Przemysł kwitnie mimo słabszych nastrojów
W lipcu kontynuowana była bardzo dobra passa polskiego przemysłu i budownictwa, co pozwala przypuszczać, że oczekiwane spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego jeszcze nie nadchodzi.
W lipcu kontynuowana była bardzo dobra passa polskiego przemysłu i budownictwa, co pozwala przypuszczać, że oczekiwane spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego jeszcze nie nadchodzi.
Wszystko wskazuje na to, że inflacja osiągnęła w lipcu swój tegoroczny szczyt. W kolejnych miesiącach będzie coraz słabsza, być może spadając pod koniec roku nawet poniżej 1,5 proc. Ta tendencja nie powinna jednak zmylić czujności, bo wkrótce wzrost cen może odrodzić się ze zdwojoną siłą.
Czerwiec przyniósł wyraźnie wyższą dynamikę produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej, potwierdzając utrzymywanie się korzystnych tendencji w polskiej gospodarce. Oznak jej hamowania wciąż nie widać, choć lekkiego spowolnienia należy spodziewać się w drugiej połowie roku.
W czerwcu średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło 4848,2 zł i było o 7,5 proc. wyższe niż rok wcześniej. Lekkie majowe spowolnienie okazało się więc jedynie przejściowe i wszystko wskazuje na to, że dynamika płac ponownie przyspieszy. Wbrew obawom, w stałym tempie, wynoszącym 3,7 proc., idzie w górę zatrudnienie w firmach.
W ciągu niespełna trzech miesięcy kurs franka wzrósł o ponad 30 groszy, czyli o 9,5 proc. Zwiększyły się raty kredytów, a łączna wartość zadłużenia w szwajcarskiej walucie poszła w górę o około 12 mld zł. Odłożony na półkę problem powraca, ale nikt nie bije na alarm.
Wciąż mocno rośnie zainteresowanie oszczędzających obligacjami skarbowymi. Wyniki w pierwszych pięciu miesiącach wskazują, że po rekordowych zakupach w 2017 roku, ten rok zapowiada się jeszcze lepiej.
Najnowsze dane GUS dotyczące rynku pracy potwierdzają występowanie zjawisk obserwowanych w poprzednich kwartałach. Firmy utrzymują wysokie tempo tworzenia nowych miejsc pracy i nadal mają kłopoty ze znalezieniem chętnych do ich obsadzenia.
Rada Polityki Pieniężnej od ponad trzech lat utrzymuje stopy procentowe na rekordowo niskim poziomie i zapowiada, że nieprędko zmieni ich wysokość. Tymczasem oprocentowanie kredytów idzie w górę.
GUS podwyższył swoje wstępne szacunki, z których wynikało, że polska gospodarka rozwijała się pierwszym kwartale w tempie 5,1 proc. Okazało się, że PKB wzrósł o 5,2 proc., a więc wyraźnie mocniej niż się wcześniej spodziewano. W kolejnych kwartałach tak wysokiej dynamiki raczej już się nie uda utrzymać, ale poważniejsze osłabienie nam nie grozi.
Mimo silnego wzrostu dochodów i rekordowo dobrej sytuacji na rynku pracy, oszczędności w bankach i kredytów przybywa najwolniej od lat. Banki zaczynają to dostrzegać i reagują lekko podwyższając oprocentowanie niektórych rodzajów lokat i obniżając odsetki od kredytów.
Powrót kursu franka do poziomu sprzed trzech lat, czyli pamiętnego skoku ze stycznia 2015 r., nie tylko cieszy posiadaczy kredytu w tej walucie, ale także skłania do zastanawiania się nad tym, co zrobić z pozostałą do spłaty resztą.
Środowe posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej z pewnością nie przyniesie zmiany stóp procentowych, a z dużym prawdopodobieństwem także nowych sygnałów w tej kwestii. Choć nadal obowiązuje deklaracja o utrzymaniu stóp na dotychczasowym poziomie do końca roku, opinie i oczekiwania ekonomistów są dość zróżnicowane.
W 2018 roku możemy liczyć na kontynuację ożywienia w światowej i polskiej gospodarce. Sytuacja na rynkach finansowych będzie jednak mniej komfortowa niż do tej pory. Trzeba się liczyć z większą zmiennością, a więc i większym ryzykiem oraz słabszym zachowaniem indeksów giełdowych. Jednym ze źródeł niepewności i wahań będzie polityka pieniężna głównych banków centralnych.
Wszyscy są zadowoleni z taniejącego franka, ale nie wiadomo, jak długo ta radość potrwa. Zamiast cieszyć się, być może ulotną chwilą, warto zastanowić się, czy nie wykorzystać sytuacji do przynajmniej częściowego zmniejszenia kosztów i ryzyka związanych z kredytami walutowymi.
We wrześniu Polacy kupili obligacje skarbowe za 466 mln zł. Od początku roku wydali na ten cel już ponad 4,5 mld zł. Jest już pewne, że ubiegłoroczny wysoki poziom zostanie wyraźnie przekroczony. To, czy padnie rekord z 2008 r. zależeć będzie od powodzenia papierów trzymiesięcznych, których sprzedaż ruszyła w październiku.
Ekonomiści patrzą na inflację przez pryzmat zmian procentowych. Według wstępnych szacunków we wrześniu wyniosła ona 2,2 proc. Rada Polityki Pieniężnej ocenia, że to niewiele. Innego zdania mogą być posiadacze oszczędności, dla których oznacza to w ciągu roku ubytek realnej wartości ich pieniędzy o 13,8 mld zł.
Ponad 67 miliardów złotych gospodarstwa domowe trzymają w walutach obcych. Choć stanowi to jedynie 9,4 proc. wszystkich pieniędzy zdeponowanych w bankach, odsetek ten zwiększa się od marca 2015 r. i jest najwyższy od dziesięciu lat.
Zgodnie z oczekiwaniami, Rada Polityki Pieniężnej po raz kolejny pozostawiła stopy procentowe na niezmienionym, rekordowo niskim poziomie. Kredytobiorcy nadal więc mogą spać spokojnie, nie obawiając się zwiększenia rat, a posiadacze oszczędności muszą albo godzić się na niskie odsetki, albo szukać alternatyw dla lokat bankowych.
Prezydencki projekt ustawy mającej przybliżyć rozwiązanie problemu kredytów walutowych, został skierowany do Sejmu niemal równo w dziewiątą rocznicę ustanowienia przez kurs franka szwajcarskiego najniższego w historii poziomu. Przeciętny kredytobiorca znajduje się w połowie okresu spłaty zadłużenia. Łatwo dokonać jej bilansu, trudniej o prognozę na następną połowę.
W pierwszym półroczu wskaźnik inflacji wyniósł 1,9 proc., jednak ceny żywności notują wzrost największy od pięciu lat. W czerwcu były wyższe aż o 3,9 proc. niż rok wcześniej. Wiele wskazuje na to, że drożyzna nie ustąpi tak szybko, a jej powodem są między innymi warunki pogodowe oraz tendencje na rynkach światowych.
Wartość finansowego majątku polskich gospodarstw domowych wyniosła na koniec 2016 r. prawie 1,9 biliona złotych i była dwukrotnie wyższa niż w kryzysowym 2008 r. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku przekroczy on barierę 2 bilionów złotych i będzie wyższy niż wartość produktu krajowego brutto.
„Rada Polityki Pieniężnej postanowiła utrzymać stopy procentowe na niezmienionym poziomie” – taki komunikat słyszymy nieodmiennie od ponad dwóch lat i wszystko wskazuje na to, że będzie nam towarzyszył jeszcze nie raz. I choć nasze władze monetarne raczej nie mają szans na pobicie rekordu ustanowionego przez Komitet Otwartego Rynku amerykańskiej rezerwy federalnej, to krajowy rekord „bezczynności” dzierżą już od dawna.
Choć atrakcyjność lokat bankowych zmniejsza się systematycznie już od prawie pięciu lat, nadal pozostają one najbardziej popularną formą gospodarowania oszczędnościami. W październiku 2012 r. przeciętne oprocentowanie lokat wynosiło jeszcze 4,9 proc., a odsetki od pieniędzy przechowywanych na rachunkach bieżących sięgało 2,1 proc.
Z najnowszej analizy NBP wynika, że banki zaczynają nas kusić kredytami hipotecznymi, zniechęcając do konsumpcyjnych. Jednocześnie bankowcy zauważają wzrost popytu na pożyczki mieszkaniowe i zmienne tendencje wobec konsumpcji na kredyt. Jeśli spojrzeć na dane, widać że w ostatnich miesiącach maleje nasza skłonność do zadłużania się na jakikolwiek cel.
W marcu 2017 roku oszczędzającym należało się od banków niewiele ponad 2 mld zł odsetek, najmniej w historii, mimo że wartość zdeponowanych pieniędzy rośnie, a wysokość stóp procentowych NBP nie ulega zmianie.
Oczywistą konsekwencją faktu, że mamy najniższe w historii stopy procentowe, jest atrakcyjne oprocentowanie kredytów i niesatysfakcjonująca posiadaczy oszczędności wysokość odsetek od bankowych lokat. Jeśli jednak spojrzeć na to uważniej, także nie tylko z punktu widzenia wartości nominalnych, lecz względnych, oceny nie są już tak oczywiste.
Drogi frank wciąż przypomina o nierozwiązanym problemie kredytów walutowych. Tymczasem nadzór finansowy zaczyna dostrzegać ryzyko, jakie wraz ze wzrostem stóp procentowych może dotknąć także zadłużonych w złotych. Remedium byłby kredyt hipoteczny o stałej stopie, jednak nie ma on zbyt wielu zwolenników ani wśród bankowców, ani ich klientów.
Po rozczarowujących deklaracjach i braku działań ze strony Europejskiego Banku Centralnego i w oczekiwaniu na zbliżające się posiedzenie Fed, w nadchodzącym tygodniu inwestorzy będą się koncentrować na danych dotyczących inflacji oraz produkcji przemysłowej.
Od dziesięciu lat wśród kupujących obligacje skarbowe dominują osoby powyżej pięćdziesiątego roku życia. Młodzi adepci oszczędzania zadecydowanie się od tych papierów odwracają. W lipcu zwiększyło się grono nabywców w wieku 35-50 lat, co można częściowo wiązać z „efektem 500+”, ale wpływ tego programu na wzrost skłonności do oszczędzania nie jest zbyt duży.
Po zaskakująco słabym lipcowym odczycie, sierpień przyniósł wzrost wskaźnika PMI dla polskiego przemysłu z 50,3 do 51,5 punktu. Choć zbyt wcześnie, by na tej podstawie wnioskować, że sygnały spowolnienia zostały zanegowane, to poprawa jest wyraźnie widoczna. Tym razem zawdzięczamy ją w dużym stopniu silnemu wzrostowi eksportu. Zwiększyła się także wielkość zamówień krajowych, co w połączeniu z impulsem od odbiorców zagranicznych skutkowało przyspieszeniem produkcji.