Czternaście lat minęło…
... jak jeden dzień - powinien zaśpiewać przy goleniu niejeden facet. Równo czternaście lat temu zakończył się wyjątkowy okres w dziejach Polski. Trzy metry długości, cztery miejsca siedzące i chłodzony powietrzem silnik o pojemności skokowej 650 centymetrów sześciennych - oto najważniejsze cechy tej epoki. Fiat 126p, bo oczywiście o nim mowa, wraz z końcem lata 2000 roku zakończył błyskotliwą karierę na polskim rynku motoryzacyjnym. Zabrakło niespełna czterech miesięcy, by "maluch" - który w swym przyciasnym wnętrzu przewiózł nas z krainy gospodarki centralnie planowanej ku demokracji i kapitalizmowi - wszedł razem z nami w XXI wiek.
Żywym obrazem tych przemian jest właśnie historia „maluszka”. Decyzja o zakupie licencji zapadła na szczytach władzy, umotywowana politycznie – o zakończeniu produkcji decydował zarząd polskiej filii Fiata na podstawie wyników sprzedażowych. Pierwsze fiaciki dostępne były jedynie dla wybrańców, poprzez talony, przedpłaty, asygnaty czy sprzedaż w ramach tzw. eksportu wewnętrznego (wyjaśnienie dla młodszego pokolenia: specjalne sklepy, w których Polacy na terenie Polski mogli za dolary amerykańskie kupić towary nieosiągalne nigdzie indziej – jak papierosy Marlboro, klocki Lego czy właśnie samochody) – ostatnie egzemplarze modelu 126 każdy kupić mógł od ręki w dowolnym salonie Fiata. W latach 70-tych czy 80-tych fiacik z powodzeniem zastępował elegancką limuzynę, przestronne kombi, praktycznego pick-upa i wszędobylskiego SUV-a jednocześnie – u schyłku XX wieku wehikuł ten nabywany był zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem, jako auto miejskie lub drugi samochód w rodzinie.
W ciągu 27 lat produkcji powstało niespełna 3,5 miliona tych zabawnych aut. To niezbyt dużo, jeśli porównać z rekordem Forda T (16 milionów sztuk) i Volkswagena Garbusa (21 milionów), a jednak wystarczyło, by 126p dołączył do grona legend światowej motoryzacji. Z Garbusem łączy maluszka zresztą nie tylko tylni napęd: obie fabryki – w Fallersleben i Tychach – powstały na surowym korzeniu, w celu wytwarzania „aut dla ludu”. Podobnie jak maluch, również i Garbus miał być dostępny poprzez swoisty „system argentyński” (inna rzecz, że w przypadku auta zza naszej zachodniej granicy środki te przeznaczono na zbrojenia…). Oba pojazdy mają też swoich fanów na całym świecie – w Holandii posiadanie 126p uchodzi za przejaw hipsterstwa. Z kolei z Fordem T łączy malucha prostota konstrukcji – i ograniczony wybór w kolorystyce. Amerykański pojazd dostępny był wyłącznie w kolorze czarnym – nabywca małego fiata zdany był na taki lakier, jaki akurat w danej chwili rzuciły na rynek zakłady we Włocławku bądź Cieszynie. Znawcy po kolorze (czerwony, biały, beżowy…) potrafili ponoć bezbłędnie określić rocznik.
Zabawny pojazd szybko stał się przedmiotem żartów. Mawiano, że maluch jest równie bezpieczny jak Volvo – gdyż podczas zderzenia czołowego strefa zgniotu kończy się na silniku. Z kolei wygłuszenie wnętrza porównywano z Mercedesem klasy S. W maluchu ten sam efekt osiągnięto jednak znacznie taniej – podczas jazdy kierowca zasłaniał sobie uszy… kolanami.
Dziś, gdy za równowartość średniej krajowej możemy jak w ulęgałkach wybierać pomiędzy tysiącami używanych, „pełnowymiarowych” aut, a równowartość rocznego średniego wynagrodzenia umożliwia zakup nowego kompakta, opowieści o wyprawach maluchem z nieodłączną kempingówką na haku do Złotych Piasków brzmią niczym historie z Dzikiego Zachodu. Nikt dziś nie uruchamia silnika przy pomocy kija od szczotki – narzędzia niezbędnego w maluchu, z uwagi na notorycznie urywającą się linkę rozrusznika. Bagażnik dachowy zakłada się po to, by przewieźć narty, rower lub deskę surfingową – nie skajową sakwę z walizkami mieszczącymi ekwipunek całej rodziny. A jednak to, że dziś możemy podróżować po europejsku, a nasze parkingi nieznacznie tylko odstają od innych państw Unii, to właśnie zasługa poczciwego fiacika. Warto o tym pamiętać – wszak tożsamość narodu składa się nie tylko z przegranych powstań i efektownych porażek, ale przed wszystkim z wykonanych zadań i osiągniętych sukcesów. Pocieszny brzdąc z włoskim pochodzeniem wyznaczone mu zadanie wykonał na piątkę z plusem.