Bank of Japan zaprasza do Warszawy
Wielkie japońskie luzowanie polityki pieniężnej spowodowało wzmożony ruch na naszych obligacjach i walucie. Giełdowe byki próbowały też coś na tym ugrać, ale w końcu ugięły się pod presją słabnącej Europy i kiepskiego początku handlu na Wall Street.
Cechą charakterystyczną sytuacji na warszawskim parkiecie w ostatnich dniach jest zmienność nastrojów. Widać to było w miniony piątek, gdy WIG20 do południa zyskiwał 0,8 proc., przez następne cztery godziny zepchnięty został pod kreskę przez zniżkujące po 2 proc. główne indeksy europejskie, by w później wybić się na niezależność i zakończyć dzień symboliczną zwyżką. W poniedziałek ta względna siła utrzymała się do południa, po czym stopniowo zaczęła znikać, by w końcówce poddać się obawom, związanym ze spadkami na Wall Street.
Według podobnego scenariusza zmieniały się kursy akcji sporej części naszych blue chips. Zmiany te na ogół związane były z konkretnymi informacjami, ale nie brakowało też silnych przecen bez specjalnego uzasadnienia i późniejszych równie dynamicznych wzrostów. Przykładem tej pierwszej tendencji były papiery PGE. To dzięki ich dynamicznemu, sięgającemu 3 proc. wyskokowi w drugiej połowie piątkowej sesji, byki odzyskały wiarę we własne siły. Indeksowi pomagała dodatkowo jedynie 1,5 proc. zwyżka walorów PKO.
W poniedziałek euforia na papierach PGE szybko się wyczerpała i zwyżka sięgała na koniec dnia już tylko kilka dziesiątych procent. Walory PKO finiszowały lekko pod kreską. Rolę lidera wzrostów przejęły papiery PZU, a pomocnika walory Pekao. Taniejące w piątek o ponad 2,5 proc. akcje Bogdanki, w poniedziałek zyskiwały ponad 2 proc. Zwyżkujące na ostatniej sesji poprzedniego tygodnia o ponad 2 proc. akcje Asseco, w poniedziałek traciły kilka dziesiątych procent. W trakcie obu sesji huśtawkę zaliczały między innymi papiery Lotosu, Pekao, PKO.
To wszystko świadczy o nerwowości, polaryzacji opinii inwestorów, chęci wymiany pakietów akcji, ale też i o odrobinie chaosu. Na wyklarowanie się sytuacji trzeba więc jeszcze poczekać. Tym bardziej, że klarowności nie widać też ani na głównych giełdach europejskich, ani na Wall Street. Za oceanem wyglądająca początkowo groźnie przecena skończyła się spadkiem indeksów po 0,3-0,4 proc. W poniedziałek niewielkie wspomnienie po spadkach towarzyszyło inwestorom jedynie w pierwszych godzinach handlu. Sesja zakończyła się wzrostem Dow Jones’a o 0,3 proc., a S&P500 zyskał 0,6 proc. To może nie wystarczyć, by dziś poprawić nastroje na naszym kontynencie.
Dziś w poszukiwaniu kierunku zmian raczej nie pomogą nieliczne dane makroekonomiczne. Te najważniejsze już znamy. W marcu w Chinach inflacja na poziomie cen konsumentów zmniejszyła się z 3,2 do 2,1 proc., zaś na poziomie cen producentów zwiększyła spadek z minus 1,6 do minus 1,9 proc. Te dane można rozpatrywać kategoriach chińskiej polityki pieniężnej, ale także jako sygnał pogarszającej się kondycji gospodarki. Inwestorzy z Szanghaju się nimi nie przejęli. Tamtejsze indeksy zwyżkowały po 0,6-0,9 proc. Rajd kontynuował Nikkei, choć dziś zyskał jedynie 0,1 proc. Na giełdach azjatyckich nie widać żadnego napięcia, związanego z koreańskim konfliktem.
Mocno rozczarował niemiecki handel zagraniczny. W lutym eksport obniżył się o 1,5 proc., a import spadł aż o 3,8 proc. To kolejne dane, wskazujące na osłabienie największej europejskiej gospodarki, a także słabości koniunktury w całej strefie euro.
Trudno dziś spodziewać się zasadniczych rozstrzygnięć na giełdach. Jest szansa na handel w spokojniejszych nastrojach, jednak byle pretekst może doprowadzić so większych wahań kursów. Na razie więcej argumentów mają niedźwiedzie.
Roman Przasnyski
Open Finance