Ludzie jak kurczaki, żyją w ścisku
Ziemia bez ludzi musiała być świetnym miejscem. Raz po raz grzmotnął w nią meteoryt lub wielki wulkan splunął lawą i poprawił popiołem, ale narzekać na katastrofy nie było komu myślącemu po naszemu, więc jakby ich nie było. Nie Ziemia to była lecz Arkadia.
Wykreować się jednak zdołali pierwsi homo i zaczęło się na Ziemi wszystko kiepścić. Nawet klimat nie wytrzymał i psuć się zaczął na potęgę.
Przez tysiąclecia tłoku nie było. Pojawił się wszakże Szkot o imieniu James z rodu Wattów, ulepszył pierwsze maszyny parowe i ludzi na Ziemi przybywać zaczęło coraz prędzej.
Dlaczego? Ponieważ dobrostan ludzkości rośnie wraz z energią do naszej dyspozycji. Gdy jedynym jej źródłem był żywy ogień, musiało być nas mało. Ale od Watta poczynając zaczęła się jazda: od jednego miliarda wtedy do prawie ośmiu teraz.
Kiedy było mniej ludzi, było przyjemniej
Gdy zaczynałem nauki szkolne, będzie już ponad 60 lat temu, z trzema miliardami ziomków wokół siebie, było jeszcze w miarę luźno i -uwierzcie – znacznie milej i przytulniej.
Od Watta do wówczas, tj. do końca lat 50. ubiegłego wieku, przybyło jakieś dwa miliardy ludzi. Od wówczas do dziś aż prawie 5 miliardów. Przyspieszenia i Usain Bolt, by pozazdrościł.
Przeludnienie wpływa na ludzkość jak wielkoprzemysłowa hodowla na kurczaki – żeby przeżyły w kurnikach stojąc skrzydło w skrzydło, trzeba szprycować je lekami. Dobrze dla nich, że nie wiedzą, że jest poza kurnikiem inne życie. My jednak poza naszym, tu na Ziemi, innego nie mamy.
Dziś czuję się jak w kurniku na milion ptaków i więcej. Przychylam się tedy do zdania, że obecna i kolejne pandemie oraz inne klęski spadać będą na ludzkość, bo jest nas za dużo.
Czasy zmieniają się błyskawicznie. Mięsa armatniego ważonego na tony prawie nikt już nie chce, z użycia wyszły łopaty i taczki, strach przed robotami wśród maluczkich bez dobrych świadectw coraz większy.
Ograniczenie biedy zmniejszy przeludnienie?
Pytam więc przy każdej okazji, gdy zejdzie rozmowa na podobne sprawy, czym lepsza jest Polska 40-milionowa, od takiej która miałaby tych milionów (teoretycznie) nie więcej niż, na przykład, trzydzieści. Pytanie zadaję wyłącznie rozsądnym bliźnim, bo z mądrymi inaczej i na opak mi nie po drodze.
Chwil mija kilka i słyszę, że co będzie z ZUS-em? Nie dociera do stroskanych, że modlą się do steranego cielca, który w metryce ma wprawdzie za ojca Otto von Bismarcka, ale dojrzał dopiero po II wojnie i już po 30 latach zaczął stękać i kuleć.
Ludzkość nie takie klęski przeżyła jak potencjalny brak ZUS-u. Niszczyła się w wojnach i zaraz po nich znowu wszystko wokół rosło. Nie róbmy z siebie ostatnich niedojdów i niedołęgów, którzy na trzydzieści lat przed czasem nie potrafią w sprawie świadczeń dla starych ruszyć głową.
Problem przeludnienia będzie coraz większy. Miliardy ludzi z Południa chcą żyć jak my tu na Północy. Trzeba będzie więcej dżuli, kalorii i każdego jednego dobra, a planeta już teraz ledwo zipie. Smagamy ja batem, a ciągnie coraz wolniej, bo kiedyś była rumakiem, a jest z niej chabeta.
U nas temat jest tabu, bo co dorodniejszy burak imputuje od razu eutanazję i zbyt wielu kojarzy go natychmiast i bez sensu z aborcją. Nawet antykoncepcja jest na indeksie, choć z wszelkich innych zdobyczy myśli ludzkiej korzystają ojczulkowie i ojcowie, ile wlezie.
Ludzie to nie przedmioty, nie wolno ich „brakować” jak w jakimś magazynie, ale można sprawić, żeby problem przeludnienia przestał narastać, nie czekając spodziewanego przez demografów przegięcia, czyli początku spadku, gdy ludzi będzie już 9 lub 10 miliardów.
Gorzej będzie z tym, żeby wszystkim nam, tym dziś zamożnym i tym zamożnym dopiero jutro, chciało się mieć wszystkiego mniej niż więcej, ale z tym wzywaniem w tym tekściku już się nie zmieszczę.
Pandemia, środowisko, klimat to sprawy o wymiarze globalnym, w swym własnym grajdole człek pojedynczy, a i naród, ich nie rozwiąże.
Na pierwszy plan wśród zadań dla Zachodu wysuwa się likwidacja afrykańskiej oraz częściowo azjatyckiej i latynoskiej biedy, bo to tam gdzie biednie rodzi się najwięcej ludzi.
Mniej biedy, znacznie więcej edukacji i zacznie też znikać strach przed obcymi o różnych kolorach skóry, bo nic nie tworzy między obcymi silniejszych więzów niż wspólne lata w Batorym, Reytanie, a już szczególnie na Harvardzie.
Nie trzeba nas w Polsce, Europie i na całej Ziemi więcej. Chcemy wolnego wybiegu dla kur, wołamy żeby wypuścić z klatek srebrne lisy i norki, a sami chcemy te opuszczane zaludniać?