Rynek należności w ocenie KUKE
Robert Lidke, aleBank.pl: Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych ubezpiecza kredyty eksportowe, ale jest również graczem na rynku należności, także wewnątrz kraju. Co się działo na tym rynku przed pandemią, na początku pandemii, i jak ten rynek wygląda w tej chwili?
Janusz Władyczak, KUKE: Rynek jest niezwykle dynamiczny, ponieważ mamy tutaj sporą liczbę graczy, stricte wyspecjalizowanych, jeśli chodzi o ubezpieczenia należności.
Przed pandemią, czyli przełom roku 2019 i 2020 był ciekawym okresem, kiedy jako rynek widzieliśmy już pewnego rodzaju zagrożenia, które się zaczęły wtedy piętrzyć. One oczywiście nie były związane w żaden sposób z pandemią, raczej były związane z popytem na różnego rodzaju dobra. I tutaj głównie jest mowa o motoryzacji, która od połowy 2019 roku miała już swoje problemy na całym świecie.
Jeśli pojawia się tzw. „czarny łabędź”, który „nadleciał znikąd”, to okazuje się, że gracze na rynku zaczynają się usztywniać
Sektor budowlany, który zawsze jest na tzw. radarze towarzystw ubezpieczeniowych jest niezmiernie ważny dla całej gospodarki. W tym czasie ceny przetargów były w miarę wysokie, sytuacja wyglądała na opanowaną, jednak wszyscy zaczęli się zastanawiać, czy firmy będą w stanie podołać takiej ilości zamówień.
Później nadeszła pandemia i był to przełomowy moment. Jeśli pojawia się tzw. „czarny łabędź”, który „nadleciał znikąd”, to okazuje się, że gracze na rynku zaczynają się usztywniać.
Czyli automatycznie sytuacja rynkowa ulega pogorszeniu. Przede wszystkim dla klientów, dla przedsiębiorstw, które nagle mogą w niespodziewany sposób pozostać bez kredytu kupieckiego. A jedna czwarta gospodarki na tym kredycie się opiera.
Czyli część firm, zajmujących się ubezpieczaniem należności, zaczęła się wycofywać z rynku ‒ a KUKE zostało?
‒ Mniej więcej tak to wyglądało. Inne podmioty, które są na polskim rynku należą do globalnych graczy, które zarządzane są z innych krajów i one patrzą na swój portfel w miarę globalnie. One ryzyk mają bardzo dużo, w związku z czym kiedy widzą kryzys na horyzoncie momentalnie „zaciągają ręczny hamulec” i stoją. Czekają, patrzą co się dzieje i tną swoje ekspozycje, przycinają limity. I to też faktycznie miało miejsce podczas pandemii.
My do sytuacji podchodzimy w miarę spokojnie, niezależnie czy mamy prosperity, czy mamy kryzys.
Niezależnie od tego jak duży mamy kryzys, który zdarza się cyklicznie mniej więcej co dziesięć lat ‒ to żaden z wcześniejszych modeli nie działa. O ile dotychczasowy model w pewnym momencie był w stanie przewidywać co się „zadzieje” ‒ o tyle w kryzysie nie ma modelu, który by realnie zadziałał, bo po prostu nie jesteśmy w stanie tego przygotować.
W związku z czym w KUKE patrzyliśmy uważnie jak się sytuacja rozwija. Nie podejmowaliśmy decyzji o ograniczaniu działania, byliśmy ostoją dla rynku, ostoją dla przedsiębiorców. Dzięki temu przedsiębiorcy mogli do nas przyjść i uzyskać nadal limity, które u konkurencji potracili.
Jak widać sytuacja, jeśli chodzi o firmy nie jest zła, bo dużo firm jednak nie upadło. Można więc powiedzieć, że znowu na ten rynek warto wrócić. I co w tym momencie robi konkurencja?
‒ Jak już powiedziałem, sytuacja na tym rynku jest zawsze dynamiczna. Widzimy, że jest mała szkodowość, a taka była, wynikająca choćby z uruchomionych szeroko, w miarę szybko programów rządowych, które wspomogły płynność przedsiębiorstw, a to wpłynęło na spłacalność faktur.
Kiedy wszyscy podsumowali ubiegły rok, to okazało się, że on wcale nie był taki zły, i że zaległości są o połowę mniejsze niż to miało miejsce w okresach prosperity
Gdybyśmy spojrzeli na wszystkie sektory gospodarki, to sytuacja była o wiele lepsza niż rok wcześniej. Terminy płatności poskracały się, przedsiębiorcy byli bardziej skłonni żeby uiszczać swoje należności na czas, a nawet czasami przed czasem.
I nagle się okazało, kiedy wszyscy podsumowali ubiegły rok, że on wcale nie był taki zły, jak na początku wieszczono, i że zaległości są o połowę mniejsze niż to miało miejsce w okresach prosperity.
W związku z czym, standardowo ‒ jeśli najpierw zakładaliśmy, że coś pójdzie źle, i patrzymy, że się nie sprawdziło, to idziemy w zupełnie inna stronę. I teraz jest totalne uwolnienie kredytów i chęć podejmowania ryzyk, o których normalnie w ogóle nie byłoby mowy.
Dzięki czemu, większość graczy na rynku poluźniła ocenę ‒ w mojej obiektywnej ocenie nawet za mocno, bo dane, które będą do nich spływać za poprzedni rok wcale nie będą takie różowe ‒ i automatycznie wytworzyła pewnego rodzaju ciekawą grę na rynku.
Jest konkurencja cenowa między firmami. Ale tarcze chroniące przedsiębiorstwa kończą się i są przewidywania, że wiele firm bez tych tarcz jednak upadnie.
‒ I dlatego strategia, którą obrali przedstawiciele rynku, większość z nich, wydaje się strategią, która nie do końca może się sprawdzać. O ile popatrzymy na swoje poziomy szkodowości, to one są naprawdę bardzo niskie, ale to jakaś forma aberracji rynku, czyli coś, co nie powinno następować.
Jeśli wrócimy do normalności, to poziomy szkodowości, o których była mowa, te 30‒40 proc., które były w roku ubiegłym, skoczą razy 2. I wtedy faktycznie nastąpi coś, czego żaden z przedsiębiorców, który się ubezpieczył, by nie chciał. Będzie „przerzucenie wajchy” w drugą stronę, czyli zacieśnienie polityki oceny ryzyka.
Chodzimy trochę od bandy do bandy na rynku należności Nie jesteśmy w stanie wypośrodkować, albo jest hurraoptymistycznie, albo zaraz przerzucamy się na drugą stronę i bardzo negatywnie, pesymistycznie podchodzimy do ryzyk.
Szukanie złotego środka jakoś, przynajmniej na razie, rynkowi należności niestety nie wychodzi.
Ale KUKE jest w tym złotym środku?
‒ Staramy się być jak najbliżej.