Bajka o szewczyku z niewesołym zakończeniem

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

Dawno, dawno temu, w prastarym, królewskim grodzie, żył sobie szewczyk chwat.... wróć! Przecież nie o Dratewce dzisiaj miało być, jeno o Dudku. O jakim znowu Dudku? Ano - o Stanisławie Dudku, warszawskim rzemieślniku. Coby uniknąć oskarżeń o misselling, uprzedzam na samym początku: obecności smoka nie przewidujemy. Gadzinę takową nasz bohater mógł napotkać jedynie czytając wnuczętom bajki do poduszki - o ile w ogóle posiadał wnuczęta, co wcale nie jest takie oczywiste. Nie będzie również Moskali, choć ich wypędzanie swego czasu było specjalnością warszawskiego cechu rzemiosł skórzanych. Ale to było dawno temu, za Kościuszki, a imć Dudek żył całkiem niedawno...

Miał mistrz Dudek warsztat szewski na warszawskim Powiślu – a może to już Czerniaków? – na ulicy Koźmińskiej. Zaiste, wyjątkowy był to warsztat: chatka Baby Jagi na kurzej stopce jawiła się przy nim niczym komfortowy apartament, prosto od dewelopera, zakupiony w kredycie denominowanym w walucie obcej. Kilka metrów kwadratowych powierzchni, w środku półki z obuwiem, przybory szewskie… i ON – Pan Majster. Dla klientów miejsca w maciupeńkim „lokalu użytkowym” już nie starczyło – przeto buty do naprawy podawało się przez uchylone okienko, niczym w kiosku Ruchu. Promocja, marketing, PR? Te pojęcia naszemu rzemieślnikowi były całkowicie obce; jedyna informacja o tym, że faktycznie w tym miejscu świadczone są „usługi dla ludności”, napisana była na tekturowej tablicce wielkości kartki z zeszytu. A jednak – na przekór wynikom analiz czołowych firm audytorskich świata – to przy tym właśnie okienku każdego dnia ujrzeć można było klientów – należących głównie do pokolenia „50 plus”, ze szczególnym na ów plus wskazaniem. Szacowne klientki, nie bacząc na niesprzyjajace warunki atmosferyczne, nierzadko ucinały sobie pogawędkę z równie sędziwym majstrem. I tak interes w malutkiej dziupli przy Koźmińskiej kręcił się w najlepsze – choć jego rozpoznawalność ograniczała się zapewne do kilku ulic w bezpośrednim sąsiedztwie zakładu.

W okolicy niemal wszystkie sklepy zmieniły włascicieli co najmniej kilka razy, powstało wiele nowych domów, drugie tyle wyburzono – a imć Dudek w najlepsze funkcjonował w swoim niezwykłym kantorku. W tym samym czasie w Polsce zmieniło się pięciu prezydentów, a w Watykanie trzech papieży. Na świecie upadło kilkanaście państw i powstało znacznie więcej nowych. Pojawił się Internet, smartfon, bankowość mobilna i facebook – i tylko warsztat majstra Dudka trwał w tym samym miejscu, dokładnie taki sam jak dziesięć, dwadzieścia czy trzydzieści lat wcześniej. Przyznam, że dla mnie – a sądzę, ze również dla wielu innych mieszkańców pobliskich ulic – zakład szewski przy Koźmińskiej należał do absolutnych oczywistości. Bynajmniej nie z powodu korzystania z usług rzemieślnika – nie przypominam sobie, zebym choć raz oddał tam buty do zelowania (inna sprawa, że współczesne produkty do wspomnianego zelowania w większości się nie nadają…) Chodziło o coś innego – o pewnien niezmienny punkt odniesienia na mapie mojej najbliższej okolicy, element krajobrazu kulturowego na obszarze ograniczonym ulicami Górnośląska – Rozbrat – Śniegockiej – Czerniakowska. Pośród niewielu rzeczy pewnych w „ciekawych czasach” jedno wydawało się pewnikiem niepodważalnym: wracając do domu ulicą Koźmińską znowu, niejako mimochodem,  zobaczę siwego szewca przy pracy w swoim kantorku.

Aż w końcu przyszedł czas i na pana majstra.

Przechodząc tą samą ulicą Koźmińską w ostatnich dniach – a dawno tam nie byłem – jak zwykle, kątem oka, rzuciłem spojrzenie w kierunku szewskiego warsztatu. A raczej – jak się po chwili okazało – dawnego szewskiego warsztatu. Lokal wysprzątany jakby dla nowego najemcy, puste ściany, znikła spłowiała tekturka na wystawie, znikli również sędziwi klienci… Odpowiedzi jak zwykle udzielił niezastąpiony wujek Google: „Pan Dudek zmarł w maju 2014 roku” – lakoniczna informacja na portalu teleadresowym ujawniła wszystko. Niby normalna kolej rzeczy – a jednak żal. Zwyczajny żal, kiedy charakterystyczne punkty w okolicy znikają, a miejsce historycznego krajobrazu powoli zajmują nowe formy. Może lepsze, doskonalsze, bardziej perfekcyjne – niemniej nigdy nie takie same jak to, co odeszło. Czy Powiśle poradzi sobie bez warsztatu pana Dudka? Nie wątpię – tak, jak poradzi sobie bez szeregu innych charakterystycznych punktów na mapie: zakurzonego salonu tapicerskiego u zbiegu Ludnej i Okrąg, sklepu z akcesoriami samochodowymi przy Cecylii Śniegockiej czy małej cukierenki na Czerniakowskiej. Ale wraz z każdym z tych elementów wiąże się pewien element miejskiej tożsamości. Szkoda, jesli wszystkie pokryją się niepamięcią – wszak dla dziejów miasta są one równie ważne jak wiekopomne chwile, światowej sławy artyści czy rozpoznawalne po wiekach marki produktów.

Spieszmy się kochać lokalne sklepiki – tak szybko odchodzą….

Karol Jerzy Mórawski