Ameryka uratowana, hossa niekoniecznie
Paryż i Frankfurt były w poniedziałek jednymi z najmocniej zniżkujących parkietów. Widać było wręcz panikę. Euforię po głosowaniu w Kongresie może przyćmić obawa o stan globalnej gospodarki.
Sięgająca 0,9 proc. zniżka WIG20 w porównaniu z 2,9 proc. spadkiem DAX-a oraz obrona 2700 punktów mogła imponować. Na głównych giełdach kontynentu wrażenia nie zrobiły ani kiepskie dane z chińskiego przemysłu, który zaczyna się zwijać, ani niewiele lepsze wskaźniki w strefie euro, szczególnie w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Po tych danych indeksy trzymały się na plusie. Tąpnęły dopiero, gdy okazało się, że za oceanem fabryki też cienko przędą. Wskaźnik aktywności ISM spadł do 50,9 punktu, najniżej od dwóch lat. Jego składowe, mierzące dynamikę zamówień i zapasów znalazły się poniżej 50 punktów, mocno spadł także subindeks zatrudnienia.
Wall Street nieźle nas postraszyła, gdy tamtejsze wskaźniki szły w dół po prawie 1 proc. Na szczęście minimum osiągnęły około godziny 18.00 naszego czasu, a więc po zakończeniu handlu w Europie. S&P500 w najgorszym momencie tracił 1,4 proc., docierając do 1274 punktów. Ostatecznie spadł o 0,4 proc. Dow Jones choć przez moment zszedł poniżej 12 tys. punktów, dzień zakończył spadkiem o 0,1 proc.
Sytuacja nie wygląda dla byków najlepiej. S&P500 zalicza drugą na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy sześciosesyjną serię nieprzerwanych spadków, w wyniki której stracił łącznie 4,3 proc. Ta poprzednia z czerwca (także zaczęła się z poziomu 1345 punktów) zabrała wskaźnikowi 66 punktów, czyli 4,9 proc., a cała ówczesna sekwencja spadkowa zatrzymała się 5,9 proc. poniżej punktu startu. Można powiedzieć, że tym razem nie jest najgorzej. Na razie. Ewentualna euforia po załagodzeniu kwestii zadłużenia może nie wystarczyć do zmiany obrazu rynku. A jej wystąpienie wcale nie jest pewne. Jeśli złe sygnały z gospodarki przeważą, prawdopodobne będzie testowanie dołka z 15 czerwca, z dużą szansą na jego pogłębienie. Na swoją kolej czeka już następny z 16 marca. Po wczorajszej sesji DAX ma mniej roboty, bo jednym ruchem przebił dwa najświeższe dołki i został mu już tylko ten z marca. Do jego pokonania brakuje mu sporo i musiałoby wydarzyć się wiele złego, by się do niego zbliżył. Za to S&P500 ma do swojego zaledwie 38 punktów, czyli niecałe 3 proc. Jeśli kolejne dane będą złe, ma szansę tam dotrzeć już w tym tygodniu. Dziś poznamy dynamikę dochodów i wydatków Amerykanów, w środę kluczowe dane o aktywności w usługach, a w piątek równie ważne o zmianie liczby miejsc pracy i stopie bezrobocia. Emocje gwarantowane, nawet, gdy kongresmeni wyjadą wreszcie na wakacje. Oby jak najdłuższe.
W Azji dziś dominowały silne spadki. Liderem był wskaźnik w Korei tracący 2,3 proc. Na godzinę przed końcem sesji Nikkei i indeks na Tajwanie zniżkowały po 1,3 proc. Shanghai B-Share szedł w dół o 1 proc., a Shanghai Composite o 1,5 proc. Kontrakty na amerykański indeksy zniżkowały po 0,2 proc. Widać więc, że wielkiej radości z głosowania w Kongresie trudno się spodziewać.
Komentarz przygotował
Roman Przasnyski, Open Finance