Czy stać nas na upominki dla bogatych? Prezydencki projekt restrukturyzacji kredytów walutowych
Równo rok po gwałtownej aprecjacji szwajcarskiej waluty Kancelaria Prezydenta upubliczniła projekt ustawy określającej zasady restrukturyzacji walutowych kredytów hipotecznych. Dokument, który obecnie przesłany został do konsultacji Komisji Nadzoru Finansowego, w założeniu ma nie prowadzić do dyskryminacji ani uprzywilejowania którejkolwiek grupy kredytobiorców mieszkaniowych, a równocześnie uwzględniać aspekt bezpieczeństwa finansowego - zapewniał podczas przedpołudniowego briefingu prasowego sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, Michał Łopiński. Czy szczegółowe rozstrzygnięcia zawarte w projekcie, odnoszącym się wszak do niezwykle delikatnej materii, jaką jest interwencja państwa post factum w warunki zawieranych umów, faktycznie uwzględniają wszystkie aspekty problemu?
Czytając preambułę do wspomnianego przedłożenia można dojść do wniosku, że jego autorzy nie wykazali się jakże wskazaną w takich przypadkach bezstronnością. Oczywiście preambuła jako taka nie ma mocy normatywnej – niemniej wskazane w niej przesłanki ukazują sposób postrzegania sytuacji zastanej przez autorów projektu. O ile odwołanie do nierówności pomiędzy instytucjami finansowymi a ich klientami może jeszcze być uznane za argument niepozbawiony słuszności (choć równocześnie godzi się przypomnieć, iż zdecydowana część owych nierówności może być bardzo skutecznie niwelowana przy użyciu już obowiązującego prawa konsumenckiego, bankowego czy ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym) – to druga przesłanka przytoczona w preambule zdaje się stać w sprzeczności z dotychczasowymi ustaleniami polskich sądów. Pojawia się tu bowiem argument, że „podmioty działające zawodowo na rynku finansowym zobowiązane są w sposób pełny i rzetelny informować swoich klientów o ryzykach związanych z oferowanymi przez siebie produktami i usługami, a w przypadku niewywiązania się z tego obowiązku powinny solidarnie uczestniczyć w likwidacji negatywnych skutków powstałych z tego powodu”. Rzecz w tym, że projekt ustawy nie ma zastosowania jedynie wobec tych instytucji, które dopuściły się faktycznych uchybień w zakresie obowiązków informacyjnych – w stosunku do takich przypadków można zresztą wyciągać konsekwencje na podstawie już obowiazujacego prawa – a odnosi się do wszystkich banków czy innych placówek, jako jedyne kryterium przyjmując fakt udzielania przez te instytucje kredytów hipotecznych indeksowanych lub denominowanych w walucie obcej. W tym kontekście godzi się przypomnieć takie orzeczenia sądowe jak rozstrzygnięcie krakowskiego sądu w głośnym procesie Sadlik kontra Raiffeisen Polbank, w którym znalazło się między innymi następujące stwierdzenie: „Według sądu nie da się prościej wyjaśnić, na czym polega ryzyko walutowe”. Zdanie to odnosiło się do treści oświadczenia, które – zgodnie z Rekomendacją S Komisji Nadzoru Finansowego – podpisywała większość kredytobiorców walutowych, w tym praktycznie wszyscy ci, którzy zaciągali zobowiązania w okresie najniższych notowań szwajcarskiej waluty. Ciśnie się na usta pytanie: na czym w takiej sytuacji miało polegać „niewywiązanie się z obowiązku informowania klientów w sposób pełny i rzetelny o ryzykach związanych z oferowanymi produktami i usługami”, skoro obowiązek ten w sposób jednoznaczny określały wymagania nadzorcze – a banki czyniły zadość temu wymaganiu? Niestety – na to pytanie w prezydenckim przedłożeniu nie znajdziemy odpowiedzi…
Przejdźmy zatem do meritum. Projekt ustawy składa się z trzech zasadniczych elementów. Pierwszym z nich ma być zastosowanie do spłaty kredytu kursu określonego przez autorów projektu jako „kurs sprawiedliwy”. W jaki sposób ma być dokonane wyliczenie tego kursu? Na początek kredytodawca powinien ustalić wysokość analogicznego zobowiązania – i jego poszczególnych rat – udzielanego w tym samym okresie w złotych polskich (określanego w treści ustawy „kredytem hipotetycznym”). Następnie od sumy spłaconych już rat faktycznego kredytu w walucie obcej należałoby odjąć sumę rat kredytu hipotetycznego za ten sam okres. Wynik tego działania należy następnie – w zależności od relacji pomiędzy kredytem walutowym a hipotetycznym – odjąć lub dodać do wartości kredytu walutowego. Odejmowanie miałoby miejsce w przypadku korzystniejszych rat złotowych, w przeciwnej sytuacji obie liczby należałoby zsumować. Ostatnim elementem wyliczania kursu sprawiedliwego byłoby podzielenie wyniku odejmowania lub dodawania przez saldo pozostałego kapitału określonego we franku, lub innej walucie obcej. Aby ułatwić obliczenie nowej wysokości rat według powyższego, niełatwego algorytmu Kancelaria Prezydenta przygotowała specjalny kalkulator. Zgodnie z projektem ustawy instytucje finansowe, które udzielały kredytów denominowanych lub indeksowanych do waluty obcej, byłyby obowiązane – w ciągu 3 miesięcy od dnia wejścia w życie ustawy — zamieścić takie kalkulatory na swojej stronie www i utrzymywać je nie krócej niż przez okres trzech lat od początku obowiązywania nowego prawa. Warto podkreślić, iż różnicę pomiędzy pierwotną wartością rat należnych od wszystkich kredytobiorców a wartością ustaloną po tzw. kursie sprawiedliwym – podlegającą z mocy ustawy umorzeniu – banki miałyby prawo odliczyć sobie od kwoty tzw. podatku bankowego należnego w każdym miesiącu. Odliczeniu polegałoby nie więcej aniżeli 20 procent wartości owego podatku; jeśli kwota byłaby większa, powstawałaby możliwość odliczenia jej w późniejszym okresie, aż do czasu, kiedy kredytodawca odzyskałby pełną kwotę umorzeń.
Propozycje prezydenckich prawników odnoszą się również do kwestii tzw. spreadów – rozumianych w tym przypadku jako różnica pomiędzy kursem waluty ustalanym przez kredytobiorcę a kursem Narodowego Banku Polskiego. Projekt ustawy przewiduje zwrot kredytobiorcom różnicy pomiędzy oboma kursami dla kwoty wypłaty kredytu, różnic uwidocznionych podczas spłaty każdej z rat oraz „różnicy pomiędzy kursem NBP z dnia udzielenia kredytu a kursem bieżącym NBP dla tej ilości waluty obcej kredytu, która nie powstałaby, gdyby zastosowano kurs NBP dla wypłaty kredytu walutowego”. Suma tych kwot pomniejszałaby wartość kapitału kredytu pozostającego do zapłacenia; w przypadku, gdyby kwota kapitału po odjęciu wszystkich tych różnic była ujemna – bank byłby obowiązany do wypłaty kredytobiorcy tej właśnie kwoty.
Kto mógłby skorzystać z prezydenckich propozycji? Według projektu ustawy, prawo do dokonania restrukturyzacji kredytu mieliby konsumenci w rozumieniu prawa cywilnego – tj. osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej oraz ci przedsiębiorcy, którzy nie traktowali nabytej nieruchomości jako środka trwałego w majątku firmy (tj. nie dokonywali odpisów amortyzacyjnych części kapitałowej raty i nie „wrzucali w koszty” części odsetkowej). Przewidziane zostały dwie drogi restrukturyzacji – polubowna, zakładająca dobrowolność działań obu stron umowy, bądź też na wniosek konsumenta – wówczas kredytodawca byłby obowiązany do dokonania restrukturyzacji.
Odrębne zapisy regulowałyby tzw. przeniesienie nieruchomości – czyli uwolnienie kredytobiorcy od zadłużenia w zamian za zwrot kredytodawcy finansowanej przez tegoż nieruchomości. Prawo takie miałoby przysługiwać tym kredytobiorcom, którzy nie skorzystali z restrukturyzacji – w okresie pomiędzy 6 a 15 miesiącem po wejściu w życie ustawy. Aby skorzystać z przeniesienia własności, kredytobiorca nie powinien w okresie 12 miesięcy przed złożeniem wniosku otrzymywać wynagrodzenia w walucie obcej w wysokości pokrywającej spłatę raty kredytu. Oddłużenie w zamian za przekazanie mieszkania dotyczyłoby wyłącznie osób, w przypadku których wartość raty miesięcznej przekraczałaby 20 procent dochodu kredytobiorcy (lub obojga współmałżonków). Ponadto niezbędnym warunkiem dla przeniesienia własności byłby wzrost wartości części kapitałowej kredytu przeliczonej na złote polskie o ponad 30 procent w stosunku do kwoty wypłaconej kredytobiorcy.
Przedstawiony projekt rodzić może zastrzeżenia dwojakiego rodzaju. Fundamentalnym zarzutem jest oczywiście kwestia poziomu ingerencji władczej państwa w teść dobrowolnie zawieranych umów pomiędzy kredytobiorcą a klientem. W tym kontekście wszelkie zastrzeżenia odnoszące się do innych projektów przewidujących przewalutowanie kredytów -jak choćby procedowany w poprzedniej kadencji parlamentu projekt ustawy o restrukturyzacji walutowych kredytów hipotecznych – w mniejszym lub większym stopniu odnoszą się również do przedłożenia prezydenckiego.
Poważne wątpliwości budzi również zakres obowiązywania nowych przepisów. W przeciwieństwie do poprzednio składanych propozycji projekt prezydencki nie ogranicza kręgu beneficjentów ustawy jedynie do osób wykorzystujących nieruchomość wyłącznie dla zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych. W konsekwencji z niemałych przecież korzyści przewidzianych w zapisach proponowanej ustawy mogliby skorzystać posiadacze domków letniskowych czy mieszkań kupowanych w celu inwestycyjnym. Również posiadacze mieszkań na wynajem, zakupionych na kredyt, mogliby domagać się od banków restrukturyzacji kredytu wraz z umorzeniem części zobowiązania – a nawet, pod pewnymi warunkami, umorzenia długu po oddaniu lokalu, stanowiącego nierzadko ułamek wartości zadłużenia. W przypadku bowiem tzw. ryczałtowego opodatkowania wynajmu mieszkania nie dokonuje się odpisów amortyzacyjnych ani nie odlicza kosztów uzyskania przychodu; wynajmowanie mieszkania nie wymaga też prowadzenia działalności gospodarczej. Nie da się tymczasem ukryć, ze wsparcie dla osób zarabiajacych na kredytowanym lokalu budzi wątpliwość nie tylko pod względem etycznym. Równiez z prawnego punktu widzenia można by rozważać, czy zobowiązanie instytucji finansowych do umarzania części zobowiązań służących działalnosci zarobkowej klienta spełnia kryteria proporcjonalności interwencji państwa w relacje między kontrahentami – bo o konsumencie sensu stricto w takiej sytuacji nie sposób mówić.
Autorzy projektu nie uwzględnili również sytuacji, kiedy budynek bądź mieszkanie zwracane na mocy przeniesienia nieruchomości byłyby zdewastowane w stopniu przekraczającym poziom standardowego zużycia. Trudno uznać za zgodną z zasadami sprawiedliwości i równości podmiotów – a takie intencje miały przecież przyświecać autorom przedłożenia – sytuację w której bank, poza i tak budzącą poważne wątpliwości stratą wynikającą z umorzenia znacznej części długu, miałby ponosić dodatkowe straty związane z rabunkowym charakterem korzystania z nieruchomości przez kredytobiorcę. Wydaje się, że przynajmniej w takich przypadkach kredytodawcy powinno przysługiwać prawo do odmowy wszczęcia procedury przeniesienia nieruchomości.
Poważne wątpliwości wzbudza również brak odgórnego ograniczenia wysokości zarobków, uprawniającej do skorzystania z przeniesienia nieruchomości. Nietrudno obliczyć, że w przypadku kredytu, którego średnia rata wynosi 2000 złotych dochody gospodarstwa domowego uprawniające do zwolnienia z długu pod warunkiem zwrotu lokalu wynosić mogą nawet 8 czy 10 tysięcy złotych. Zaiste, trudno uznać, ze za pozostałe 6 czy 8 tysięcy złotych przeciętna polska rodzina nie jest w stanie utrzymać się na przyzwoitym poziomie. Tymczasem według projektu ustawy „o sposobach przywrócenia równości stron niektórych umów kredytu i umów pożyczki” prawo do szybkiego i bezstresowego oddłużenia przysługiwać będzie nawet osobom zarabiającym wielokrotność tej kwoty – jedynie po spełnieniu wskazanych powyżej, niezbyt zresztą wyśrubowanych warunków. Czy stać nas na tak kosztowne upominki dla bogatych?
Karol Jerzy Mórawski