Banki centralne przejęły władzę, pytanie co z nią zrobią
Przyszłym ekonomistom i historykom będzie trudno wystawić ocenę bankowości centralnej na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku. Nadal podlega ona krytyce za dawne zawężenie horyzontu do walki z inflacją. Z drugiej strony ma ona na swoim koncie skoordynowane działania ratujące świat finansowy przed zapaścią. Wiodąca rola centralnych banków rodzi jednak nowe ryzyka.
Świat się zmienił po wystąpieniu prezesa Europejskiego Banku Centralnego, Mario Draghiego w Londynie 26 lipca 2012. Zapowiedział on wówczas, że uczyni wszystko aby ratować strefę euro przed upadkiem. Rosnący wpływ znaczenia banków centralnych nie wynika jednak tylko z ważnych wypowiedzi. Świadczą o nim także odwołujące się do teorii analizy. Narzędziem jakim się posłużę jest znana każdemu studentowi ekonomii tabela (macierz) Cohena, który analizuje funkcje pieniądza w wymiarze światowym.
Innym słowy pozwala ona dokonać pomiaru znaczenia danego pieniądza, kiedy ten przekracza granice kraju macierzystego. Cohen tak skonstruował swoją tabelę, wyodrębniając zastosowania pieniądza w sferze oficjalnej oraz sferze prywatnej. Rzecz jasna, że udział banków centralnych mieścił się w ramach sfery oficjalnej.
Odnalezienie swojego miejsca zależało od wielkości i roli jaką odgrywał bank centralny. Inaczej było (i ma miejsce) w przypadku Fed, inaczej względem innych banków centralnych, mogących się także pochwalić posiadaniem waluty o zasięgu światowym. Jeszcze inaczej było w przypadku tych banków, które musiały nabywać walutę rezerwową w celu ochrony kursu względem dolara czy innej waluty zaczepu.
Jako ciekawostkę można podać przykład marki niemieckiej w 1987 r., która była ona już walutą rezerwową. Interwencje w ramach ERM także odbywały się przy udziale marki niemieckiej, a sama waluta niemiecka była de facto punktem odniesienia (formalnie była nim jednostka ECU) dla innych walut ERM. Co ciekawe, we wspomnianym 1987 r. niemiecka waluta (na skutek porozumienia w Luwrze) była nieoficjalnie podczepiona względem samego dolara wokół poziomu 1,825 marek za dolara. Dzisiaj możemy wskazać na przykład szwajcarskiej waluty, której od 6 września 2011 r. nie może aprecjonować powyżej pułapu 1,20 franka za euro.
Inwestorzy liczą się z bankami centralnymi
W kontekście utrzymywania stabilnych kursów (w warunkach ich płynności) warto przyjrzeć się skuteczności interwencji dokonywanych przez banki centralne. Bank centralny Szwajcarii udowadnia, że z wolą banku centralnego inwestorzy muszą się nadal liczyć, choć zaczepienie kursu franka względem euro nie ma długiej tradycji. Po pierwsze, zaczepienie to ma charakter asymetryczny. Po drugie, co jest pośrednio związane z pierwszym, znaczenie łatwiej jest bronić walutę przed aprecjacją aniżeli deprecjacją.
Dlatego też banki centralne wolą być ostrożne z dokonywaniem interwencji walutowych. A wszystko się zaczęło od spektakularnej porażki Banku Anglii w 1992 r., kiedy władzom brytyjskim nie udało się obronić wartości funta pod naporem sił rynkowych. Nie oznacza to, że po 1992 r. nie dokonywano żadnych interwencji. Wręcz przeciwnie. I wiele z nich okazywało się być skutecznymi, niemniej gdzieś pozostała obawa, która dotknęła przede wszystkim największe banki centralne.
Obawa banków centralnych miała ona swoje uzasadnienie w liczbach, a dokładniej w rosnącej wielkości średnich dziennych obrotów walutowych na rynku walutowym. Jeszcze w 1992 r. średnie dzienne obrotu rynku walutowego wynosiły ok. 880 mld dolarów. W 2013 r. wzrosły one do ok. 5.3 bilionów dol. Sześciokrotny wzrost w ciągu 21 lat. Wzrost rezerw był w tym czasie wolniejszy. W relacji do światowego PKB wzrosły one ponad 2,5 krotnie, z ok 6 proc. do 16 proc. Lwia część tego wzrostu przypada na Japonię, kraje wschodzące, Chiny oraz eksporterów ropy naftowej.
Nic więc dziwnego, że banki centralne stały się bardziej wstrzemięźliwe w interweniowaniu na rynkach. Ich wstrzemięźliwość przyniosła jednak wymierne skutki uboczne. Chodzi o zakres fluktuacji w pierwszych miesiącach kryzysu, a dokładniej w najgorętszym okresie między lipcem a końcem listopada 2008 r. Wystarczy spojrzeć na poniższy wykres, ilustrujący zachowanie się poszczególnych walut względem dolara.
Źródło: www.obserwatorfinansowy.pl