwartalnie przyrasta ich ostatnio jeden tysiąc, a udział kredytów CHF w całym portfolio kredytowym spadł poniżej 10%. Wygląda na to, że nawet prawnicy reprezentujący kredytobiorców już zalecają ugody z bankami. A zatem jesteśmy przekonani, że będziemy widzieli coraz więcej ugód między bankami a klientami. I chociaż koszt jest nadal bardzo wysoki i sektor płaci bardzo wysoką cenę, wydaje mi się, że ta sytuacja zbliża się do końca. Mam nadzieję, że nie będziemy już obserwować nowych wyroków, walk sądowych, kolejnych klauzul uznawanych za abuzywne, nowych pomysłów w tym zakresie, które by jeszcze zwiększyły i tak ogromne koszty. Gdy wszystko to zakończymy, koszt dla sektora będzie znacznie wyższy niż 100 mld zł (koszty prawników, koszty sądowe, samych ugód). To ogromna kwota. To gigantyczne środki, które mogłyby być wykorzystane do finansowania rozwoju gospodarki.

A nowe wakacje kredytowe?

– Uważam, że prawdopodobieństwo pojawienia się nowych wakacji kredytowych w kolejnych latach jest niewielkie. Zawsze bronimy tezy, że wakacje kredytowe powinny być oparte na kryterium społecznym. W przeciwnym razie marnujemy fundusze, przekazując je klientom, którzy nie potrzebują wsparcia.

Obecne wakacje kredytowe uwzględniają kryterium społeczne, więc nie tylko ich koszt jest mniejszy niż poprzednich, ale również wykorzystanie będzie na znacznie niższym poziomie. Uważamy też, że wakacje kredytowe już się nie powtórzą, gdyż nie ma takiej potrzeby. Nawet te wakacje już nie były uzasadnione, trudno było znaleźć na ich rzecz argumenty, ale ich koszt będzie mniejszy niż początkowo ogłoszony, a w związku z kryterium społecznym nie będą również nadużywane.

Ile w tym roku nowe wakacje i rezerwy na franki mogą kosztować pana bank?

– Podaliśmy do wiadomości publicznej informację, że w pierwszym półroczu 2024 r. utworzyliśmy rezerwy na ryzyko prawne CHF w wysokości jednego miliarda złotych, a rezerwy na wakacje kredytowe stanowią 200 mln zł.

Sądzi pan, że ryzyko nałożenia na banki kolejnych obciążeń także się zmniejszyło?

– Możemy mówić o dwóch istotnych elementach. Pierwszy to koszt prowadzenia działalności, który wykracza poza nadmiar regulacji. Ten problem istnieje w Polsce, w szczególności na skutek podatku bankowego, ale nie tylko. Mamy trudności nawet w uwzględnieniu kosztu rezerw na kredyty we frankach jako kosztu podatkowego. Koszt działalności w Polsce jest bardzo wysoki, a zatem mówimy tutaj o kwestiach administracyjnych, o opodatkowaniu sektora. Drugi element to nadmiar regulacji prawnych. To problem ogólnoeuropejski. Tworzymy nowe regulacje do istniejących regulacji, potem kolejne i jest tego na poziomie europejskim bardzo dużo.

To są dwa problemy, koszty bezpośrednie, jak podatek bankowy oraz koszty związane z systemem, z ludźmi, których musimy mieć, aby działać zgodnie z wymaganiami regulacyjnymi władz. W tej chwili już 30% naszej siły informatycznej oddelegowane jest do zadań związanych ze spełnianiem wymagań regulacyjnych, a 25% naszych ludzi z „niekomercyjnej części organizacji” pracuje w takich zakresach jak compliance, audyt, kontrola. Jesteśmy w sytuacji, że mamy równocześnie pośrednie koszty nadmiernej regulacji, a to powoduje mniejszą innowacyjność, mniejszą poprawę usług, wyższe opłaty itd.

Z końcem tego roku bank kończy realizację poprzedniej strategii, a w październiku ma być ogłoszona nowa, na lata 2025–28. Co w niej będzie?

– Nową strategię planujemy zaprezentować w październiku, zatem nie podzielę się w tym momencie wszystkimi szczegółami. Ale kierunkowo mogę powiedzieć o głównych założeniach, jakie przyjęliśmy. Funkcjonujemy w otoczeniu, które jest bardzo korzystne dla bankowości klienta indywidualnego. Środowisko bankowości detalicznej jest bardzo korzystne, gdyż mamy wyższe wynagrodzenia, zaufanie konsumentów, niższe bezrobocie, depozyty rosną, obserwujemy wzrost inwestycji prywatnych w fundusze inwestycyjne, ludzie zaciągają kredyty, pożyczki na wakacje, na remonty, na budowę domów. Z drugiej strony obserwujemy, że przedsiębiorstwa nie inwestują tak ambitnie, jak wskazuje potencjał polskiej gospodarki. A zatem w nowej strategii przewidujemy wzmocnienie naszej bankowości dla przedsiębiorstw, dla średnich firm. Chcemy wspierać polskie przedsiębiorstwa, aby mogły korzystać ze środków Unii Europejskiej, chcemy finansować je w zakresie poprawy wykorzystania energii, aby były w stanie spełniać wymagania ESG, których oczekują ich klienci z łańcucha dostaw, firmy międzynarodowe. Chcemy wzmocnić obecność Banku Millennium jako banku dla firm i przedsiębiorców i to będzie z pewnością bardzo istotny element nowej strategii.

Dalsza digitalizacja też?

– Digitalizacja zawsze była dla nas bardzo istotna, zbudowaliśmy w tym zakresie potężne wewnętrzne kompetencje, będzie równie bardzo silnie wyrażona w nowej strategii. Nie tylko utrzymamy digitalizację w bankowości dla klientów indywidualnych, ale pójdziemy jeszcze dalej, jeśli chodzi o digitalizację bankowości dla przedsiębiorstw. Obserwujemy coraz większe zastosowanie formatów cyfrowych w firmach, w interakcjach z bankami, i będziemy zwracać na to uwagę. Jeden z obszarów, który jest dla nas bardzo ważny, to wykorzystanie sztucznej inteligencji, która wspiera naszą pracę. A zatem będziemy nadal rozwijać wykorzystanie modeli opartych na sztucznej inteligencji w naszych interakcjach z klientami, we wspieraniu wielu działań banku, monitoringu przeciwko oszustwom, zapewnieniu bezpieczeństwa cybernetycznego. To są bardzo wymagające działania, które będą na wyższym poziomie dzięki zastosowaniu modeli AI. Będziemy działać szybciej i będziemy wykorzystywać więcej danych. Uważamy także, że sztuczna inteligencja to narzędzie dla naszych pracowników i w ten sposób możemy zwiększyć produktywność naszego banku. Gdy bank jest bardzo ucyfrowiony, tak jak nasz – a ­pamiętajmy, mamy 6 tys. pracowników i poprzez ucyfrowienie możemy obsługiwać 3 mln naszych klientów w najlepszy sposób – to właśnie sztuczna inteligencja umożliwia, żeby pracownicy byli bardziej produktywni.

Sztuczna inteligencja to technologia przełomowa w bankowości?

– Banki zawsze były bardzo nowoczesne i wprowadzały innowacje w polskiej gospodarce, chętnie więc testujemy i sprawdzamy, jak można wykorzystać modele sztucznej inteligencji. Jednym z tych pilotaży jest sprawdzanie, jak można wykorzystać Copilota firmy Microsoft jako programu asystenckiego dla pracowników. W tej chwili staramy się określić, w czym Copilot może być zastosowany, mamy różne programy w zakresie doradztwa dla klientów lub interakcji z klientami w call center. Uważamy, że jest to coś, co w kolejnych czterech latach przejdzie proces skalowalności, będzie stosowane tak jak dziś, kiedy każdy korzysta z e-maila czy Excela.

Jestem właśnie po lekturze badań Międzynarodowego Funduszu Walutowego, które stwierdzają, że sztuczna inteligencja dotknie ok. 60% stanowisk pracy, przy czym połowie z tego pozwoli zwiększyć produktywność, ale połowę wyśle na bezrobocie. Kiedy sztuczna inteligencja w Banku Millennium zacznie redukować poziom zatrudnienia?

– Inaczej podchodzimy do tego zagadnienia. Uważam, że mając taką samą liczbę pracowników, będziemy w stanie obsługiwać 4, 5 i 6 mln klientów. Uważamy, że nasza skala będzie zupełnie inna, a wartość, jaką będziemy w stanie oferować klientom, będzie również całkowicie inna. Nie myślimy w taki sposób, że transformacja technologiczna, cyfrowa spowoduje, że wszyscy staniemy się bezrobotni. Realia są inne, bezrobocie jest coraz mniejsze. Kilka lat temu uważaliśmy, że sztuczna inteligencja zastąpi lekarzy. Dziś widzimy, że lekarzy brakuje, i to w całej Europie. Nie sądzę, żeby był jakiś problem z zachowaniem miejsc pracy. Myślę natomiast, że wzrost produktywności będzie bardzo duży i gospodarka będzie się szybko rozwijać. Obecnie bardzo trudno jest pracować w banku bez umiejętności obsługi laptopa, a w bliskiej przyszłości nie będzie można pracować bez umiejętności wykorzystania sztucznej inteligencji. Nie oznacza to, że sztuczna inteligencja wykona całą pracę za ludzi, ale pracownicy będą musieli umieć z niej korzystać. To jest pewna subtelna różnica.

Dawno temu nasza główna funkcja polegała na wykonywaniu przelewów, potem automatycznych przelewów, potem zaczęliśmy przyjmować depozyty, udzielać kredytów i to znowu zautomatyzowaliśmy. Teraz doradzamy, rozwiązujemy coraz trudniejsze problemy klientów w sposób bardziej automatyczny. Czyli cały czas mamy do czynienia ze zwiększeniem wartości pracy. Interakcje pomiędzy klientami a bankiem będą bardziej intensywne, a liczba interakcji z pracownikiem bankowym będzie malała. Częściej będziemy chodzili do banku poprzez aplikację, bankomat, czy inne nowe formaty, nie będziemy tak często odwiedzać oddziałów. Ale oczywiście ważniejsze będzie to, jak będziemy się spotykać. Kiedy będzie potrzeba jakiejś interwencji, decyzji, kiedy pojawi się jakiś problem, skarga czy reklamacja. Będą to rzadsze interakcje, ale bardziej wartościowe, o większym ciężarze. To oznacza również, że pracownik bankowy będzie musiał być lepiej przygotowany, będzie musiał mieć więcej informacji oraz większą wiedzę. I do tego będzie korzystał ze sztucznej inteligencji, która będzie mu pomagała, aby umiał jak najlepiej odpowiedzieć na potrzeby klienta.

Gdy wchodziła w życie dyrektywa PSD2 słyszałem: fintechy wkrótce zabiorą bankom chleb. Potem słyszałem, że bigtechy pozamiatają banki. A teraz?

– Pracuję w bankowości od 34 lat i obserwuję transformację banków, ale nigdy nie widziałem zastępowania banków. Widziałem transformację, duże oddziały zatrudniające po 25 osób, potem małe oddziały w galeriach handlowych, punkty z trzema osobami. Kiedyś bankowość oferowała kontakt tylko fizyczny, potem pojawiły się call center, następnie nadszedł internet i ucyfrowienie. Do tej pory banki były bardzo innowacyjne, wystarczająco nowoczesne, aby prowadzić swoją transformację, a inne sektory nie podejmowały działalności bankowej. Obserwujemy w tej chwili bardzo dynamiczną transformację banków oferujących szeroki wachlarz usług swoim klientom. Sądzę, że przez kolejne 34 lata nadal będą banki i bankierzy prowadzący bankowość. Natomiast widzieliśmy w przeszłości sytuacje, w których nawet bigtechy porzucały swoje pierwotne inicjatywy w zakresie bankowości.

W centrum uwagi nowej strategii banku ma być wzmocnienie bankowości dla przedsiębiorstw, a tymczasem polskie przedsiębiorstwa wykazują liczne słabości, szczególnie w zakresie inwestycji. Nie obawia się pan, że strategia może minąć się z rzeczywistością?

– Sądzę, że każdy z nas chciałby widzieć inwestycje jako główny czynnik wzrostu gospodarczego, ale mamy do czynienia z sytuacją, w której tym głównym czynnikiem jest konsumpcja. Powstaje dla banków kwestia, jak możemy wspierać polskie przedsiębiorstwa i polski przemysł w tym, aby był w stanie reinwestować i rozwijać się.

Jak wspierać?

– Osobiście uważam, że gospodarka liberalna z mniejszą interwencją ze strony państwa ma większy potencjał, by osiągnąć sukces. A zatem zaangażowanie państwa we wszystkich sektorach, jeśli naprawdę jego ambicją jest rozwijanie gospodarki, powinno być zmniejszane. Nie ma przy tym znaczenia, czy mówimy o sektorze energetycznym, finansowym, czy jakimkolwiek innym. Są dowody na to, że większa obecność państwa w gospodarce powoduje słabszy rozwój. A zatem najlepszym rozwiązaniem dla ożywienia rozwoju gospodarczego w Polsce byłaby redukcja obecności państwa. Ale to oczywiście jest zadanie dla polityków.

To zadanie dla polityków. A dla banków?

– Banki powinny nadal wspierać gospodarkę. Od dawien dawna podnosiliśmy temat innowacyjności w polskich przedsiębiorstwach. Bank Millennium tworzył indeks innowacyjności, w którym analizowaliśmy region po  regionie. Opisywaliśmy, jak ważna jest innowacyjność, prace badawczo-rozwojowe dla przyszłości gospodarki i przyszłości poszczególnych przedsiębiorstw działających w każdym regionie. Ostatnio przeszliśmy ze wskaźnika innowacyjności do  indeksu ekoinnowacyjności, aby zrozumieć znaczenie również tego elementu. Unia Europejska ma  ogromny program wspierania transformacji energetycznej i przedsiębiorstw. To otwiera różne możliwości dla firm, aby wykorzystać środki z UE, jej zielone finansowanie, a w efekcie – podnieść wydajność.

Widzi pan tłum przedsiębiorstw ustawiających się w kolejce do podnoszenia wydajności?

– Jeśli chodzi o średnie przedsiębiorstwa uważam, że są bardzo kompetentne w swoich działaniach. Muszą reinwestować, aby utrzymać swoją konkurencyjność. Wcześniej były konkurencyjne dzięki niskim kosztom pracy. Teraz czynnik niskich wynagrodzeń nie odgrywa już istotnej roli. Jestem przekonany, że te przedsiębiorstwa mogą być konkurencyjne, ale muszą reinwestować, muszą poprawić efektywność wykorzystania energii. W Polsce problemem stały się koszty pracy i koszt energii. Dla przemysłu jest to niezwykle ważne, gdyż każdy zakład produkcyjny zużywa zarówno energię, jak i pracę. Firmy muszą być bardziej wydajne, bardziej zautomatyzowane. Do tego potrzebne są inwestycje w przemyśle. Uważam, że banki są całkowicie przygotowane, by wspierać klientów w tym cyklu inwestycyjnym.

Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK