Za co kochać wirtualny świat
Obliczono, że na Ziemi żyje obecnie 2,7 miliarda wirtualnych obywateli; dwa razy tylu, ilu liczy największe w świecie państwo - Chiny. Dla wielu firm działających w realu informacje z sieci są podstawą decyzji biznesowych, a serwisy społecznościowe głównym kanałem komunikacji z klientami.
W świecie wirtualnym istnieją nie tylko serwisy globalne, ale też dziesiątki tysięcy małych i średnich, dobrze skrojonych na potrzeby użytkowników lokalnych. Razem z nimi otwiera się wielki wirtualny biznes z nowymi wyzwaniami, również dla banków. Facebook ma ponad miliard użytkowników, w tym 15 mln w Polsce, z których większość posiada wcale niemałe pieniądze. W jaki sposób technologia przenika do naszego życia?
W każdym dużym mieście wystarczy przejechać się autobusem czy tramwajem, by zauważyć, że pasażerowie, zwłaszcza ci młodsi, nie patrzą już na bilbordy reklamowe, są pochłonięci ekranami swoich małych urządzeń mobilnych, smartfonów czy tabletów. Nie dość, że surfują w sieci, to rozmawiają jeszcze o tym, co robią w niej ich znajomi. Zamiast interakcji twarzą w twarz, wolą odnosić się do tego, co takiego gada się na fejsie.
Prof. Wojciech Cellary, gość specjalny VI Forum Technologii Bankowości Spółdzielczej uważa, że również gospodarka zmierza do tzw. sieciowej organizacji wirtualnej. Do niedawna przedsiębiorstwa działały w postaci sztywnej hierarchii, bo środki wymiany informacji miały ubogie.
W analogii do wojska: jeżeli generał miał się skontaktować z jednostką frontową, to musiał wiedzieć, że ona na podstawie wcześniejszego rozkazu zajęła określone pozycje i powinna być gotowa do walki. W starej gospodarce stworzono struktury, w których każdy pracownik miał ściśle wyznaczone zadanie. Takie firmy nie są już efektywne, kiedy kluczem do sukcesu w biznesie jest dostęp do szybkiej i wiarygodnej informacji. Każdy nosi w kieszeni telefon komórkowy, do każdego można zadzwonić, a w internecie jest wszystko.
Jakie są cechy gospodarki elektronicznej? Pierwszą jest dynamizm. W e-gospodarce firma zmienia się w rytmie koniunktury. To jest ciągła zmienność klientów, dostawców partnerów biznesowych, technologii i metod pracy, ram prawnych, innej wiedzy zarządczej. Mamy sytuację, w której nic nie jest stabilne, dane raz na zawsze. Nie można poprzestać na stałych relacjach, choćby najbardziej lojalnych. Musimy uczyć się żyć z agresywną konkurencją, cały czas telefonować, pytać się, pokazywać i… chwalić.
Nie wystarczy, że pracujemy w jednym miejscu, trzeba aktywnie poszukiwać kontaktów i współpracy po to, żeby chociaż utrzymać się na bardzo ciasnym rynku. Bez porządnej wiedzy informacja jest nieprzyswajalna, może być skonsumowana, ale zaraz się ją wydala, kiedy nie służy do niczego.
Osoba niepotrafiąca komunikować się, pozostaje niezauważona. Nie jest tak, że ktoś do firmy przyjdzie, pochyli się nad nami jak w starych dobrych czasach. Albo jesteś przebojowy, aktywny i reklamujesz skutecznie swój produkt, albo trafiasz na margines. Prowadzenie biznesu bez ciągłego chwalenia się jest jak puszczanie oka do dziewczyny po ciemku. Nikt poza nami nie wie, co robimy.