Bank i Klient: Frankowicze na celowniku finansowych znachorów

Bank i Klient: Frankowicze na celowniku finansowych znachorów
Fot. olly/stock.adobe.com
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
"Czy może kredytobiorcy wydarzyć się coś bardziej korzystnego, niż »wyparowanie długu«? To jest jedna z usług, które świadczymy dla naszych klientów. Działamy w tej dziedzinie z najlepszymi w Polsce specjalistami od tego typu spraw" - tego rodzaju zapewnienia bez trudu znaleźć można w internecie. W sporach, jakie od pewnego czasu toczą się wokół walutowych kredytów hipotecznych, niektórzy prawnicy i doradcy finansowi dostrzegli szansę na biznes, wielce dyskusyjny zarówno z punktu widzenia etyki, jak i skuteczności.

To nie pierwszy przypadek, kiedy klienci sektora finansowego kuszeni są przez różnego rodzaju ekonomicznych cudotwórców. Kilka lat temu przystanki autobusowe we wszystkich większych miastach oklejone były ogłoszeniami o „czyszczeniu BIK”. Podmioty oferujące tę kuriozalną usługę bazują – choć stokroć właściwsze byłoby określenie: żerują – na błogiej nieświadomości swych klientów, że informacje o przeterminowanym zadłużeniu nie mogą zostać usunięte na zlecenie z międzybankowych rejestrów informacji kredytowej. Na podobnej zasadzie funkcjonuje wiele placówek doradczych, kierujących ofertę do uwikłanych w spór z bankami kredytobiorców walutowych. Na tego rodzaju praktyki zwrócił ostatnio uwagę na łamach „Rzeczypospolitej” prezes zarządu mBanku dr Cezary Stypułkowski. „Ewolucja poglądów i treści formułowanych pozwów zdaje się zmierzać od »nienależytego wykonywania umów« poprzez wnioskowanie o uznanie „abuzywności klauzul” aż po postulaty »uznania nieważności« umów kredytowych – stwierdził. Szef mBanku nie ma wątpliwości, iż jest to efekt działalności tych prawników i doradców, „którzy poprzez kwestionowanie istoty walutowych umów kredytowych chcieliby zbudować nowy model biznesu prawniczego”.

Podobnego zdania jest wiceprezes Związku Banków Polskich, mec. Jerzy Bańka. – Linia orzecznicza w sprawach o kredyty walutowe kształtuje się w sposób korzystny dla banków, ponadto przeważająca większość kredytobiorców we właściwy sposób ocenia sytuację i nie występuje z roszczeniami. Taka sytuacja nie sprzyja działaniom podejmowanym przez adwokatów i radców prawnych reprezentujących frankowiczów. Chcąc w sztuczny sposób pobudzić chęć swych klientów do procesowania się z bankami, kancelarie proponują różne, niemal cudowne rozwiązania. Postuluje się wręcz unieważnienie umów, nie licząc się ze skutkami, jakie by przyniosło to rozwiązanie dla samych klientów – podkreśla.

Jak puścić kredytobiorcę z torbami

Owe skutki mogą być tymczasem skrajnie niekorzystne. – Jeżeli dochodzi do rozwiązania umowy, co zawsze traktowane jest przez sąd jako absolutna ostateczność, wówczas powstaje obowiązek zwrotu wzajemnych świadczeń przez obydwie strony umowy. W przypadku umowy kredytowej stwarza to sytuację podobną do postawienia kredytu w stan natychmiastowej wymagalności, gdzie sąd będzie rozstrzygał również o zysku ekonomicznym kredytobiorcy wynikającym z korzystania bez podstawy prawnego z cudzego kapitału – zaznacza prof. dr hab. Michał Romanowski, pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego, były wieloletni członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego i radca prawny w kancelarii Romanowski i Wspólnicy.

Tymczasem samozwańczy obrońcy kredytobiorców przekonują swych klientów, że wystąpienie z odpowiednio sporządzonym pozwem umożliwi rozwiązanie umowy kredytowej bez konieczności spłacania kolejnych rat. Magicznym instrumentem pozwalającym na osiągnięcie tego celu mają być przepisy kodeksu cywilnego, mówiące o przedawnieniu roszczeń. – W moim przekonaniu kredytobiorcy są wprowadzani w błąd, a co najmniej nie są informowani w sposób transparentny, jak ryzykowna jest strategia obierana przez tego rodzaju kancelarie prawne – twierdzi prof. Romanowski. I wymienia powody, dla których prawdopodobieństwo „wyparowania długu” w takich przypadkach bliskie jest zeru. – Po pierwsze, przedawnienie z natury rzeczy nie będzie dotyczyć wszystkich kredytobiorców, nie jest to zatem pomysł na systemowe rozwiązanie problemu. Dodatkowo strategia ta bazuje na założeniu, że faktycznie będzie dochodziło do przedawnienia w wyniku upadku umów kredytowych poprzez eliminację klauzul, bez których te umowy funkcjonować nie mogą. Tymczasem wyrok sądu prowadzący do eliminacji z umowy klauzuli niedozwolonej ma charakter wyroku tzw. konstytutywnego, co z kolei budzi wątpliwości, czy okres przedawnienia powinien być liczony od dnia wydania wyroku, czy też od zawarcia umowy kredytowej, przy czym prawidłowa wydaje się interpretacja, że od dnia wydania wyroku – zaznacza.

– Błędnie przyjmuje się, że upadek umowy w takim przypadku następuje na podstawie deklaratywnego wyroku jako skutek zastosowania sankcji nieważności bezwzględnej z art. 58 k.c., podczas gdy ewentualny upadek umowy jest skutkiem innej, autonomicznej dla umów konsumenckich sankcji braku związania z art. 385 (1) par. 2 k.c. – dodaje prof. Romanowski. Nawet jednak przyjęcie, iż termin przedawnienia rozpoczyna bieg od chwili zawarcia umowy kredytu bynajmniej nie musi prowadzić do „oddłużenia” frankowicza; bank w takich sytuacjach dysponuje potężną bronią w postaci powołania się na nadużycie prawa podmiotowego przez klienta. Jeśli taki argument uzna sąd, a jest to bardziej niż prawdopodobne, wówczas zarzut przedawnienia nie zostanie uwzględniony.

– Podstawową zasadą prawa jest zwrot świadczenia nienależnego. W prawie cywilnym przyjęto zasadę, że w przypadku stwierdzenia nieważności umów doszło do spełnienia świadczeń nienależnych, a więc niemających podstawy prawnej, które muszą być rozliczone – podkreśla Michał Romanowski. Należy wreszcie pamiętać i o tym, że nawet wykrycie przez sąd klauzul abuzywnych nie jest równoznaczne z upadkiem całej umowy; sądy w takich sytuacjach dążą w pierwszej kolejności do jej utrzymania w mocy po wyeliminowaniu niewłaściwych zapisów. Tymczasem w ofertach podmiotów oferujących „uwolnienie od kredytu” informacja o możliwych negatywnych konsekwencjach z reguły się nie pojawia. – Działalność taką należy ocenić jednoznacznie negatywnie pod względem etyki zawodowej. Od pełnomocników procesowych ewidentnie należałoby oczekiwać większej odpowiedzialności – podkreśla mec. Jerzy Bańka. O poziomie etycznym i wiarygodności specjalistów od „oddłużenia” dobitnie świadczy fakt, że niektórzy z nich rozpoczynali karierę od… dystrybucji walutowych kredytów hipotecznych. – Osoby takie wcześniej aktywnie zachęcały klientów do zaciągania tego rodzaju zobowiązań; dziś przychodzą z propozycjami rzekomo pozwalającymi na niespłacanie kredytu, ubierając się w stroje fałszywych ekspertów – zaznacza wiceprezes Związku Banków Polskich.

Moralny hazard

Szkodliwość działań podejmowanych przez sui generis finansowych znachorów nie ogranicza się wyłącznie do wprowadzania w błąd poszczególnych kredytobiorców i narażania ich na poważne ryzyko finansowe. O wiele donioślejszym w skutkach problemem jest budowa klimatu dla niewywiązywania się z zawartych umów. – To zjawisko w ekonomicznej analizie prawa określane jest mianem hazardu moralnego – przypomina prof. Romanowski. Istotą tej, jakże destrukcyjnej postawy jest zaciąganie zobowiązań z założeniem, że nie zostaną one spłacone, połączone z postrzeganiem instrumentów prawa cywilnego pod kątem możliwości unikania zapłaty. Zdaniem prof. Romanowskiego w takim momencie można mówić o zachwianiu fundamentów prawa cywilnego, sięgających jeszcze czasów antycznych, które nakazują spłacać długi. – Ulpian, jeden z pięciu największych autorytetów prawniczych starożytnego Rzymu, twierdził: »Nakazem prawa jest żyć uczciwie, nie szkodzić drugiemu i oddać każdemu to, co jest jego«. Również współczesne prawo cywilne i cała gospodarka wolnorynkowa zbudowane są na trzech zasadach: wolności i autonomii woli, której elementem jest odpowiedzialność za zaciągane zobowiązania, bezpieczeństwie obrotu i słuszności – przypomina.

Niestety, w obecnych czasach przypadki odchodzenia od tych rudymentarnych zasad nie należą do rzadkości, a nastawione na sensację media i populistyczni politycy wręcz kreują czarny PR osób i instytucji stojących na straży bezpieczeństwa obrotu gospodarczego. Mec. Jerzy Bańka wskazuje tu przykład komorników, z których w ostatnim czasie zrobiono wręcz kozła ofiarnego, czy też pojawiającą się najsilniej w okolicy kolejnych kampanii wyborczych nagonkę na instytucje finansowe. – Takie działania rodzą daleko idące, negatywne skutki dla rozwoju gospodarczego kraju. Znacznemu osłabieniu ulega pewność obrotu, wydłuża się czas odzyskiwania wierzytelności, spadają również przychody budżetu państwa. Fiskus jest wszak największym wierzycielem, a trudno oczekiwać, aby osoba ulegająca modzie na niepłacenie w przypadku zobowiązań umownych była równocześnie rzetelnym podatnikiem – ostrzega wiceprezes ZBP.

Wymownym potwierdzeniem faktu, iż działania zaprzeczające rudymentarnym regułom prawa i ekonomii nigdy nie stanowią rozwiązania istniejących problemów, a jedynie generują kolejne, jest sytuacja na polskim rynku nieruchomości na wynajem. Wprowadzając mechanizmy ewidentnego uprzywilejowania lokatorów, twórcy obowiązującego prawa wychodzili z założenia, iż pozwoli to rozwiązać problemy mieszkalnictwa. – Okazało się to całkowitą pomyłką. Ludzie boją się inwestować w mieszkania na wynajem, obawiając się niemożności eksmisji lokatora niepłacącego czynszu – przypomina mec. Jerzy Bańka. Należy wreszcie podkreślić jeden fakt: wszelkie działania promujące asymetrię pomiędzy wierzycielem i dłużnikiem i przewidujące przyjęcie jako zasady zwalniania tego ostatniego z zaciągniętych zobowiązań z uwagi na rzekome względy społeczne tworzą z gruntu fałszywe przekonania obywateli odnośnie funkcjonowania we współczesnej gospodarce. Straty z tego tytułu są zaś z reguły niepomiernie większe aniżeli najwyższa nawet kwota straconych kredytów czy uszczuplonych przez niesolidnych podatników należności fiskalnych…